Dwie Prawdy, o których chciałabym wiedzieć mając 13 lat (cz. 1) Drukuj
Autor: Anna Kwiecień   
środa, 12 sierpnia 2015 00:00

Siedziałam w chłodnej sali, w której odbywały się kolonijne społeczności (spotkania, podczas których koloniści śpiewali różne piosenki/pieśni i uczyli się biblijnych prawd). Przeglądałam cieniutki zeszyt z tematami lekcji biblijnych. Każdy z opiekunów miał wybrać jeden i przeprowadzić jedną lekcję. Szkółki odbywały się raz dziennie na poobiedniej społeczności. Przeglądałam zeszycik i biłam się z myślami. Dwa tematy był szczególnie mi bliskie i nie wiedziałam, który wybrać…

Na kolonię przyjechałam dzień wcześniej. – Ania, dostaniesz najstarszą grupę dziewczyn – przywitał mnie na stacji kierownik kolonii. Uśmiechnęłam się i w myślach podziękowałam Bogu. Wiedziałam, że właśnie dlatego tutaj jestem. Kiedyś sama przyjeżdżałam w to miejsce jako kolonistka, a dwie ostatnie kolonie szczególnie zapadły mi w pamięć. Jednakże właśnie wtedy – będąc w najstarszej grupie dziewcząt – zaczęło się też wiele moich dziewczęcych problemów i kompleksów, pojawiły się pytania, na które szukałam odpowiedzi wiele lat. Później nie raz wracałam w to miejsce w roli „cioci” – opiekunki. W tym roku, po dwuletniej przerwie, wróciłam znowu z silnym pragnieniem, aby przekazać dzieciom (szczególnie dziewczętom), to wszystko, czego ja nie wiedziałam mając dwanaście, trzynaście lat, a co – patrząc z dzisiejszej perspektywy – bardzo chciałabym wtedy wiedzieć.

Tegorocznym wersetem przewodnim był ten: „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki ten sam.” (Heb 13:8), a tematy lekcji biblijnych skupiały się na imionach Pana Jezusa: Mesjasz, Bóg mocny, Cudowny Doradca, Słowo Boże, Król Królów, Książę Pokoju, Immanuel – Bóg z nami, Alfa i Omega. Siedząc w chłodnej sali biłam się z myślami. Dwa tematy były mi szczególnie bliskie, gdyż przedstawiały prawdy, które mocno przeżywałam i o których – żałuję – nie wiedziałam mając dwanaście czy trzynaście lat. Właśnie z tego powodu bardzo chciałam poprowadzić te dwie szkółki. Niestety, według ogólnie przyjętej zasady każdy wychowawca prowadził jedną lekcję biblijną. Podejrzewam, że gdybym poprosiła, nie byłoby problemów, ale… zabrakło mi odwagi, aby zapytać. To był mój odwieczny problem. Kiedy chodziło o dobro innych walczyłam jak lwica, sprawiając wrażenie osoby odważnej, pewnej siebie, konsekwentnie dążącej do celu. Jednak nigdy nie potrafiłam zabiegać o coś dla siebie ani walczyć o swoje interesy. Zawsze w takich sytuacjach ogarniała mnie paraliżująca nieśmiałość i wycofywałam się… Otoczenie natomiast myśląc, że skoro nie zabiegam o jakąś sprawę, to znaczy, że mi na niej nie zależy, albo nie jestem tym zainteresowana, nie wychodziło mi naprzeciw. Kiedyś było to źródłem wielu moich smutków i frustracji. Często wpadałam z tego powodu w przygnębienie. Od pewnego jednak czasu sytuacja się zmieniła. Kiedy na czymś bardzo mi zależy, a ogrania mnie paraliżująca nieśmiałość, opowiadam o tym Bogu, oddaję Mu ten problem i proszę o pomoc, mądrość, prowadzenie i siłę. Tak też zrobiłam w tej sytuacji. Opowiedziałam Bogu, że leżą mi na sercu dwa tematy: Cudowny Doradca oraz Immanuel – Bóg z nami, bo są mi bliskie i bardzo chciałabym podzielić się z dziećmi tym, czego ja niestety nie wiedziałam będąc w ich wieku. Następnie – skoro miała, poprowadzić tylko jedną lekcję biblijną – poprosiłam o mądrość w wyborze tematu. Wybrałam lekcję biblijną nr. 3: „Cudowny Doradca”.

