Łzy nie wystarczą Drukuj Email
Autor: Bartosz Sokół   
wtorek, 29 marca 2011 00:00

Izrael pogrąża się w mrokach niesposłuszeństwa i buntu. Gdzieś niedaleko płoną obce ołatrze. Wiejący z pólnocy wiatr przywiewa woń pogańskich kadzideł. Nieliczni wspominają Jahwe, ale to Baal pochwycił serce narodu. "Małżonek" zaoferował więcej. Natychmiastowa przyjemność, iluza szybkiego sukcesu. "Pan", ale nie tak straszny jak Jahwe. Bardziej ludzki. Bardziej przystępny i zrozumiały.

Powinienem napisać, że nadszedł właśnie wyjątkowy moment w historii narodu. Moment bolesnego upadku i upokorzenia. Spoglądając jednak na całą historię Izraela myślę, że to momenty wierności należałoby nazwać wyjątkowymi.

"Pan rozgniewał się na Izraela" (IV Moj. 25:3). Cóż innego mógłby uczynić? Czyżbyśmy zapomnieli, że Bóg potrafi się rozgniewać? Nie trzeba być wytrawnym badaczem chrześcijaństwa, aby dostrzec, że żyjemy w podobnym czasie. Wielu mieniących się sługami Chrystusa, oddaje swoje życie zupełnie innym bogom. Na ołtarzu sukcesu płoną spotkania modlitewne i komory modlitwy. Powiesz jednak: mnie to nie dotyczy! Jestem biblijnie wierzącym chrześcijaninem, który nad tym szczerze ubolewa!

Historia Izraela powinna być ostrzeżeniem dla wszystkich pokoleń Kościoła. I wierzę, że jako taka została pomyślana. Pośród kadzidlanego dymu, krzyków i ogólnego chaosu, mogę dostrzec dwie grupy ludzi. Pierwsza otwarcie służy Baalowi, realizując swoje pragnienia i pasje. Druga przyjmuje zupełnie inną postawę. Spójrzcie na nich! "Ci zaś płakali przed wejściem do namiotu zgromadzenia." (IV Moj. 25:6) Cóż za piękna, porywająca scena. Oto Boży zbór zajmuje swoje miejsce. Klęczy przed Bogiem i płacze. Widząc zepsucie narodu, grzech i nieposłuszeństwo, płacze. Widząc ginących z powodu grzechu braci, płacze! Być może wołając o łaskę, być może prosząc o przebaczenie. Hebrajskie słowo bakah można przetłumaczyć również jako użalać się, lamentować, opłakiwać i narzekać.

Czyż nie wyglądamy dzisiaj podobnie? My, wierni i posłuszni Bożemu Słowu? My, idący za Chrystusem? Wystarczy wejść na chrześcijańskie fora, aby przeczytać słowa płaczących i narzekających ludzi. Tam ewangelia sukcesu, tutaj błędna teologia. W zborze na północy rozwiódł się pastor. A na południu wymontowali klimatyzację i machają flagami. "Jakie to szczęście, że są jeszcze zbory, gdzie głosi się czystą naukę!" - czytam w co drugim poście. A nasze chrześcijańskie rozmowy? Jak często narzekamy krytykując obecny stan rzeczy? Pod sztandarem szczerej troski i "gorliwości o Boży dom", toczymy swoje małe bitwy, dając upust goryczy. Setki artykułów, kazań, wierszy i pieśni. Kościół tonie w rzece narzekania, krytyki i ostrzeżeń. Od starszych, doświadczonych braci po gorliwą, szczerą młodzież. Zbór płacze przed wejściem do Namiotu Zgromadzenia. Wydaje się, że jest w najlepszym z możliwych miejsc. Wydaje się, że łzy i narzekania są właściwym rodzajem reakcji. Myśląc tak, przez długi czas karmiłem swą pobożność narzekaniem. Zagłodziłem ją prawie na śmierć.

Był pewien człowiek. Nazywał się Pinechas. Płakał razem ze zborem. Jego oczy pełne były łez, a serce płonęło gorliwością. Różnił się tylko jednym, lecz jednocześnie wszystkim. "Wstał, wyszedł ze zboru, wziął do ręki włócznię(...)" (IV Moj. 25:8).

Oto człowiek, którego szukał Bóg. Człowiek o płonącym sercu, który pomyślał: "Muszę coś zrobić! Muszę coś zrobić dla Jego chwały!". Tak, nie mógł zrobić wszystkiego, ale zrobił wszystko, co mógł. Oto człowiek, który dotknął Bożego serca, odwracając Jego gniew! Bóg powiedział o Pinechasie: "okazał wśród synów izraelskich gorliwość o moją chwałę(...)" (IV Moj. 25:11). Tak, wielu płakało, prosiło i narzekało, ale Bóg nie dostrzegł wśród nich gorliwości! Nie jesteśmy gorliwymi ludźmi z powodu ustawicznego narzekania i poprawnej teologii!
Duch Święty, przemawiając do zboru w Efezie, podkreślił czystość nauczania (Obj. 2:2). Czy to wystarczyło? Nie! "Mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą miłość!" (Obj. 2:4) Jak długo jeszcze będziemy płakać i narzekać przed wejściem do Namiotu Zgromadzenia? Jak długo jeszcze? Łzy nigdy nie staną się substytutem posłuszeństwa. Największe i najgorliwsze narzekania nigdy nie zastąpią działania! Na nic nasze prośby o Boże działanie, kiedy Bóg oczekuje naszego! Nie mam nic przeciwko łzom i złamanemu bólem sercu, ale gdy patrzę na płaczących proroków, widzę duchową walkę rozgrywającą się w samotności. Widzę Nehemiasza, Jeremiasza, Ozeasza i Jana Chrzciciela. Widzę komory modlitwy pełne łez i wołania. Widzę Bożych ludzi wszystkich wieków, którzy w samotności szturmowali Boże serce.

