O sensie cierpienia Drukuj
Autor: Ernest Schrupp   
wtorek, 09 stycznia 2018 12:18

Cierpienie w tym upadłym świecie jest nie dającym się oddzielić cieniem życia. Spotkaliśmy się z nim w różnorodny sposób - obiektywnie i subiektywnie, pojedynczo i wspólnie. Przeżywamy je jako ograniczenie życia, jako ukrócenie, chorobę a ostatecznie jako umieranie. Śmierć jest ostatnim wrogiem życia.

Historia ludzkości jest historią cierpienia. Cierpienie w tym upadłym świecie jest nie dającym się oddzielić cieniem życia. Spotkaliśmy się z nim w różnorodny sposób - obiektywnie i subiektywnie, pojedynczo i wspólnie. Przeżywamy je jako ograniczenie życia, jako ukrócenie, chorobę a ostatecznie jako umieranie. Śmierć jest ostatnim wrogiem życia (l Kor. 15,26).

Nie ma takiego pokolenia i takiego człowieka, bez względu na wiek, którego nie dotyczyłaby historia cierpienia i śmierci. Mnie samemu umarł jeden syn w wieku siedmiu lat, drugi czterdziestu ośmiu, a mo]a żona zmarła mając lat siedemdziesiąt pięć. Nie zostaliśmy zachowani przed żadnym rodzajem cierpienia. Nie możemy uważać, że jako chrześcijanom zostaną nam zaoszczędzone cierpienia - np. rak, depresje i umieranie. Pewnego razu w klinice Oberursel pacjentka, która znała mnie z mej misyjnej i zborowej służby zadała mi pytanie: "Co myślę o tym, że właśnie ja znalazłem się tutaj jako pacjent? Jako terapeuta tak, ale jako pacjent?" Ja jednak wiedziałem, że była to właśnie terapia przepisana przez Boga.
Różnica polega na tym czy cierpienia teraźniejszego czasu przechodzimy bez Chrystusa, czy "w Chrystusie". Rozważmy 8 rozdział Listu do Rzymian.

1. Cierpienia (utrapienia) teraźniejszego czasu (w.18)

Nasz tekst daje pocieszające i pomocne w każdej okazji stwierdzenie:
"Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić".
Już Ps. 73,24 mówi: "A potem przyjmiesz mnie do chwały". To było moją pewnością i pociechą podczas śmierci mojej żony. Wiedziałem, że przechodzi ż cierpienia do chwały, tak, że chętnie umarłbym po niej. Na nagrobku razem ze zmarłymi - synem i żoną - mogłem wyznać: "...i tak zawsze będziemy z Panem" (l Tes. 4,17).

2. Solidarność ze stworzeniem (w.19-22)

W moim cierpieniu solidaryzuję się z całym stworzeniem, z całą ludzkością. Jest to cierpiąca ludzkość, cierpiące stworzenie:
"Bo stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych, gdyż stworzenie zostało poddane znikomości, nie z własnej woli, lecz z woli tego, który je poddał, w nadziei, że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia ku chwalebnej wolności dzieci Bożych...".
To daje mi wyrozumiałość dla cierpiącego stworzenia, dla moich bliźnich w cierpieniu, w ich doczesnej sytuacji. To powoduje także, że im współczuję. Zadano mi pytanie: "Jak sobie z tym radzę?" Jeżeli chodzi o Pana Jezusa to może On nam współczuć, ponieważ był doświadczany we wszystkim, podobnie jak my (Hebr. 4,15). Moje własne oczekiwanie „objawienia synów Bożych", tej "chwalebnej wolności dzieci Bożych" uzdolniło mnie do przekazywania nadziei moim współcierpiącym bliźnim. Ponieważ Bóg poddał stworzenie znikomości "w nadziei", Paweł widzi świat w wielkiej nadziei Bożej i dlatego porównuje „wzdychanie" - wszystkie cierpienia - do jęków kobiety "w czasie bólów porodowych" (w. 22). Spojrzenie na cierpienie jak na bóle porodowe jest perspektywą uwolnienia.

