Rewiatalizacja, czyli co? Drukuj
Autor: Henryk Hukisz   
niedziela, 07 kwietnia 2019 16:32

Dlaczego postanowiłem odnieść się do krążącego w sieci spotu reklamującego konferencję dla pastorów i liderów kościoła? 

Jak już wspomniałem w poprzednim rozważaniu, przez ponad pół wieku byłem zaangażowany w tworzenie naszej wspólnoty wyznaniowej. Obecnie, pomimo tego, że legalnie jestem odstawiony na boczny tor, jednak nie jest mi obojętne to, co dzieje się z ludźmi, którym usługiwałem w ich duchowym życiu i rozwoju.

Podobnie jak rodzic, gdy zostanie już dziadkiem, czy nawet pradziadkiem, nie staje się obojętny na los rodziny, do której nadal należy. Wprawdzie jego zaangażowanie jest, z natury rzeczy, coraz bardziej ograniczone, to jednak przeżywa w swoim sercu nawet najmniejszą rzecz, jaka się wydarzy. Gdy młodzi, niedoświadczeni członkowie rodziny, próbują dokonać zmian, wówczas starsi reagują na nie z pozycji własnych doświadczeń. Z przykrością obserwujemy sytuacje, gdy w wielopokoleniowych rodzinach, młodzi okazują ignorancję wobec osób starszych, lekceważąc ich życiowy wkład w budowanie rodzinnej wspólnoty. Zadajemy sobie wówczas pytanie, czy wypada młodym zawłaszczyć całą rodzinę, chociaż niejednokrotnie, prawo daje im takie uprawnienia?

Wrócę do kościoła, w którym młodzi przywódcy, korzystając z obowiązującej klauzuli prawnej, pozbawili starszych wiekiem działaczy, jakichkolwiek wpływów na losy wspólnoty, którą tworzyli przez wiele lat swojego życia. I raczej w kategoriach przyzwoitości, stawiam pytanie, czy jest rzeczą właściwą zawłaszczenie całą wspólnotę przez tych, których zaangażowanie jest czasowo mniejsze, w porównaniu z poprzednikami? 

Dlaczego moja reakcja jest tak radykalna? 

Ponieważ zmiany, jakie szykują obecni przywódcy, są obce, są zaczerpnięte ze świata, który jest wrogi Kościołowi. Jeśli nawet rewitalizacja może przynieść ogromne zmiany w wyglądzie i funkcjonowaniu wielu miast, dzielnic czy pojedynczych ulic, to nie jest to odpowiednia metoda do ożywiania kościołów.

Wspomniany na wstępie filmik wprowadza widza w atmosferę zrujnowanej dzielnicy, odrapanych murów i rozwalonych straganów. Oczywiście, widząc taki scenariusz, każdy oczekuje jakiejś zmiany. Rewitalizacja spełnia oczekiwania każdego, kto to ogląda. Nic dziwnego, że każde słowo, jakie proponuje facet odziany w kurtkę z logiem NASA i z flagą USA na ramieniu, może tchnąć nadzieją na lepsze. To robi wrażenie, lecz czy na tym ma polegać duchowe ożywienie kościoła?

Wpierw, czym jest rewitalizacja? 

Najbardziej popularne dziś słowniki wyjaśniają, że jest to „ zespół działań urbanistycznych i planistycznych, koordynowanych przez lokalną administrację samorządową, których celem jest społeczne, architektoniczne, planistyczne i ekonomiczne korzystne przekształcenie wyodrębnionego obszaru gminy będącego w stanie kryzysu wynikającego z czynników ekonomicznych i społecznych”  (Wiki). Wszelkie dalsze poszukiwania znaczenia i zastosowania terminu rewitalizacja, prowadzą do środowiska urbanistów i architektów.

Jeśli nawet przez analogię, zastosujemy ten termin do środowiska kościoła, to musimy wpierw uznać, że mamy do czynienia z sytuacją, gdy istniejąca wspólnota wierzących jest zrujnowanym obiektem, lub uliczką, na której hulający wiatr swoimi podmuchami wywraca stragany i łopoce kawałkiem szmaty wiszącej na jakimś sznurku. Taki obraz wprowadza w atmosferę koniecznych zmian, jakie proponuje się w kościele. Po wyjaśnieniu o co chodzi twórcom tego projektu, pojawiają się  sceny, już kolorowe, młodzieży skaczącej w rytmie wybijanym nogą perkusisty.

