Odsuńmy kamień Drukuj Email
Autor: Mateusz Jakubowski   
wtorek, 01 lutego 2011 01:00

Przechodźcie, przechodźcie przez bramy, gotujcie drogę ludowi! Torujcie, torujcie ścieżkę, usuwajcie kamienie, podnieście sztandar nad ludami!

Oto Pan ogłosił aż po krańce ziemi: Powiedzcie córce syjońskiej: Oto nadchodzi twoje zbawienie, oto jego zapłata idzie z nim, a jego nagroda jest przed nim. I nazwą ich ludem świętym, odkupionymi Pana, a ciebie nazwą 'Poszukiwaną', a nie miastem porzuconym.” Iz. 62;11-13

Nie powiem nic odkrywczego jeśli stwierdzę, że dzisiejsze chrześcijaństwo jest rażąco pozbawione mocy i namaszczenia. Nie trzeba być wybitnym teologiem bądź biblistą, by zauważyć, że Kościół konsekwentnie traci resztki autorytetu, jaki otrzymał dzięki ofierze Chrystusa. Nie mówię, że brakuje ludzi chodzących na zebrania danej denominacji, wrzucających regularnie dziesięcinę do skrzynki, uczęszczających na szkółki niedzielne, kasujących bilety autobusowe, czekających na zielone światło przy przejściu dla pieszych, czy wreszcie wygłaszających kazania, biorących udział w grupach uwielbienia bądź aktywnie angażujących się w działania swojej społeczności. Chcę jednak stwierdzić, że bardzo brakuje mężów Bożych niosących ogień sprzed tronu Boga Żywego. Aż cisną się na usta słowa wypowiedziane przez Dawida: „Jakże padli bohaterzy!” (2 Sam. 1;19)

Z uczciwością należy przyznać, że przeciętny chrześcijanin jest człowiekiem pozbawionym celu w swoim duchowym życiu. Jego naśladowanie Boga ogranicza się do nie opuszczania zgromadzeń oraz odprawiania określonych obrządków religijnych - nic ponad to, nie jest przecież pastorem. Z sentymentem może wrócić pamięcią do momentu swojego nawrócenia i wspominać, jak ślubował Bogu, że ta miłość będzie trwała wiecznie. Aby jakoś temu zaradzić, stopniowo zacierane jest ewangeliczne chrześcijaństwo na rzecz doktryn, które uciszą wyrzuty sumienia i łagodnie utulą do snu. Stworzono kawiarnie, w których ludzie mają czuć się dobrze, wszystko powinno im się podobać i nic nie może być gorszące – umownie nazwano je Kościołem. Jesteśmy do tego stopnia zaborczy o Chrystusa, że usunęliśmy zgorszenie krzyża spośród siebie. Usunęliśmy skandal ewangelii i to w imię miłości! Teraz zaś zastanawiamy się, co jeszcze dodać do tego programu, by odzyskać Bożą przychylność - na naszych zasadach rzecz jasna. Bert Clendennen powiedział: „Gdyby Bóg zabrał Ducha Świętego z Kościoła, około 80% pracy byłoby nadal kontynuowane. Nie zauważono by, że cokolwiek się wydarzyło”.

Wiernym obrazem dzisiejszego Kościoła jest historia zapisana na kartach Księgi Genesis. Gdy czytałem ją pewien czas temu, w niezwykły sposób odczułem, że za przedstawionym wycinkiem z życia Jakuba kryje się potężna rzeczywistość, którą Bóg pragnie pokazać. Gdy zacząłem się modlić, aby Bóg odkrył przede mną choć część tego, co kryje się za przeczytanym fragmentem, Duch Święty zaczął przemawiać do mojego serca. W nieudolnych słowach opiszę pokrótce część tego, co wtedy ujrzałem:

