Rozmowa i małżeństwo - zakończenie cyklu Drukuj Email
Autor: Kazimierz i Ludmiła Sosulscy   
środa, 18 marca 2020 00:00
Jak stwierdziliśmy w poprzednim rozważaniu na małżeńskie tematy, otrzymanie i udzielenie przebaczenia wymaga przede wszystkim zrozumienia, czym się skrzywdziło współmałżonka i uznania tego, że się go (ją) skrzywdziło. Wymaga to przede wszystkim wysłuchania skrzywdzonej czy uważającej się za skrzywdzoną strony z autentyczną chęcią zrozumienia, co tak naprawdę ona czuje, jak odbiera słowa czy jakieś konkretne zachowania. Konfliktowy incydent ma często podłoże mniej lub bardziej uświadomionych, acz istniejących w małżeństwie kontrowersji, wynikających z różnic osobowościowych małżonków, uwarunkowań rodzinnych związanych z odebranym wychowywaniem, środowiskiem, w jakim się dorastało, wyznawanych wartościach i tym podobnych sprawach. To, co dla jednego z nich jest niedopuszczalne, być może dla drugiej strony nie ma takiego znaczenia. Jak więc uznać, że się skrzywdziło współmałżonka, gdy we własnym przekonaniu właściwie nie zrobiło się nic złego?

Jakże często żal współmałżonka o jakąś sytuację czy zachowanie bywa dla nas absolutnym zaskoczeniem. Przecież nie mieliśmy żadnych złych intencji. Dziwi nas ten ból drugiej strony, którego przecież w naszym mniemaniu nie zadaliśmy.

Jak więc wytworzyć ten wspólny mianownik, który pozwoli nam zobaczyć sytuację, jeśli nie identycznie, to przynajmniej w sposób możliwie zbliżony? Skąd wziąć tę możliwość postawienia się w sytuacji tak bliskiego, ale jednak innego człowieka, drugiej ludzkiej istoty?

Z pewnością szczera rozmowa jest tu niezbędna i nie do przecenienia. Bez dzielenia się swymi myślami na różne tematy, wyrażania doświadczanych we wzajemnych stosunkach uczuć, również tych krytycznych wobec współmałżonka, dzielenia się swymi oczekiwaniami, nie może być prawdziwie mocnej więzi zarówno duchowej, jak i psychicznej. Szczera rozmowa o możliwie wszystkim, cementuje małżeństwo. Oczywiście wtedy, gdy dbają o to obie strony.

Jesteśmy różni

Nie zawsze jesteśmy świadomi tego, że świat kobiety i świat mężczyzny nie są takie same. Nawet w dzisiejszych czasach, gdy jako ludzie – kobiety i mężczyźni – mamy dość podobne możliwości kształcenia się, pracy, uczestniczenia w życiu społecznym, nadal się jednak różnimy. Jako mąż czy żona postępujemy wobec siebie nawzajem zgodnie z tym, jak sami odbieramy i czujemy rzeczywistość. Sądzimy według siebie i dlatego nierzadko bywamy zaskoczeni jakąś reakcją współmałżonka, nie wiemy jak się do niej odnieść. Po prostu, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że każde z nas to jednak trochę inny świat.

Nasza znajomość istoty drugiego człowieka opiera się bardziej na domysłach, niż na znajomości rzeczy. W dodatku każdy z nas, nie do końca rozumiejąc samego siebie, oczekuje, że będzie właściwie rozumiany przez innych, w tym przez męża czy żonę.

Z literatury i z życia znamy różnego rodzaju stereotypy dotyczące mężczyzn czy kobiet („myślą tylko o jednym”, „są nielogiczne”). Można i trzeba się zastanawiać na ile są one uzasadnione w ogólnym sensie, trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że tak jak wszystkie stereotypy, nie mówią one prawdy o każdej konkretnej kobiecie czy każdym konkretnym mężczyźnie. Wiemy z historii, że pewne różnice wynikały tylko z odmiennego sposobu wychowywania do życia kobiet i mężczyzn, różnego ich dostępu do wiedzy i do udziału w życiu społecznym. Te w zachodnim świecie są w zasadzie przeszłością. Nie można jednak zapominać, że mimo wszystko istnieją różnice wynikające z biologii, co rzutuje też na pewne różnice między męską i żeńską psychiką. W dzisiejszym świecie istnieje wyraźny trend do zacierania różnic między płciami, bagatelizowania ich. Jednak Bóg sprawił, że człowiek istnieje jako mężczyzna i kobieta, i mimo wszystkich „równości” jako ludzkich istot, w jakiś sposób się obie płcie różnią i uzupełniają. W dzisiejszym świecie stanowi to dla nas wszystkich chyba większe wyzwanie, niż w przeszłości. Kobieta nie jest już przypisana tylko do domu, mężczyźnie została odebrana rola jedynego żywiciela rodziny. To i inne cywilizacyjne zmiany jeszcze bardziej komplikuje wzajemne relacje. Mierzmy się z tym, korzystając z Bożej pomocy w uczeniu się siebie nawzajem i wspólnym pielęgnowaniu małżeńskiego i rodzinnego życia. Do tego właśnie potrzebna jest umiejętność rozmawiania, czego też koniecznie trzeba się uczyć.

Waga emocji

Nasz obraz rzeczywistości jest subiektywny między innymi dlatego, że bardzo silnie uwarunkowują go rządzące nami emocje. Radość, ekscytacja, jak też strach czy gniew, wywołują w nas reakcje adekwatne do tego, co uważamy dla nas za dobre lub złe. Emocje pojawiają się w nas spontanicznie, w odpowiedzi na wyzwania spotykające nas w konkretnej sytuacji.

Ogólnie dzielimy emocje na pozytywne i negatywne. Z reguły wolimy doświadczać tych uznanych za pozytywne, np. radości czy zadowolenia, a unikać nieprzyjemnych, jak np. smutku, rozgoryczenia czy onieśmielenia. Tak naprawdę jednak każda z doznawanych przez nas emocji ma istotne znaczenie, bo pokazuje jak odbieramy świat. Dlatego lepiej jest emocji nie tłumić ani nie ukrywać, tylko bardzo dokładnie im się przyglądać.

Mówią nam one przede wszystkim o nas samych. Nie odczuwamy np. zawstydzenia czy złości bez powodu – jest najwyraźniej coś, co prowokuje w nas takie uczucia. Warto to przemyśleć. Uświadomienie sobie źródeł konkretnej emocji pomoże nam ocenić, czy nasze reakcje były uzasadnione. Najczęściej wpływ doznanych emocji zakłóca nam obraz rzeczywistości. Dlatego musimy podjąć wysiłek odróżnienia prawdy od fałszu.

Zdarza się, że staramy się negować w sobie istnienie smutku czy rozgoryczenia, wypierać te uczucia, udawać przed samymi sobą, że ich w nas nie ma. Tymczasem lepiej jest na chwilę się na nich skupić i postarać się odnaleźć w sobie ich źródło, a potem je przezwyciężyć. Ukrywane, wypierane, zwłaszcza negatywne emocje, najczęściej, niestety, wracają ze zdwojoną siłą i doskwierają jeszcze dotkliwiej.

Rozmawiajmy o emocjach

W tak bliskich relacjach jak małżeństwo, swoich odczuć nie można odłożyć na bok, koniecznie trzeba o nich rozmawiać. Jeżeli współmałżonek nas w czymś zawodzi, dajmy mu o tym znać. Nie oczekujmy, że sam pojmie, iż według nas coś jest nie tak i z tego powodu źle się z tym czujemy. To my doświadczyliśmy konkretnych uczuć, jasne są one przede wszystkim dla nas, niekoniecznie dla kogoś postronnego, w tym dla naszego współmałżonka. Trudności w sferze dzielenia się emocjami, i to w mądry sposób, bywają przyczyną rozpadu niejednej przyjaźni czy małżeństwa. Dlatego uczmy się rozmawiać o tym, co czujemy.

Potrzeba do tego dwóch stron, bo o emocjach należy nie tylko mówić, ale i słuchać. Jeżeli bliska nam osoba bagatelizuje nasze odczucia, które jasno w rozmowie z nią wyraziliśmy, to z pewnością będziemy się czuli niezrozumiani, i przeświadczeni o tym, że nasze istotne potrzeby jej nie obchodzą. Każde z nas doświadcza własnych uczuć i postępuje zgodnie z tym, co odczuwa. Trudno nam, reagując w jakiejś sytuacji, z góry dokładnie wiedzieć, jakie odczucia wzbudzą nasze słowa czy zachowanie u drugiej strony i postąpić tak, by jej nie urazić. Nie sposób wszystko przewidzieć. Jednak zawsze powinniśmy się starać mieć wzgląd na to, jak ewentualnie nasze zachowanie może zostać odebrane. Dlatego musimy rozmawiać i się coraz lepiej poznawać.

Rozmawiajmy rozważnie

Można śmiało powiedzieć, że umiejętność prawidłowego prowadzenia rozmowy, to najważniejszy warunek udanego pożycia małżeńskiego.

Porozumiewanie się polega na słownym lub bezsłownym przekazywaniu informacji. Komunikacja werbalna oparta jest na słowach, natomiast rozmaite sygnały niewerbalne pojawiają się same przez się. Odbierane są przez rozmówcę podświadomie i wcześniej, niż nawet padną pierwsze słowa.

W małżeństwie porozumiewanie się ma własną specyfikę. Małżonkowie z dłuższym stażem często rozumieją się bez słów. Jednak nie można trwać w przeświadczeniu, że druga strona zawsze powinna bez słów odczytywać nasze życzenia. Koniecznie trzeba rozmawiać. Umiejętnie wyrażając w trakcie rozmowy własne oczekiwania, trzeba jednocześnie być wrażliwym na niewerbalne komunikaty ze strony współmałżonka.

Do nieporozumień może dochodzić wtedy, gdy niezbyt uważnie lub selektywnie odbieramy to, co słyszymy. Czasami bywa tak, że słyszymy nie to, co naprawdę było powiedziane, ale coś, co jakby „chcemy usłyszeć”, bo jakieś nasze żale czy wyobrażenia o cudzych intencjach, sugerują zafałszowany przekaz.

We wzajemnej komunikacji powstaje wtedy istotne zakłócenie, wymagające natychmiastowego wyjaśnienia, byśmy mogli odebrać nie to, co nam się wydało, ale prawdziwą intencję drugiej strony. Przyczyną może być niezbyt jasne czy zrozumiałe dla rozmówcy wyrażenie zamiarów i uczuć. Utrudnia to nie tylko porozumienie się, ale też zniekształca cel, którego dany przekaz dotyczy.

Aby móc skutecznie porozumiewać się z innymi ludźmi, trzeba przede wszystkim porozumieć się z samym sobą. Możliwie obiektywne spojrzenie na samego siebie, na hierarchię własnych potrzeb oraz to, czego oczekujemy od innych, pomoże nam z większym zrozumieniem odnieść się do rozmaitych życiowych sytuacji. Ułatwi też porozumiewanie się i pogłębi intymność wzajemnych relacji.

Podstępny wróg

Winniśmy sobie przy tym zdawać sprawę z czegoś, co mocno utrudnia takie zobiektywizowane podejście. To coś jest prawie niezauważalne, ale determinuje naszą postawę, słowa i działania. To coś, to tak silne przekonanie o słuszności naszych racji, że przeradza się w zacięty upór, który my jednak wolimy uznawać za stanowczość. Powtarzamy sobie wtedy w myślach, a nawet mówimy: „Nie dam się wykorzystywać, nie dam sobą pomiatać, nie dam się tak traktować, przez trzy dni nie będę się odzywać”. Jeśli tak z nami bywa, powinna się nam zapalić ostrzegawcza lampka.

Dbałość o własną godność i poczucie własnej wartości sprawia, że nie zdobędziemy się na zrobienie pierwszego kroku do pojednania. Uważamy, że nie zrobiliśmy nic złego. To przecież ona czy on ma z czymś problem. Niech coś z tym zrobi. Nie zauważamy wtedy w sobie uporu, zaciętości, które czynią nas niezdolnymi do podjęcia rozmowy i szukania pojednania ze współmałżonkiem. Nie ma w nas chęci zrozumienia go. I gdy tak właśnie z nami jest, to może się zdarzyć, że współmałżonek będzie nas chciał np. objąć czy przytulić, a my odtrącimy ten gest.

Wtedy właśnie jest pora na postawienie diagnozy: króluje w nas fałszywa duma.

Jeżeli przyjrzymy się definicji dumy, to stwierdzimy, że jest to poczucie osobistej godności, poczucie własnej wartości, ambicja, ale także – zbyt wygórowane wyobrażenie o sobie, nieprzystępność i wyniosłość. Duma może być szlachetna, życzliwa, ale też urażona albo zraniona. Zarówno pycha jak i duma bazują na poczuciu własnej wartości i często dość trudno jest stwierdzić, gdzie kończy się duma, a zaczyna pycha.

Odwrotnością pychy i fałszywej dumy jest pokora, czyli uznawanie swojej słabości, grzeszności. Patrzymy wtedy na siebie bez usprawiedliwiania się i przyznajemy: „Tak, czasami jestem też taki”. Fałszywą dumę można pokonać jedynie pokornym przyznaniem się do błędu, uniżeniem się przed drugim człowiekiem, bez udowadniania za wszelką cenę, że to ja mam rację.

Jesteśmy jedną drużyną

Z pewnością jest o co zabiegać, bo stawka jest bardzo wysoka: tworzymy rodzinę i jako rodzina stanowimy jakby jedną drużynę, w której małżonkowie to główni rozgrywający.

Wszelka gra zespołowa czy praca, a tym bardziej życie rodzinne, wymaga od każdego uczestniczącego okazywania sobie wzajemnego zrozumienia. Jest tak wtedy, gdy każdy z osobna dba o dobro pozostałych. Obdarza ich takim zaufaniem, że jest zdolny w ich obecności przeżywać i własne smutki, i szczęście. Taka atmosfera zaufania panuje w małżeństwie i w rodzinie wtedy, gdy małżonkowie obdarzają się szacunkiem, wzajemnym zrozumieniem, udzielają sobie uczuciowego wsparcia i uważają siebie nawzajem za dar od Boga.

Dlatego nie strzelajmy do siebie złymi słowami i nieprzyjaznymi spojrzeniami. Cieszmy się sobą i okazujmy to sobie nawzajem. Dzięki rozmowom dowiadujmy się o tym, co aktualnie przeżywamy. