Kształt pobożności Drukuj Email
Autor: Hukisz Henryk   
wtorek, 03 grudnia 2019 00:00
Podejmując kiedyś pracę w nowej firmie, postanowiłem nie mówić od razu, że jestem świadomym chrześcijaninem, takim na co dzień. Chciałem zobaczyć, jak długo uda mi się „ukryć” ten fakt. Po pewnym czasie musiałem udać się z moim współpracownikem do innej miejscowości. Jechaliśmy moim autem, i po chwili, gdy w koleżeńskiej rozmowie, użył słowa potocznie uważanego za wulgaryzm, nagle przerwał i powiedział „przepraszam”. Gdy go zapytałem za co przeprasza, wyjaśnił, że głupio się poczuł i powiedział - „ty jesteś jakiś inny i nie słyszałem żebyś używał takie słowa”.
Już kilkuletnie dzieci potrafią rozpoznawać podstawowe kształty. Niedawno, bawiąc się z moim trzyletnim wnukiem, narysowałem koło na kartce papieru. Jack spojrzał na moje dzieło i wyraźnie zdziwiony powiedział: „Dziadzia, it’s an oval”. Kształt figury nieomylnie świadczy o tym, czy jest to kwadrat, trójkąt, koło, czy też owal.
Chciałbym zapytać, czy nasza pobożność powinna posiadać określony, wyraźny kształt, po którym inni z łatwością mogliby rozpoznać, że jesteśmy dziećmi Bożymi?
Gdy mówi się o zewnętrznej formie pobożności, najczęściej można usłyszeć, że Bóg patrzy na serce, dlatego nie jest ważne to, jak wygląda się na zewnątrz. Znawcy przysłów, od razu przypominają, że „nie szata zdobi człowieka”. Ja, też lubiący przysłowia, odpowiadam na to staropolszczyzną, że „jak cię widzą, tak cię piszą”.
No tak, odpowiedzą znawcy już nie przysłów, lecz Słowa Bożego, że należy wystrzegać się tych, „którzy mają kształt pobożności” (2 Tym. 3:5 [BG]). No właśnie, jak to jest z tym kształtem pobożności? Myślę, że na podstawie zacytowanego wyżej wersetu zostało utworzone określenie: „formalna pobożność”.  W tym wersecie chodzi tylko o tzw. „pobożność na pokaz”, gdzie nie ma mocy przemieniającej życie - „ ale się skutku jej zaparli.” Drzewo poznaje się po owocach, a nie po naklejonej na nim etykiecie z nazwą.
W języku greckim zostało tu użyte słowo „morfosin”, które oznacza „ukształtowanie”. Podstawowym słowem jest wyraz „morfe” – „kształt”, „postać” lub „zewnętrzny wygląd”. To słowo użyte w Nowym Testamencie, nie zawsze ma zastosowanie negatywne, jak w powyższym cytacie.
Apostoł Paweł pisał o Chrystusie, jako doskonałym dla nas wzorze do naśladowania w relacjach z innymi ludźmi. Chrystus  „chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej.” (Filip. 2:6-8). 
Słowo „postać”, w języku oryginalnym jest tym samym słówkiem „morfe”, jakie znajdujemy w podanym wcześniej wersecie. Chyba nikt rozsądnie myślący nie uważa, że Chrystus stał się tylko „formalnie” sługą i Jego posłuszeństwo było jedynie na pokaz. On przyjął postać sługi, a nawet „niewolnika” [doulos], przyjął tak wyraźny  kształt, że dla większości sprawiało to trudność, aby uwierzyć, że jest Mesjaszem posłanym od Boga.
To samo słowo zostało również użyte przez Apostoła Pawła w liście do Galacjan. Paweł pisze z olbrzymią troską o wierzących w tym zborze, że będąc nawet nieobecny, zabiega o ich dobro. Celem jego troski jest osiągnięcie przez nich widocznego poziomu pobożności – „dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was” (Gal. 4:19). Jest więc oczywistym, że pobożność, jaką widzimy w życiu Chrystusa, winna być widoczna w naszym postępowaniu.
Nie chodzi przecież o to, abyśmy zewnętrznie upodobniali się do fizycznego wyglądu naszego Pana i Nauczyciela. Dlatego dobrze jest, że nie ma żadnych obrazów Chrystusa, które mogłyby rzucić jakiekolwiek światło na Jego wygląd. Zapewniam, że ślady z „całunu turyńskiego” nie są prawdziwym obrazem Chrystusa, tylko ślepi na Bożą prawdę odbierają to inaczej.