„Potem Jakub ruszył z miejsca i poszedł do ziemi ludów Wschodu. A gdy się rozejrzał, zobaczył w polu studnię, a przy niej leżące trzy stada owiec, gdyż ze studni tej pojono stada; a wielki kamień przykrywał otwór tej studni. Gdy zebrały się tam wszystkie stada, odsuwali kamień znad otworu studni i poili trzody. Potem znowu wtaczali kamień na swoje miejsce nad otwór studni. Wtedy rzekł (Jakub do pasterzy): Jest jeszcze jasny dzień i nie czas spędzać stada. Napójcie więc owce i idźcie, i popaście je. A oni powiedzieli: Nie możemy, dopóki nie zbiorą się wszystkie stada. Potem odsunie się kamień znad otworu studni i wtedy napoimy stada. A gdy jeszcze rozmawiał z nimi, nadeszła Rachela z trzodą ojca swego, bo była pasterką. A gdy Jakub ujrzał Rachelę, córkę Labana, brata matki swojej, z owcami Labana, brata matki swojej, podszedł Jakub i odsunął kamień znad otworu studni, i napoił owce Labana, brata matki swojej. Potem pocałował Jakub Rachelę i głośno zapłakał.” 1 Moj. 29:1-3, 7-11

Całe Pismo Święte zostało napisane swoistym językiem. Bardzo często autorzy poszczególnych Ksiąg posługiwali się symbolem bądź metaforą, by zobrazować o wiele głębszą rzeczywistość wykraczającą ponad ramy ich własnego pojmowania i doświadczenia. Jezus powiedział, że Kościół jest owczarnią (Ew. Jana 10;11,14-16), Duch Święty został przyrównany do studni dającej orzeźwienie temu, kto z niej czerpie (Ew. Jana 4;11-14), pasterzami zaś są ludzie, którzy zostali ustanowieni, by przewodzić Kościołowi (Ef. 4;11). Zaznaczam przy tym, że Kościół nie posiada hierarchii. Nie ma równych i równiejszych, nie ma ważniejszych i mniej ważnych, nie ma stanu duchowieństwa. Wszyscy są ciałem Chrystusa, a w ramach Kościoła funkcjonuje kapłaństwo powszechne. Prawdziwy Kościół to nie organizacja kierująca się ludzkimi zasadami, lecz święte zgromadzenie żywych kamieni, na czele których stoi Jezus Chrystus - kamień węgielny. Ustanowione zostały jednak ściśle określone służby, aby ciało było właściwie koordynowane i funkcjonowało zachowując porządek. Nie oznacza to jednak, że zakres odpowiedzialności jest powodem do wywyższania się nad innych. Najzacniejszym tytułem, jaki można posiadać w ramach Kościoła jest określenie „brat” lub „siostra”, nic ponad to! Poprzez doszukiwanie się nowotestamentowej symboliki w Starym Testamencie nie chcę pomniejszać wagi Starego Przymierza. Uznać jednak należy, że w świetle objawienia się Boga człowiekowi Stary Testament zajmuje wprawdzie miejsce poprzedzające, bez Nowego Testamentu jest jednak niepełny co do swej teologii i bez światła prawdy objawionej w Nowym Przymierzu byłby niekompletny.

Jakub, podróżując z Beer-Szeby, po wielu dniach wędrówki przybył na miejsce, w którym zauważył studnię. Obok niej leżały trzy stada owiec. Nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie dwie niedorzeczności. Po pierwsze, studnia była przykryta potężnym głazem i nie było swobody w korzystaniu z jej zasobów. Można zatem rzec, że nie spełniała swojej funkcji. Po drugie, nie był to czas, w którym spędzano owce. Każdy wodopój jest miejscem na tyle często używanym, że roślinność wokół niego ulega całkowitej degradacji na skutek wydeptania. Owce znajdowały się zatem w miejscu niezwykle nieurodzajnym. Nie dość, że stada nie były pojone ze studni, to zostały bezcelowo spędzone w jej pobliże, gdzie nie miały się czym żywić. Jakub miał wszelkie prawo być zaintrygowanym widokiem, jaki ujrzał. Jakże odmienne jest to widowisko od tego, o którym pisał król Dawid: „Na niwach zielonych pasie mnie. Nad wody spokojne prowadzi mnie.” (Ps. 23:2) Jak na ironię, Jakub zobaczył coś absolutnie innego!

