Prosty sposób na świętość Drukuj
Autor: Marian Biernacki   
wtorek, 06 czerwca 2017 00:00

Tym razem pragnę zaproponować krótkie rozważanie na temat uświęcenia. Czy można w tym świecie prowadzić uświęcone życie? Jak to zrobić?

Zacznijmy tak: Wielu ludzi dąży do usamodzielnienia się. Dzieci chcą pójść na swoje, pracownicy chcą założyć swój własny biznes, a uczniowie skończyć wreszcie naukę i uwolnić się od nauczyciela. Wydaje się, że jest to normalne i słuszne dążenie.

Zgadzamy się przy tym na to, że pewne czynności najpierw musimy wykonywać pod okiem instruktora, ale potem już chcemy działać samodzielnie. Tak jest na przykład z kursem na prawo jazdy. Chodzi w nim tylko o to, aby przygotować się do samodzielnej jazdy. Któż chciałby całe życie jeździć z instruktorem?

Nie wszystko jednak można wykonywać samodzielnie i w pojedynkę. Są takie czynności życiowe, których nie można robić samemu. Ot, choćby zwykła rozmowa. Co byśmy powiedzieli o człowieku, który zaczął sam ze sobą rozmawiać? Rozmowa wymaga udziału przynajmniej dwóch osób i obyśmy nigdy nie usamodzielnili się do tego stopnia, aby ją prowadzić w pojedynkę.
Do takich czynności, w których Bóg nie przewidział dla nas nigdy samodzielnej jazdy, należy uświęcenie.

Świętość – to ustanowiony przez Boga standard dla wszystkich zbawionych. "Świętymi bądźcie, bom Ja jest święty!" Bóg jest święty, człowiek natomiast jest grzeszny. Naturalnie rzecz biorąc, znajdujemy się na przeciwległym biegunie. Świętość jest obca naszej skażonej naturze. Bóg wzywa nas jednak do uświęcenia. "Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do uświęcenia" [1Ts 4,7]. "Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana" [Hbr 12,14].
Co robimy, słysząc takie słowa? Podejmujemy to Boże wezwanie i zaczynamy uświęcać swoje grzeszne życie. Trudzimy się, staramy, aby w końcu dojść do przygnębiającego odkrycia: Wciąż nie jestem święty! To jest dla mnie nieosiągalne!

Słusznie! Człowiek bowiem nie jest zdolny do samodzielnej świętości. Dowody? Czasem myślimy, że gdyby z naszego miasta zniknęliby wszyscy grzesznicy, to byśmy prowadzili święte życie. Nie zapominajmy, że Bóg tak kiedyś zrobił. Gdy grzeszność ludzi sięgnęła zenitu – zesłał potop i zmiótł wszystkich. Praktycznie oczyściło to ziemię z grzechu. Został tylko porządny Noe i jego najbliżsi. Ale potop nie rozwiązał problemu. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobił Noe było to, że się upił i leżał nagi. Tak, wszystko zaczęło się od nowa, ale niestety po staremu.

A może przyczyna tkwi w braku dobrego prawa? Otóż nie. Bóg utworzył z potomków Abrahama nowy naród i nadał mu doskonałe prawo, aby nikt nie musiał się domyślać, co jest dobre, a co złe. "Uświęcajcie się i bądźcie świętymi, gdyż Ja, Pan, jestem Bogiem waszym. Będziecie przestrzegać moich ustaw i wypełniać je; Jam Pan, który was uświęcam. […] Będziecie mi więc świętymi, bo Ja jestem święty, Ja, Pan i oddzieliłem was od innych ludów, abyście byli moimi"[3Mo 20,7–8.26 ].
Owszem. Gdyby ktoś wypełnił cały zakon, stałby się przezeń święty. "Tak bowiem Mojżesz pisze o usprawiedliwieniu, które jest z zakonu: Człowiek, który spełnił zakon, przezeń żyć będzie" [Rz 10,5]. Niestety, Zakon nie uczynił Izraela świętymi ludźmi. Praktycznie Zakon wykazał tylko to, że człowiek jest niezdolny do wypełnienia prawa Bożego i bycia świętym.