3. Tęsknota za odkupieniem ciała

„Nie tylko ono, lecz i my sami, którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego...". Właśnie my tęsknimy za odkupieniem naszego ciała i nowym światem Bożym, ponieważ mamy już Ducha Bożego, a przez to „zaczątek" nowego świata, Ducha zmartwychwstania. Zostaliśmy już "zbawieni w nadziei" (w. 24) - w nadziei nowej, wolnej od cierpienia, doskonałej egzystencji u Chrystusa w chwale. Wiem to już o mojej żonie i dwóch synach. Przed samą śmiercią moja żona powiedziała: "...Ten, który Jezusa Chrystusa z martwych wzbudził, ożywi i nasze śmiertelne ciała przez Ducha swego, który mieszka w was" (Rzym. 8,11). Jesteśmy już teraz jako wierzący "w Chrystusie Jezusie" (w. l), „a w Chrystusie śmierć jest dla nas zyskiem" (Fil. 1,21). W cierpieniu i śmierci wzdychamy do odkupionego życia u Chrystusa w światłości. To powoduje w nas pragnienie: „rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej" (Fil. 1,23).

Gdy nasz miody silny chłopiec w wieku 7,5 lat został zabrany w wypadku drogowym przez Boga, było wielkim pocieszeniem dla mojej żony i dla mnie to, że ludzie są u Pana Jezusa. Zobaczyliśmy go nie w grobie lecz u Pana w światłości - i mogliśmy dziękować. Także jego matka podczas śmierci powiedziała: "Teraz widzę znów swój skarb".
To, że Boży Duch pragnie i wzywa przyjścia Pana i w "niewysłowionych westchnieniach" wstawia się u Boga za całym cierpieniem stworzenia, za cierpieniem moim oraz moich bliskich (w. 26), pozwala mi domyślać się Bożego skutecznego udziału. Pełny udział ma w tym Syn Boży. On wydał samego siebie i przyjął wszystko na siebie. Dlatego może współczuć nam i pomagać w naszym cierpieniu (Hebr. 2,18; 4,15.16). Jest On mi bardzo bliskim. Tego głębokiego wymiaru wiary doświadczyłem w czasie depresji. Jest to „wiara w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie". On jest tym, który we mnie żyje. (Gal. 2,20). Ten wymiar wiary głębszy jest niż chwiejna warstwa moich emocji, mojej moralności i rozsądku.
Psalmista (w Ps. 73) przechodzi przez głębię utrapienie, znajduje się w niebezpieczeństwie, jest bliski załamania i depresji dopóki nie wstąpi do świątyni Bożej (w. 17). Dochodzi tam do zbawienia jego duszy bez zmiany pełnych w cierpienie okoliczności, do wyzwalającego „przecież" (w. 25). Wie, że pomimo cierpienia i swego zwątpienia znajduje siew obecności Boga. Bóg nie zgubił go ze swego pola widzenia i nie odwrócił się od niego, lecz trzyma go mocno w swej dłoni. "Bo przecież jam zawsze z tobą"; mówi: "Tyś ujął prawą rękę moją, prowadzisz mnie według rady swojej, a potem przyjmiesz mnie do chwały". Psalmista trwa nadal przy Bogu, ponieważ Bóg trwa przy nim i nie rezygnuje z tego lecz dąży do celu życia u Boga. "Lecz moim szczęściem być blisko Boga. Pokładam w Panu, Bogu nadzieję moją, aby opowiadać o wszystkich dziełach twoich".
Radość - właśnie jej było mi brak w najcięższej sytuacji mojego życia przed trzema laty. Było tak dopóki nie zrozumiałem: radość jest nie tylko uczuciem, lecz głęboką świadomością bezpieczeństwa w Bogu, która jest ugruntowana na Jego przyrzeczeniach i doświadcza Jego bliskości.

4. Oddanie Syna Bożego (w.. 31-39)

To, że jestem bezpieczny w Bogu, że Bóg jest dla mnie, że nigdy więcej mnie nie opuści - jest wyrazem jego miłości. Ponieważ tak mnie umiłował i miłuje aż do końca, że wydal za mnie swego własnego Syna i z nim darował mi wszystko (w. 32). W tym, że Bóg dal co miał największego - własnego Syna - darował nam wszystko właśnie z Synem, w Chrystusie Jezusie. Jest to teraźniejszy i przyszły dar w połączeniu życia z Chrystusem Jezusem/Tego nie może nam odebrać żaden oskarżyciel, przeciwnik, cierpienie czy śmierć. Jest to znowu ten głęboki wymiar wiary oparty na nieustającej miłości Boga. Zostałem umiłowany, więc jestem, mogę być i pozostać. Umiłowany przez Boga. W tym znajduje się wszystko, w tym znajduje się całość. Również największe zaspo­kojenie i uzdolnienie do życia i miłowania.

5. Wszystko współdziała ku dobremu

"A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują..." (w.28) Dietrich Bonhoeffer komentuje to następująco: którzy biorą w tym udział, którzy pozwalają służyć ku temu...
Cierpienie jest rzeczywistością tego upadłego świata. Jest udziałem każdego, ale w różnorodnej mierze i różnie jest znoszone - od obrony do akceptacji, od kłótni do pozytywnego przeżywania. Cierpienie uzyskuje swój zamierzony przez Boga sens, jeśli pozwalamy aby do tego służyło. Choroba, cierpienie to wada czy sygnał? Cierpienie jest zawsze subiektywne, ponieważ zostaje subiektywnie przeżywane - pozytywnie lub negatywnie. Decydująca jest perspektywa celu: jeżeli wiem po co żyję, będę przyjmował cierpienie we właściwy sposób. Gdy brak mi celu, obracam się dookoła siebie samego. Podołanie cierpieniu jest trudniejsze gdy w życiu jest coś niejasnego.
Cierpienie jest jednak konieczne do osiągnięcia dojrzałej osobowości. Cierpienia tworzą w czasie wzrostu „kolanka" jak u źdźbła, które nosi kłos i źdźbło to staje się odpowiednio silne. Bezowocne źdźbła nie mają kolanek - jak powiedział mi pewien botanik. Cierpienie zmusza nas do skoncentrowania się na tym co istotne i właściwe. Ono łączy wzajemnie, co niejednokrotnie przeżyłem. W bezsilności bólu pozostaje jeszcze tylko schronienie się w Panu Jezusie, który „za dni swego życia w ciele zanosił z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić ze śmierci i dla bogobojności został wysłuchany" (Hebr. 5,7). Przeżyłem to przy łóżku chorej na raka i ogromnie cierpiące} kobiety.

Spełnienie życia nie polega na dużej ilości moich życiowych osiągnięć;
jest to nieduchowe i cielesne myślenie. Jakie dziedzictwo otrzymają wtedy nasze dzieci? Śmierć matki była błogosławieństwem dla rodziny. Dopiero śmierć pokazuje czym jesteśmy i jak żyliśmy. „Panie pozwalasz mi zstępować w głębiny abym widziała kim jestem. Nie pozwalasz mi tam zostać, wciągasz mnie znowu do siebie" (Giesela Spitzer).
Cierpienie przynosi niedostatek a przez to wzbogaca. Paweł nauczył się żyć w niedostatku i w obfitości. Dlatego stał się niezależny, był wolny. Moja żona na skutek poważnego wypadku stała się znacznie upośledzona. Ale nauczyła się żyć z takim ograniczeniem i promieniowała bardziej niż wtedy gdy była zdrowa. Mogła powiedzieć: „Pan czyni wszystko prawidłowo i troskliwie". Ten przymiotnik „troskliwie" stal się moim bogactwem. W swoim pamiętniku moja żona rozmawiała zawsze ze swym Ojcem - właśnie w ciężkich chwilach. Na pierwszej stronie przyznaje się do krzyża Chrystusowego: „Święty krzyż, znak miłości, która jest tak niezgłębiona. Nie chcę nigdy od ciebie odstąpić, Panie i Zbawicielu, Jezusie Chrystusie".

6.Wyznaczanie celu

Bóg, Ojciec, wyznaczył swym dzieciom ważny cel: "...aby się stali podobni do obrazu Syna jego..." (w. 29). Z pewnością cierpienia same w sobie są ciężkie. Ale musimy współdziałać dla naszego zbawienia właśnie w tym, co jest ciężkie, pełne cierpień i zagadkowe. To wpływa na wyznaczony nam cel. Jesteśmy przez Boga umiłowani, zaakceptowani, stworzeni - „na obraz Boży". Bóg prowadzi nas do wyznaczonego celu. Do tego służą również cierpienia. W ten sposób uzyskujemy wymiar, który prowadzi wzwyż. „Będziemy błogosławić cierpienie, ponieważ cierpienie błogosławi nas". (Adolf Monod). To byłotakże moim przeży­ciem i dziękuję za to, że mogłem dziękować, ponieważ wszystko jest łaską i pochodzi od Boga, „który nas pojednał z sobą przez Chrystusa i poruczył nam służbę pojednania, to znaczy, że Bóg"w Chrystusie świat z sobą pojednał..." (2 Kor. 5,18.19).

Botschaft 11/91
Ernst Schrupp
Tl. Al.Wistuba