Jak długo jeszcze będziemy narzekać na forach internetowych i krytykować wszystko, co się rusza w Kościele? Jak długo jeszcze? Czy naprawdę zapomnieliśmy, że Kościół jest dokładnie taki, jacy jesteśmy my? To Ty i ja tworzymy Kościół! Co by się stało, gdyby Boży naród modlił się dokładnie tak jak Ty? Mielibyśmy przebudzenie czy duchową katastrofę? Co, jeśli Kościół byłby tak duchowy jak Ty? Chodziłby w Bożej mocy? Zróbmy coś! Pinechas "wstał". To pierwszy krok. Wstać z kolan narzekania i krytyki. Wstać z kolan rozgoryczenia i niechęci. Wstać z kolan złamanych wyobrażeń i oczekiwań. Wstać z kolan bezsilnych łez! Może i większość chrześcijan wokół Ciebie obraża Boga, ale Ty możesz dotknąć Jego serca swoją miłością! Możesz uczynić różnicę! Pinechas "wyszedł ze zboru". Wyszedł z grupy narzekających, proszących i łkających ludzi! Niech ta prawda wyryje się w moim sercu: nadszedł czas samotnej walki! Nadszedł czas naprawy mojego życia. Wciąż tak wiele grzechu ukrywa się w moim namiocie! Tak wiele obłudy, a tak mało pasji! Tak wiele krytyki cudzych porażek, a tak mało moich zwycięstw. Tak wiele narzekania na grzech w narodzie, a tak mało świętości w moim namiocie! Tak wiele łez zniechęcenia, a tak mało namaszczenia. Tak wiele pustych słów, a tak mało czynów! Tak wiele narzekania na ciemność w Kościele, a tak niewiele światła wokół mnie! O, dlaczego tak wielu nienawidzi grzechów Kościoła, kochając przy tym swoje? Dlaczego widzimy źdźbła, nie widząc belki? Pinechasie, już czas! Zostaw płaczących, otrzyj łzy i uczyń coś dla Jego chwały! O, gdyby Bóg znalazł takich ludzi wśród nas! Ludzi czynów, nie łez.

Nie powinno mnie interesować, czy Kościół jest tak święty jak powinien, jeśli ja wciąż taki nie jestem! Nie powinienem narzekać na brak przebudzenia w Kościele, jeśli moja rodzina nie jest przebudzona! Nie powinienem użalać się na brak darów Ducha, gdyż brakuje właśnie tych moich! O, gdyby każdy z nas, wrócił do swego namiotu z włócznią w dłoni i przebił "starego człowieka"! Gdyby każdy z nas zajął się swoim ogródkiem, wkrótce mielibyśmy kwitnący Kościół. Gdy Izajasz ujrzał chwałę świętego Boga, nie wołał: "Biada Izraelowi!" lub "Biada Asyrii!" Łatwo stwierdzić, kto naprawdę żyje w Bożej Obecności. Taki człowiek woła zawsze: "Biada mi! Biada mi!" Jeśli patrząc w lustro dostrzegasz brata lub siostrę, czas zmienić kąt nachylenia!

Jestem młodym człowiekiem. Wielu rzeczy nie rozumiem, ale kocham Boży Kościół. Coraz częściej zauważam ślepe zaułki w swoim życiu i służbie. I jestem zmęczony narzekaniem. Nie chcę dłużej płakać nad brakiem przebudzenia, chcę żyć w przebudzeniu. Nie chcę dłużej użalać się nad brakiem życia modlitewnego, chcę się modlić. Nie chcę dłużej szukać przyczyn słabości w zborze, kiedy leżą w zaniedbanej komorze. Jeśli sednem naszego chrześcijaństwa jest "pilnowanie czystości nauki" i walka z wypaczeniami, nie mamy tak naprawdę nic. Gdy znikną błędy, herezje i zaniedbania, pozostaniemy sami na pustej drodze, nie wiedząc dokąd się udać. Nie chcę stwierdzić pewnego dnia, iż nie zdążyłem poznać Chrystusa, gdyż walczyłem z tymi, którzy mówili o Nim nieprawdę.

Każdego dnia setki dusz wkraczają w wieczność, tylko po to, by stwierdzić, że przegrały swoje życie. Czy to nie wystarczy, by jeszcze raz stać się Kościołem, jakiego pragnie Bóg? Kościołem "idącym" i "głoszącym", a nie "siedzącym" i "narzekającym"? Wolę czytać o Chrystusie, niż o kolejnym błędnym nurcie. Ach, dajcie mi więcej Chrystusa! Czyż nie czytamy, że "w Nim są wszelkie skarby mądrości i poznania"? (Kol. 2:3) Potrzebujemy za kazalnicą płaczących proroków, którzy obnażą grzechy naszych czasów. Ale przede wszystkim - potrzebujemy Pinechasów w ławkach! Ludzi czynu. Ludzi, którzy słysząc proroka nie będą jedynie płakać i wskazywać na grzechy innych, ale wstaną i zrobią porządek w swoim namiocie. Ludzi niewielu słów, niszczących w swoim życiu wszelkie obce ołtarze. Ludzi, którzy spalą wszelkie pomniki bezbożności, powieszą "starego człowieka" na drzewie i pozwolą Bożej mocy przepływać przez swoje życie! O, Boże... Daj nam Pinechasów raz jeszcze!

Kim jesteś dzisiaj, drogi czytelniku? Narzekającym, biernym chrześcijaninem, płaczącym u wejścia do Namiotu Zgromadzenia? Czy Pinechasem?


Bartosz Sokół
Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.