A swoją drogą, jeśli w projekcie ożywiania istniejących już zborów celem jest roztańczona młodzież, perkusja, projektory i reflektory, to jak zostały potraktowane te wspólnoty ludzi wierzących, które nie posiadają takich środków technicznych? Reżyser spotu reklamowego ukazał je w postaci odrapanych ścian, wybitych okien i rozrzuconych straganów. Mówiąc delikatnie, to zakrawa na niesmak, o ile nie obrazę tych, którzy śpiewają ze „Śpiewnika Pielgrzyma” przy akompaniamencie fisharmonii i dlatego należy ich rewitalizować.

I to mam być rewitalizacja kościoła? 

Czyżby kościołem Jezusa Chrystusa jest podrygująca w rytm nowoczesnej muzyki społeczność ludzi, dotychczas żyjących w czarno-białej rzeczywistości zaniedbanej ulicy? „Przenigdy” - zawołałby apostoł Paweł. 

Paweł, wierny sługa ewangelii Jezusa Chrystusa, nie w zewnętrznych przejawach upatrywał ożywiającą moc kościoła, lecz w działaniu Ducha, który może jedynie przekształcić martwych w grzechach ludzi w czytelny list „napisany nie atramentem, ale Duchem Boga żywego, nie na tablicach kamiennych, lecz na tablicach serc ludzkich” (2 Kor. 3:3). Jedynie osoby ożywione przez Bożego Ducha mogą stać się „sługami nowego przymierza, nie litery, lecz ducha, bo litera zabija, duch zaś ożywia” (2 Kor. 3:6). I chociaż apostoł Paweł zdawał sobie sprawę z realności otaczającego go świata i jego wpływu na nasze odnowione życie, zawołał „Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy?” (Rzym. 6:2). Zadaniem kościoła, tego, który jest budowany przez samego Chrystusa, jest ucieczka od wszystkiego co świeckie, co jest martwe, nawet jeśli ma dobry wygląd. 

Paweł mówił wprost, że „wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne; wszystko wolno, ale nie wszystko buduje” (1 Kor. 10:23). Apostoł wyjaśnia również zależność, jaka wynika z faktu, że staliśmy się uczestnikami Bożych obietnic i zostaliśmy przeznaczeni do zupełnie innej rzeczywistości, niż ten świat. Zadaje więc retoryczne pytanie: „Czy nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusowymi? Czy mam tedy wziąć członki Chrystusowe i uczynić je członkami wszetecznicy?” (1 Kor. 6:15). Odpowiedź jest tylko jedna - „Przenigdy!”

Wszeteczeństwo, o jakim pisał apostoł Paweł ma znaczenie szersze, niż niemoralność cielesna. Chodzi tu przede wszystkim o bałwochwalstwo, czyli równoczesne oddawanie czci Bogu, jak i innym bóstwom, posągom, ideom, czyli świeckim ideałom. Mając to na uwadze, powinniśmy wprost wziąć do serca zawołanie apostoła: „Uciekajcie przed wszeteczeństwem. Wszelki grzech, jakiego człowiek się dopuszcza, jest poza ciałem; ale kto się wszeteczeństwa dopuszcza, ten grzeszy przeciwko własnemu ciału” (1 Kor. 6:18). Do takiej postawy wzywa również w innym liście. Pisząc o budowaniu żywego kościoła, Paweł wprost nakazuje: „abyście już więcej nie postępowali, jak poganie postępują w próżności umysłu swego, mający przyćmiony umysł i dalecy od życia Bożego przez nieświadomość, która jest w nich, przez zatwardziałość serca ich, mając umysł przytępiony, oddali się rozpuście dopuszczając się wszelkiej nieczystości z chciwością” (Efez. 4:17-19). Dlatego przypomina, nie tylko Efezjanom, lecz wszystkich członkom żywego Kościoła: „Ale wy nie tak nauczyliście się Chrystusa” (w. 20). Czy pamiętamy, jak nas nauczono Chrystusa?

Czyżby wykorzystano już wszystkie sposoby, jakie Duch Święty oferuje kościołom? 

Wystarczy przypomnieć sobie końcowe rady Pana Jezusa, zaadresowane do siedmiu zborów. Szczególne wymowna jest uwaga, jaką Pan Kościoła kieruje do zboru, o którym powiedział: „Znam uczynki twoje: Masz imię, że żyjesz, a jesteś umarły” (Obj. 3:1). Lekarstwem nie jest „rewitalizacja”, polegająca na przekształceniu nabożeństwa w koncert lecz niezmienna Boża zasada: „Pamiętaj więc, czego się nauczyłeś i co usłyszałeś, i strzeż tego, i opamiętaj się” (Obj. 3:3a).

Warto więc jest pamiętać o tym -  „Jeśli tedy nie będziesz czujny, przyjdę jak złodziej, a nie dowiesz się, o której godzinie cię zaskoczę” (Obj. 3:3b). 

Dlatego miejmy otwarte duchowe uszy i „słuchajmy, co Duch mówi do zborów”.