Codzienne obserwacje życia także wskazują, że litera prawa nie jest dostatecznym bodźcem, by doprowadzić do zmiany postępowania człowieka. Oto prosta ilustracja: Zachowanie kierowców w ruchu drogowym. Ogólnie rzecz biorąc, każdy zna kodeks drogowy. Jednak z tymi przepisami w głowie jeden przegapił znak, drugi zapomniał, co oznacza, ktoś zbagatelizował ostrzeżenie, a jeszcze inny znalazł się w sytuacji tzw. wyższej konieczności. Sama litera przepisów okazuje się niewystarczająca. Ludzie znają przepisy, ale je łamią do momentu, gdy zauważą w pobliżu radiowóz policyjny. Obecność żywego policjanta wprowadza literę w czyn! Nagle wszyscy jadą jak aniołki. Tak długo jak są w zasięgu wzroku policjanta, nie łamią żadnego przepisu.
Rozumiecie? Sama litera prawa nie wystarczy. Potrzebny jest kontakt z żywym reprezentant tego prawa. Nic nam nie da sama znajomość przykazań kościelnych. "Są to tylko przykazania i nauki ludzkie. Mają one pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów" [Kol 2,18–23].

Stało się jasne, że potrzeba czegoś więcej, niż tylko litery zakonu. Nie dlatego, że zakon był zły, ale dlatego, że człowiek z natury jest zły i nie jest w stanie samodzielnie żyć świętym życiem. "Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi" [Rz 7,14]. Zgodnie z planem Bożym, zakon nie miał na celu nic więcej, jak tylko to, aby doprowadzić nas do Chrystusa, czyli do Osoby, do Boga żywego. "Tak więc zakon był naszym przewodnikiem do Chrystusa, abyśmy z wiary zostali usprawiedliwieni" [Ga 3,24].

Tak oto docieramy do odkrycia cudownie prostego sposobu na świętość! Bóg przyszedł w Jezusie Chrystusie do nas, aby już na zawsze być z nami. "Oto panna pocznie i porodzi syna, i nadadzą mu imię Immanuel, co się wykłada: Bóg z nami" [Mt 1,23].

Plan zbawienia nie miał polegać na dostarczeniu ludziom dodatkowej instrukcji, lekcji poglądowej – żeby się pouczyli od Jezusa i potem stali się "samodzielnymi" świętymi. Plan zbawienia od samego początku polega na tym, że Syn Boży przychodzi do nas i na zawsze już będzie z nami, a my z Nim! Czy to jest jasne?

Uczniowie Pana Jezusa przeżyli to namacalnie na własnej skórze. On ich powołał, aby z Nim byli. Pozostawili wszystko i poszli za Nim. Nietrudno się domyślić, jak bardzo wpłynęło to na ich zachowanie. Ta prawda nie zmieniła się wcale po wniebowstąpieniu Jezusa Chrystusa, bowiem Pan przewidział dla nich jeszcze pełniejsze swoje towarzystwo: "Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki - Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. Nie zostawię was sierotami, przyjdę do was" [Jn 14,16–18].

Człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, gdy znajduje się poza społecznością z Bogiem, nie może być święty. Dlaczego? Ponieważ jest stworzony [zaprojektowany] do życia w społeczności z Bogiem. Tylko wtedy jest zdolny być w pełni człowiekiem i zachowywać się zgodnie ze swoim powołaniem! Zauważmy, w czym tkwiła tajemnica świętości takich ludzi, jak Henoch czy Noe. Oni chodzili z Bogiem. Do Abrahama Bóg rzekł: "Trwaj w społeczności ze mną i bądź doskonały" [1Mo 17,1].

Gdy idzie o świętość, to człowiek tak długo jest święty, jak długo jest blisko Jezusa! Jam Pan, który was uświęcam. Tak jak towarzystwo rodziców wpływa na zachowanie dziecka i zbawia je od złych czynów, tak obecność Pana uświęca życie człowieka. Żaden rozsądnie myślący rodzic nie oczekuje od małego dziecka dojrzałego zachowania, gdy jest ono z dala od niego. Trzyma je blisko, ma je na oku, i to jest dla dziecka zbawienne.

Bóg nie oczekiwał i nie oczekuje od wierzących samodzielnej świętości. Przyszedł i jest z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata, abyśmy mogli być święci i nienaganni! Jest ciągle przy nas nie dlatego, że nam nie ufa, ale dlatego, że bez Jego stałego towarzystwa nie jesteśmy w stanie się uświęcać. "A temu, który was może ustrzec od upadku i stawić nieskalanych z weselem przed obliczem swojej chwały, jedynemu Bogu, Zbawicielowi naszemu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, niech będzie chwała, uwielbienie, moc i władza przed wszystkimi wiekami i teraz, i po wszystkie wieki. Amen" [Judy 24-24].