Gdy Jakub spotkał pasterzy trzód, zapytał ich, dlaczego owce nie są pojone ze studni. Ośmielił się również zauważyć, że nie jest to czas, w którym owce powinny być spędzane. Następnie dał pasterzom bardzo logiczne i praktyczne wskazówki: napójcie owce i zaprowadźcie je na miejsce urodzajne. Była jednak ku temu pewna przeszkoda - pasterze mieli umowę, że nie będą udostępniać studni, chyba, że zbiorą się wspólnie i jednomyślnie tak zadecydują. Wtedy usuną głaz, ale jedynie na krótką chwilę! Ani odrobinę dłużej! Dopóki zaś nie usuną głazu, owce będą bezczynnie rozłożone na jałowym obszarze wokół studni. Pasterzom nie wolno czynić nic w pojedynkę. Żaden z nich nie podejmie działania na własną rękę w obawie przed drugim. Taka zresztą była umowa i muszą być jej wierni. Nie liczą się owce, liczy się lojalność. Nie jest istotne, że to, co czynią, jest idiotyczne i pozbawione sensu! Oni nie wydają się przejmować swoimi stadami. Jeśli rzeczywistość kuleje na skutek przyjętej ideologii, tym gorzej dla rzeczywistości.

Przedstawiona sytuacja niezwykle przypomina mi przypowieść „o pieczonych mrówkach” opisaną przez Kazimierza Wójtowicza. Otóż istnieje pewne plemię mrówek, które ma dziwny obyczaj: każdego siódmego dnia piecze się uroczyście tę mrówkę, która w ostatnim tygodniu pracowała najpilniej i najwydajniej. Pieczeń ta bywa potem z odpowiednim ceremoniałem spożywana przez całe plemię. Wszystkie mrówki wierzą bowiem, że w ten sposób duch pracy mrówczej przechodzi na ucztujących. Poza tym głosi się tu nieustannie, że być pokarmem dla drugich to największy zaszczyt dla mrówczej istoty. Mimo to zdarzyło się raz, że jedna z najpilniejszych mrówek w historii wygłosiła przed śmiercią wstrząsające przemówienie: - Moje drogie siostry, moi kochani bracia! Jest mi niesamowicie miło, że moją cnotę pracowitości zamierzacie uczcić w tradycyjny sposób. Muszę jednak wyznać w całej szczerości, że byłoby mi o wiele przyjemniej, gdybym nie zasłużyła na miano najpilniejszej. Przecież nie żyje się tylko po to, aby zapracować sobie na śmierć…

- Po co w takim razie?! – krzyknęły chórem mrówki czekające na ucztę. Te najbliżej stojące zepchnęły ją też szybko na rozgrzaną już patelnię – bo nie czas na dysputy i przemowy, gdy głos ma tradycja! Z tradycją się nie dyskutuje!

Podobnie jak miało to miejsce w opisanym plemieniu mrówek, pasterze mieli swoją umowę, z którą się również nie dyskutuje. Umowa ta nie pyta o swój sens, a jej główną siłą jest sam fakt istnienia.

Jakub przede wszystkim zauważa, że wprowadzony porządek jest absurdalny. Jest dzisiaj wielu chrześcijan, którzy stracili duchowy wzrok. Patrzą na rzeczy niewłaściwe i otwarcie stwierdzają: „Nie widzę w tym nic złego!” I nic w tym dziwnego, wszak Duch Święty jest oczyma Kościoła. Chrześcijanin, który nie chodzi w Duchu, nigdy nie zauważy nic złego, choćby nawet patrzył na sam grzech.

Po drugie, Jakub użala się nad owcami. W jego sercu jest głęboki ból. Nie zgadza się on z sytuacją, jaką zastaje. Czyni to nie dlatego, że ma taki kaprys, ale cierpienie owiec jest jego cierpieniem. Czy utożsamiasz się z bólem Bożego narodu? Czy płaczesz z płaczącymi? W dobie dwudziestego pierwszego wieku chrześcijanie mają wystarczająco własnych problemów, by zajmować się tymi, którym brak pocieszenia. Po cichu staczamy swoje własne walki. W naszych doświadczeniach jesteśmy przeważnie sami. Pomimo, że nazywamy się rodziną, w głębi duszy czujemy się w niej jak jedynak. Cierpienie owiec było jednak cierpieniem Jakuba.