Nasza pobożność ma być widoczna na zewnątrz. Jezus powiedział bardzo wyraźnie: „Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze.” (Mat. 5:14). Celem tej światłości jest pokazanie światu naszego Ojca. „Tak niechaj świeci wasza światłość przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (w. 16). To zadanie, ukazania Ojca przez naszą pobożność, nie jest dla nas kwestią dowolności, lecz koniecznością.
Jezus, w rozmowie ze Swoim Ojcem stwierdził, że ci, którzy Go poznali jako „jedynego prawdziwego Boga” (Jan 17:3), zostali pozostawieni w tym świecie, chociaż już „nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (w. 16), w tym celu, „aby świat uwierzył, że Ty mnie posłałeś” (w.21).  Zostaliśmy wyposażeni w ogromną chwałę, jedność i miłość, jakich świat nie ma i nie zna. „A Ja dałem im chwałę, którą mi dałeś, aby byli jedno, jak my jedno jesteśmy. Ja w nich, a Ty we mnie, aby byli doskonali w jedności, żeby świat poznał, że Ty mnie posłałeś i że ich umiłowałeś, jak i mnie umiłowałeś.” (w. 22,23).
Mojżesz nie mógł ukryć lśnienia, jakie pozostawiło na jego twarzy  przebywanie w obecności Boga. Czy jesteśmy w stanie ukryć lśnienie Bożej chwały, jaką otrzymaliśmy od Chrystusa w momencie narodzenia się na nowo? Chyba że nie było narodzenia z Ducha, dlatego warto jest poddać się testowi z 1 Listu Jana, czy mam udział w tym darze łaski. Miłość jest najbardziej rozpoznawalnym zewnętrznym znakiem – „Umiłowani, miłujmy się nawzajem, gdyż miłość jest z Boga, i każdy, kto miłuje, z Boga się narodził i zna Boga.” (1 Jan 4:7).
Prawdziwy uczeń Jezusa Chrystusa jest jawnym naśladowcą swego Nauczyciela. Jego życie będzie żywym świadectwem przynależności do grona zwolenników Królestwa Bożego. Jezus powiedział jakie skutki będą nam towarzyszyć, jeśli pójdziemy w Jego ślady. Nie obiecywał sielanki, lecz takiego samego potraktowania przez świat, jakie jego spotkało. Powiedział: „I będziecie w nienawiści u wszystkich dla imienia mego, ale kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.” (Mat. 10:22).  Przecież „nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan.” (w. 24).  
Apostoł Paweł nie ukrywał, że „wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą” (2 Tym. 3:12). A do Tytusa napisał wyraźnie, że łaska Boża, to nie tylko objawienie miłości, lecz również nauka o wyrzeczeniach – „abyśmy wyrzekli się bezbożności i światowych pożądliwości i na tym doczesnym świecie wstrzemięźliwie, sprawiedliwie i pobożnie żyli.” (Tyt. 2:12).    
Uważam, że ci, którzy tak chętnie mówią, że zewnętrzna pobożność jest nieważna, gdyż Bóg widzi ich gorące dla Niego serca, jest zwykłą ucieczką przed kosztem uczniostwa. Prawdziwy uczeń, naśladuje Chrystusa nie tylko w myślach, lecz przede wszystkim w praktycznym postępowaniu. Tego oczekuje Nauczyciel, mówiąc: „kto nie bierze krzyża swego, a idzie za mną, nie jest mnie godzien.” (Mat. 10:38) Niesienie krzyża jest czymś bardzo widocznym, jest kształtem naszej prawdziwej pobożności, jaką jesteśmy winni okazywać na co dzień.
Zakończę to rozważanie ostatnimi słowami z modlitwy Jezusa, które tak wyraźnie wskazują na kształt, po którym świat może poznać naszą pobożność: „Ojcze sprawiedliwy! I świat cię nie poznał, lecz Ja cię poznałem i ci poznali, że Ty mnie posłałeś; i objawiłem im imię twoje, i objawię, aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w nich była, i Ja w nich.” (Jan 17:25,26)

Artykuł pochodzi z http://www.hukisz.blogspot.com