Cudowny Doradca

Temat ten oparty był na historii o cudzie w Kanie Galilejskiej. Matka Jezusa dostrzegła problem – na weselu zabrakło wina, co było hańbą dla gospodarzy. Z tym właśnie problemem zwróciła się do Jezusa: „Wina nie mają” oraz wskazała służbie na Jezusa, jako na tego, który może rozwiązać tę kłopotliwą sytuację: „Co wam powie, czyńcie”. Reakcja Jezusa wydawała się na początku dziwna: „Napełnijcie stągwie wodą i zanieście do spróbowania gospodarzowi wesela”. Co działo się dalej wszyscy wiemy. Przygotowując się do tego tematu, zastanawiałam się, jak przekazać dzieciom prawdę, że Pan Jezus nie jest tylko Cudownym Doradcą w chwilach trwóg, tak jak mówi popularne w Polsce przysłowie „Jak trwoga to do Boga”. On chce sam pisać scenariusz naszego życie, chce krok po kroku nas prowadzić. Nasza ludzka perspektywa jest bardzo ograniczona – dokonujmy wyborów i podejmujemy decyzje w oparciu o naszą dzisiejszą wiedzę. A On – wszechmogący Bóg – zna przyszłość, wie, co będzie jutro, dlatego wie, co będzie dla nas najlepsze i tylko On może najlepiej pokierować życiem człowieka. W Biblii znajduje się wiele przykładów, ludzi, którzy powierzali Bogu swoje decyzje i wybory prosząc, aby On kierował każdym ich krokiem. Kiedyś bardzo przemówiła do mnie historia Dawida, który pytał Boga o każdy swój krok (I Sam 23:1-12). Również sługa Abrahama, któremu polecona została ważna misja przywiezienia żony dla Izaaka, nie polegał na własnym guście, na własnych przekonania i rozeznaniu. Powierzył tę sprawę Bogu, gdyż On wiedział najlepiej, która kobieta będzie najlepszą żoną dla Izaaka. Analizując te przykłady utwierdzam się w przekonaniu, że Bóg chce pisać scenariusz naszego życia. Kiedy powierzamy mu każdy nasz krok (nieważne, czy chodzi o małe codzienne wybory, czy ważne decyzje dotyczące szkoły, pracy, kariery, miłości) poznajemy go jako Cudownego Doradcę, który prowadzi nas właściwą drogą zadziwiając swoją mądrością i doskonałym planem. Bóg chce pisać scenariusz naszego życia i uwielbia się w naszym dziękczynieniu i zachwycie, kiedy dostrzegamy, jak mądrze prowadzi nas przez życie.

Wiedząc to wszystko i chcąc w jak najprostszy sposób przekazać dzieciom – które już powoli zaczynają podejmować różne decyzje dotyczące swojego życia – tę ważną prawdę, postanowiłam posłużyć się pewną ilustracją.

Pewien człowiek chciał dojść do zamku. Jednak stanął przed dylematem, którą z trzech dostępnych dróg wybrać. Drogowskaz pokazywał, że jedna z tras prowadząca do zamku ma 50 km, druga 100 km, ale charakteryzuje się walorami estetycznymi oraz kusi hotelem w połowie drogi, a trzecia – 200 km. Zapytałam dzieci, którą z tych dróg i dlaczego doradziłby wędrowcowi. Odpowiedzi były różne. Jedni radzili drogę pięćdziesięciokilometrową, bo jest najkrótsza i najszybciej dojdzie się do celu. Drudzy twierdzili, że lepiej pójść dłuższą drogą (tą stukilometrową), ale podziwiać cuda natury. Jeszcze inni zgadzali się, że droga stukilometrowa jest najlepsza, ale dla nich argumentem przejawiającym za był hotel w połowie drogi – lepiej podzielić podróż na dwa dni i nie narażać się na niebezpieczeństwo spędzenia nocy w drodze. Wszystkie te argumenty były słuszne i mądre, ale… z ludzkiej perspektywy. Osoby dające rady, opierały się tylko na tych samych informacjach, które miał wędrowiec – tablicy drogowskazu. Podobnie sprawa ma się z radami udzielanymi nam przez innych. Możemy mieć wielu doradców, ludzi, którzy nas kochają, którym nasze szczęście leży na sercu albo mędrców z dużą wiedzą i życiowym doświadczeniem. Jednak oni wszyscy są tylko ludźmi, którzy udzielają rad z perspektywy teraz i tutaj, nie wiedzą, co przyniesie jutro.

