Ostatni dzwonek Drukuj Email
Autor: Anna Kwiecień   
poniedziałek, 29 czerwca 2015 00:00

Zadzwonił ostatni szkolny dzwonek. Uroczystość zakończenia roku szkolnego dobiegła końca i większość uczniów w szalonym pędzie wybiegła ze szkoły czując upragnioną wakacyjną wolności.

Ja również opuszczam szkolne mury, ale po raz pierwszy jako przedstawiciel grupy stojącej „po drugiej stronie barykady”.  Choć ten rok był nieporównywalnie cięższy niż jakikolwiek z lat mojej niekrótkiej edukacji, wychodzę z uśmiechem i wielką – choć zupełnie inną – radością. Cieszę się, nie dlatego, że opuszczam to miejsce, ale… dlatego, że tu byłam. 

Nie zawsze jednak tak było. Choć praca spadła mi z nieba, choć miejsce, w które trafiłam przy racjonalnej ocenie było idealnym, nie cieszyłam się. Na początku o nim marzyłam, ale później – wiedząc, że jest nieosiągalne – zaplanowałam sobie zupełnie inną drogę, która skradła moje późniejsze marzenia i dążenia. Jednak cały czas w cichych westchnieniach prosiłam, aby to Bóg pokierował moim życiem, bo przede wszystkim chciałam wypełnić Jego wolę.  I nagle niemożliwe stało się możliwe. Znalazłam się w miejscu, o którym wcześniej myślałam, że jest nieosiągalne. Nie cieszyłam się jednak – nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i już zbyt mocno byłam przywiązana do nowej wizji tego, gdzie będzie mi najlepiej. Z rozczarowania i przygnębienia wyrwała mnie reakcja znajomego na wieść o tym, że dostałam pracę: „Bóg się o Ciebie zatroszczył! :)”. Te słowa otworzyły mi oczy i upewniły w tym, że wbrew moim obecnym zapatrywaniom i uczuciom, to miejsce jest Bożą wolą dla mnie na ten rok. 

Pierwsze miesiące nie były łatwe. Droga prowadziła ciągle pod górę, wiał przeciwny wiatr, który co chwilę rzucał kłody pod nogi. Tylko myśl, że to przecież Bóg postawił mnie w tym miejscu, powstrzymywała mnie przed poddaniem się, choć wszystko inne – z moimi odczuciami na czele – za tym przemawiało. Mniej więcej w połowie roku szkolnego przypadkiem natknęłam się na słowa Elisabeth Elliot, które bardzo mnie poruszyły:

 Ta praca została dana mi do wykonania. Dlatego jest to prezent. Dlatego jest to przywilej. Dlatego jest to ofiara, jaką mogę złożyć Bogu. Dlatego powinnam wykonywać ją z radością, jeśli wykonuję ją dla Niego. Tutaj, nie gdzieś indziej, mogę nauczyć się Bożej drogi. W tej pracy, nie w jakiejś innej, Bóg oczekuje mojej wierności. 

Po przeczytania tej myśli wcale nie zmieniły się moje odczucia. Zmienił się jednak mój sposób myślenia – chciałam w taki sposób, jak opisała to Elisbeth Elliot, podchodzić do mojej pracy i zaczęłam o to walczyć. Czasami kilkanaście razy dziennie czytałam i przypominałam sobie ten fragment; wspominałam treść tych słów w trudnych chwilach w szkole, a przede wszystkim cały czas się o to modliłam. W marcu pierwszy raz przyłapałam się na myśli, że moja praca pomimo wszystko daje mi satysfakcję i sprawia radość. W kwietniu plusów było już znacznie więcej niż minusów. W maju i czerwcu czerpałam z pracy już tyle radości, że czasami idąc szkolnym korytarzem czułam się tak niesamowicie szczęśliwa, że nie potrafiłam zatrzymać radosnych westchnień wypływających z przepełnionego wdzięcznością serca: „Boże, tak bardzo dziękuję Ci, że tu jestem! Ty widziałeś lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre i miałeś rację! Dziękuję, że wszystko nie potoczyło się według mojego scenariusza – Twój jest o wiele lepszy!”

Wychodząc ze szkoły myślę o tym, że znów potwierdziły się stare prawdy: „Wypełnienie Bożej woli w naszym życiu, jest dla nas lepsze niż spełnienie największych marzeń” oraz „Najcięższe chwile są często tymi, które najwięcej wnoszą do naszego życia, najwięcej nas uczą, i za które później jesteśmy najbardziej wdzięczni.” Rację miał też C.S. Lewis, kiedy stwierdził:  Pragnienie bycia czymś innym niż tym, czym Bóg chce, abyśmy byli, oznacza faktycznie pragnienie czegoś, co nie uczyni nas szczęśliwymi.(1) Bóg pisząc scenariusz naszego życia, wie najlepiej, co jest dla nas najlepsze. Warto więc podrzeć wszystkie własne scenariusze, oddać Mu długopis i pozwolić, aby to On kierował naszym życiem.


Przypisy:

1. C. S. Lewis, „Problem cierpienia”, Wydawnictwo Esprit, str 62