Następnie Jakub odważnie stwierdza, że sytuacja, w jakiej znalazły się owce, jest niewłaściwa. Następnie otwarcie kwestionuje zasadność porządku wprowadzonego przez pasterzy. Wskazuje na fakty, ukazuje idiotyzm i bezsens całej sytuacji oraz przedstawia konkretne rozwiązanie. Pasterze jednak odpowiadają: „Nie możemy tego uczynić. Nie wolno nam. Wszyscy muszą zadecydować”. Jakub podejmuje ryzyko i sprzeciwia się ustaleniom pasterzy. Jeden przeciwko wielu! Jest to coś charakteryzującego wielkich mężów Bożych. Apostoł Paweł napisał: „Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam?” (Rzym. 8:31) oraz: „A teraz, czy chcę ludzi sobie zjednać, czy Boga? Albo czy staram się przypodobać ludziom? Bo gdybym nadal ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusowym.”(Gal. 1:10). Należy sobie uzmysłowić, że prawdy nie wybiera się w sposób demokratyczny. Nie zawsze większość ma rację u Boga. Chrześcijanie są jednak często w niezdrowy sposób podatni na autorytety. W powszechnym mniemaniu, jeśli poważane osoby coś ustaliły, należy konsekwentnie zmuszać kolejne pokolenia do zachowywania tego, czego się już częstokroć nie rozumie, albo do czego nigdy nie byliśmy przekonani. Nawet jeśli coś rozumiemy, często nie ma siły bądź odwagi, by się wypowiedzieć. Jak łatwo potrafimy się dostosować do panującego porządku, nawet jeśli się z nim nie zgadzamy! Jakże trudno przychodzi nam płacenie ceny!

Po trzecie, Jakub podejmuje konkretne działanie: łamie ustanowiony porządek i w pojedynkę występuje przeciwko ogólnie zaakceptowanym zasadom. Nie czyni tego dlatego, że jest buntownikiem. Nie jest to podyktowane jego zachciankami, egoistycznymi pragnieniami czy chęcią bycia w centrum. Jakub nie kwestionuje porządku pasterzy dlatego, że jego racja musi być zawsze na wierzchu! Płynące po jego policzkach łzy wskazują na wielki ból, jaki miał w sercu, gdy widział położenie owiec. Wierzę, że Bóg był w tym, co Jakub uczynił: podszedł do studni i zwyczajnie usunął kamień. Myślę, że przewyższało to jego ludzkie możliwości. Był to głaz, do usunięcia którego potrzebnych było co najmniej kilku ludzi! Wydawać by się mogło, że do rozwiązania tego problemu potrzeba zwolenników, ludzi, którzy będą darzyć poparciem i pomogą w całym przedsięwzięciu. Nic bardziej mylnego. Jonatan, syn Saula, powiedział: „Panu nietrudno wybawić przez wielu czy przez niewielu.” (1 Sam. 14:6). Bóg odpowiedział na cierpienie w sercu Jakuba, rozwiązał problem trzód i objawił Swoją chwałę! Czy teraz Jakub jest bohaterem? Staje się buntownikiem, gdyż występuje przeciwko wszystkim! Naraża się na ostrą krytykę, ale widocznie jego to nie interesuje. Czymże to bowiem jest, kiedy Bóg manifestuje Swoją obecność? Owce zostają napojone!

Chciałbym sprowadzić cała historię na bardziej zrozumiały grunt. Kościół jako owczarnia znajduje się w patowym położeniu. Duch Święty nie działa tak potężnie, jak działał w czasach apostolskich. Chrześcijanie doświadczają nieustannie rosnącego głodu Boga, głodu, który nie jest zaspokajany. Jesteśmy świadomi, że w naszym chrześcijaństwie coś poszło nie tak. Nie jest to życie w obfitości, o którym mówił Jezus. Nie są to te strumienie wody żywej, które przelewały się w czasach wielkich przebudzeń. Nie jest to ta sama miłość, która zapaliła nasze serca, gdy narodziliśmy się na nowo. Z wielką tęsknotą słuchamy o przebudzeniu w Chinach, Korei czy na kontynencie afrykańskim. Nieustannie wypatrujemy Bożego poruszenia zadając sobie pytanie: „Kiedy przyjdzie czas, gdy Bóg będzie zbierał swoje żniwa w Polsce?” Po cichu nie zgadzamy się ze stanem, w jakim znajduje się Kościół, ale zaczyna brakować siły, aby cokolwiek zmieniać, aby nawet spróbować.