Poprosiłam dzieci, aby uważnie przyjrzały się ilustracji - przedstawia ona wszystkie trzy drogi z „perspektywy ptaka”. Następnie poprosiłam, aby posłuchały jak będę analizowała każdą z nich i później jeszcze raz doradziły wędrowcowi. Pierwsza zaproponowana droga (pięćdziesięciokilometrowa) jest najkrótsza, ale wiedzie przez teren bagnisty i mokradła – jest ciężka do pokonania. Następnie dochodzi się nią do rzeki, przez którą wiedzie stary, nadgryziony zębem czasu, uszkodzony przez burze, mostek. Nie wiemy, na ile jest wytrzymały. Być może wisi na przysłowiowym włosku i nie jest już w stanie utrzymać ciężaru człowieka… Dalej po drugiej stronie rzeki droga wije się stromo pod górę. Jest to najbardziej strome i niebezpieczne podejście do zamku. Łatwo stracić przyczepność na kamienistej ścieżce i osunąć się w dół dotkliwie się raniąc. Druga – stukilometrowa droga – na początku prowadzi przez łąki pełne unikatowych gatunków kwiatów. Następnie dochodzi się do przytulnego hotelu, gdzie bezpiecznie można spędzić noc. Wyruszywszy nad ranem napotyka się na rzekę… i tu zaczynają się schody – dosłownie i w przenośni. Nie ma żadnego mostu. Trzeba zejść stromymi schodami do wąwozu, w którym płynie rzeka a następnie przeskakując z kamienia na kamień dojść do drugiego brzegu. Nie jest to łatwe zadanie i mało wprawny wędrowiec może mieć problem z przeprawieniem się na drugą stronę. Co gorsza, jeśli akurat poziom wody jest wyższy przejście na drugą stronę może okazać się całkiem niemożliwe. Jeśli się udało, czeka nas najgorsza część tej wędrówki: ciemny i niebezpieczny las. Za lasem czekam nas jeszcze tylko droga pod górę. Na szczęście biegnie ona z drugiej strony wzgórza i podejście nie jest aż tak bardzo strome.

Trzecia droga nie została doradzona przez nikogo. Na początku również biegnie przez łąki, ale nie rosną tutaj piękne kwiaty. Jest najdłuższa, gdyż prowadzi do znajdującego się na uboczu, solidnego kamiennego mostku, który umożliwia bezpieczną przeprawę przez rzekę. Następnie wije się leniwie po zboczu wzgórza. Wędrowiec idąc nią nadkłada sporo drogi, jednak jest to najłagodniejsze wejście na szczyt, gdzie znajduje się zamek…

Podejrzewam, że każdy, kto zna szczegóły każdej z trzech dróg doradzi tę samą drogę. Na pytanie, którą drogę powinien wybrać wędrowiec, wszyscy byli teraz zgodni: najdłuższą, ale i najbardziej bezpieczną. Podobnie jest w życiu, nie raz gdybyśmy wiedzieli, co będzie dalej, jak potoczy się nasze życie dokonalibyśmy innych wyborów, podjęli inne decyzje. Czy zatem nie warto, pytać zawsze o radę i prosić o prowadzenie Cudownego Doradcę, który widzi przyszłość z lotu ptaka, zna każdą minutę jutra, każdy szczegół przyszłej drogi…?


Nie jednak droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci. Przyp. Sal 14:12; 16:25

Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie! Pamiętaj o nim na wszystkich swoich drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki! Przyp. Sal. 3:5-6

Powierz Panu drogę swoją, zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni. Ps 37:5


C.D.N