Możliwe, że takie stawianie sprawy kogoś oburza i zniesmacza. Gdzie w takim razie jest miejsce na dojrzałość chrześcijanina, dojrzałość wyrażającą się poprzez samodzielność? Czy takie podejście do sprawy nie jest deprecjonowaniem wartości i godności człowieka?
Otóż nie jest. Oczywiście, jeżeli dziesięcioletniemu, zdrowemu dziecku myję zęby, to jak najbardziej ośmieszam go i mu szkodzę, ponieważ może ono samodzielnie to zrobić. Gdy jednak to dziecko biorę do samochodu i zawożę na drugi koniec Polski, to wcale nie podważam jego wartości. Robię bowiem coś, czego ono samo nie jest w stanie wykonać.

Mówiąc to, pragnę wywyższyć Pana Jezusa, który w Duchu Świętym jest z nami bez przerwy! Pomyślmy, ileż dobra wynika dla nas z tego prostego faktu?!
Dzięki Jego towarzystwu nie musimy już podawać tyłu naszym wrogom. Możemy stawić czoła wszystkiemu i odnieść zwycięstwo. "Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował" [Rz 8,37]. "Bogu niech będą dzięki, który nam daje zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa" [1Ko 15,57]. Gdy kusiciel zapuka do naszych drzwi, możemy powiedzieć: Jak chcesz, to wejdź, ale nie jesteśmy sami. Teraz mieszkamy z Jezusem. Ktoś kiedyś tak wyjaśnił tajemnicę swego zwycięstwa nad grzechem. "To proste. Gdy puka do mnie jakaś pokusa, proszę, aby Pan Jezus poszedł do drzwi, by jej otworzyć".

Bliskość Jezusa daje nam też schronienie i poczucie bezpieczeństwa. Oto znana ilustracja: Lis, zając i żubr. Lis skrada się, aby schwytać zająca. Zając tymczasem podbiega i siada obok wielkiego żubra. Lis musi zrezygnować ze swoich niecnych planów. Zając jest dla niego nieosiągalny. Dobrze jest posiedzieć przy żubrze – brzmi konstatacja tej scenki. "Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam?" [Rz 8,31]. To oczywiście nie wyklucza ewentualnych prób i prześladowania, jakie Pan może dopuścić w naszym życiu. Mówimy tu o cudownym poczuciu bezpieczeństwa, jakie daje nam chodzenie z Jezusem.

Bracia i Siostry! Bóg nie przewidział dla swoich dzieci żadnego usamodzielniania się! W Bożej rodzinie dzieci się nie usamodzielniają i nie odchodzą z domu! Tu synowie pozostają w domu na zawsze! Wyrastają, dojrzewają, ale pozostają w domu! Gdy syn marnotrawny odszedł – to musiał wrócić i na szczęście wrócił, by znowu być blisko ojca!

Jeszcze dobitniej przemawia inny obraz: Słowo Boże porównuje relację jaka zachodzi pomiędzy Jezusem Chrystusem a Kościołem do związku małżeńskiego. Żaden normalny mąż nie chce, aby żona mu się 'usamodzielniła'. Małżeństwo – to związek trwałej zależności współmałżonków. Żyję z moją żoną już ponad 25 lat i tak ma pozostać. "Ja należę do mojego miłego, a mój miły, który pasie wśród lilii, należy do mnie" [PnP 6,3] – śpiewa oblubienica. Żadne z małżonków nie ma chodzić własnymi drogami. Od czasu, jak się pobrali – mają wspólne życie i jedną drogę aż do końca.
Ponosimy i zawsze będziemy ponosić fiasko w dążeniu do uświęcenia – gdy będziemy próbowali to robić na własną rękę i o własnych siłach. To zupełnie niepotrzebny trud. Pan w ogóle nie oczekuje od nas samodzielnej świętości. On wie, że to dla nas niemożliwe. W jaki sposób zaradził tej naszej niemocy? Przyszedł do nas i uświęcił nasze życie swoją obecnością!

Ta prawda Słowa Bożego przynosi nam wielką ulgę! To oczywiste, że sami z siebie nie jesteśmy święci. "Wiem tedy, że nie mieszka we mnie, to jest w ciele moim, dobro" [Rz 7,18]. Taka jest prawda o nas i bez towarzystwa Jezusa zawsze się to ujawnia. Dlatego tak ważne jest, byśmy trwali w bliskości z Panem Jezusem.

Oto prosty sposób na świętość. Jezus! Nasz związek z Nim! To sedno i tajemnica uświęcenia! Nie skupiajmy się na sobie. Nie sondujmy ciągle swojej świętości! Patrzmy na Pana Jezusa! Słuchajmy tego, co On mówi! Podążajmy za Nim! Jego obecność jest naszą świętością!