Wierzę, że nasze pokolenie szczególnie potrzebuje Jakubów – mężów, którzy na przekór przeciwnościom będą nieśli ogień z Bożego ołtarza, którzy będą gotowi cierpieć dla Chrystusa! Bóg bardzo pragnie mieć człowieka, który byłby w stanie w swoim życiu znosić ból. Bóg szuka skruszonego naczynia. Gene Edwards napisał: „Bóg ma swój uniwersytet. To mała szkoła. Niewielu na liście, jeszcze mniej otrzymuje dyplom ukończenia. Naprawdę bardzo, bardzo niewielu. Bóg prowadzi tę szkołę, ponieważ nie ma ludzi skruszonych i złamanych. Ma natomiast kilka innych rodzajów ludzi. Takich, którzy twierdzą, że mają Boży autorytet…ale go nie mają; którzy twierdzą, że są złamani…ale nie są. Ma również ludzi, którzy rzeczywiście mają Boży autorytet, ale są obłąkani i niezłamani. Niestety, ma także wszystkie rodzaje typów pośrednich. Ma ich wszystkich pod dostatkiem, ale skruszonych i złamanych brak Mu zupełnie. Dlaczego jest tak niewielu studentów w świętej, Bożej szkole poddania i złamania? Ponieważ wszyscy uczniowie tej szkoły muszą wiele wycierpieć.” Bóg potrzebuje ludzi, którzy zaryzykują własny wizerunek, reputację, a nawet służbę w swojej społeczności, byleby chwała Pana powróciła do Kościoła! Bóg potrzebuje ludzi, którzy będą podążać za wizjami, których inni nie są w stanie dostrzec, poruszać się do przodu, podczas gdy inni będą wlec się z tyłu. Ci, którzy dają się Bogu użyć, są dobrymi celami dla strzał krytyki. Ich odważne, jednoznaczne postępowanie sprawia, że są łupem dla tych, którzy ich nie rozumieją. Ale Jezus Chrystus i dzisiaj potrzebuje prawdziwych mężów Bożych - ludzi, którzy dla Chrystusa i dla Jego dzieci zniosą krytykę i zarzuty, którzy będą stali, kiedy inni upadną; którzy pójdą dalej, gdy innym zabraknie sił.

Spoglądając prawdzie w oczy i będąc ze sobą szczerymi stwierdzić należy, że Kościół znajduje się w opłakanym stanie. Niegdyś Kościół potrząsnął światem, teraz to świat potrząsa Kościołem. Okazjonalnie lud Boży znajduje się na zielonych niwach bądź nad spokojnymi wodami. Słowa Jezusa: „Przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości” (Jn 10:10) stają się czasem nieosiągalnym pragnieniem naszego serca i wołaniem duszy w chwili, gdy brakuje już sił, aby podążać za Panem. Czasem, w trakcie konferencji lub gdy do społeczności przyjeżdża „znamienitsza” osobowość, wydaje się, że na momencik kamień znad studni został uniesiony i mogliśmy napoić się kilkoma kroplami potężnych zasobów, jakie tam drzemią. Chwilę później głaz znowu spoczywa na wierzchu studni a my bezradnie oczekujemy następnej chwili, gdy wody sadzawki się poruszą. Często zaczyna nam brakować wiary. Kwestionujemy możliwość Bożego działania w naszym życiu. Zapominamy o wszystkim, co Bóg uczynił dla nas z powodu boju, jaki staczamy każdego dnia. Budzimy się co poranek i jedyne co widzimy to stojące Jerycho, które musimy bezradnie okrążać! Kładziemy się spać, a Jerycho nadal stoi. Budzimy się w nadziei, ze ten dzień będzie przełomem, ale spędzamy go ponownie krążąc wokół naszych życiowych problemów. Kościół zaczyna szemrać. Zachowuje jeszcze pozory, zakłada wspaniałą maskę, uśmiecha się, podnosi ręce, ach - uwielbia! O tak, wielbi Boga, do którego powoli przestaje się modlić. Głosi rzeczy, których nie doświadcza. Kamień przykrywa studnię i nie pozwala Duchowi Bożemu działać pośród Kościoła Boga Żywego!

W moim sercu potężnym echem odzywa się pytanie: gdzie są dzisiejsi Jakubowie? Gdzie podziali się mężowie Boga? Gdzie są Boży bohaterowie? Gdzie są ci, którzy będą znosić cierpienie dla imienia Boga żywego, którzy będą wyśmiewani, szykanowani, oczerniani, ale będą szli naprzód niestrudzenie zapalając rzeczywistość ogniem z Bożego ołtarza? Czy interesuje Cię to, że Kościół zawarł umowę ze światem? Czy nie zauważasz, że ta umowa przykryła studnię kamieniem i ograbiła Kościół z jego mocy? Gdzie podziało się namaszczenie w Domu Bożym? Wierzę, że jestem takim samym dzieckiem Boga jak chrześcijanie w Afryce czy Azji. Nie chcę tylko słyszeć jak potężne żniwa Bóg zbiera w innych krajach, ale pragnę tego doświadczać w swoim życiu. Dlaczego Polska ma nieustannie wspominać historię przebudzenia walijskiego, na Hybrydach czy na Azusa Street? Niech świat usłyszy, że Bóg porusza się w Polsce! Niech tej kraj ujrzy moc, która trzęsie warowniami szatana! Niech Kościół doświadczy tego, że Bóg jest odziany w moc i majestat, że jest mocny pośród swego ludu! Brat Yun napisał: „To nie wielcy ludzie zmieniają świat, lecz mali ludzie w rękach wielkiego Boga.”.

Jezus znany był nie tyle z tego, że podtrzymywał tradycje religijne, co z tego, że je łamał! Prorocy łatwizny powtarzają, że obecny stan Kościoła jest standardem, że potężne działanie Ducha Świętego było zarezerwowane wyłącznie na Pięćdziesiątnicę. Mówią, że należy się dostosować do dzisiejszych norm panujących w Kościele i nauczyć się w nich żyć. Przestrzegają przed występowaniem przeciwko ogólnie przyjętym ustaleniom i zasadom. Potrafią już niemal każdemu wmówić, że jest ochrzczony i napełniony Duchem Świętym, a dla uzasadnienia swojej doktryny wyrzucili mówienie językami jako znak obecności Ducha Świętego na bok! Tak często powtarzają te kłamstwa, że wielu chrześcijan przyjęło je za prawdę. Wierzę, że droga do Pięćdziesiątnicy prowadzi przez Golgotę. Kościół musi dać się ogołocić ze wszystkich błędnych zrozumień i zerwać umowy pozwalające, by kamień spoczywał na studni. Nie otrzymamy przebudzenia na swoich zasadach, choć będziemy organizowali liczne spotkania modlitewne czy posty łańcuszkowe. Stworzymy jedynie religię własnego wysiłku, która nie ma mocy wykrzesać nawet iskry Bożego ognia. Kościół musi na nowo przejść przez Golgotę, aby dojść do miejsca Pięćdziesiątnicy. Musi zostać przybity do krzyża, musi odrzucić wszystko, co nie jest z Boga, musi ponownie umrzeć dla grzechu! Głęboko wierzę, że jest to czas, aby się zatrzymać i zrewidować nasze myślenie oraz podejście do Boga. Aby zmartwychwstanie Łazarza mogło się dokonać, kamień sprzed grobowca musiał zostać odsunięty. Nie otrzymamy przebudzenia na własnych zasadach! Boża świętość na to nie pozwoli. Bóg nigdy, dla żadnej osoby, nie zmieni swoich zasad. On nigdy nie wyleje swojego błogosławieństwa na nieuświęcone i samolubne ciało. Krzyż Jezusa musi być centrum wszystkiego, co robimy. Jeżeli będziesz tak postępować, to zobaczysz przebudzenie. Należy się jednak skruszyć przed Panem, aby mógł nas użyć. „Ewangelia wzrasta w cierpieniach i będzie szła przez świat. Prawda zawita w każdym sercu. Prawda zawsze jest prawdą. Nikt i nic nie może tego zmienić. Ona zawsze zwycięży.”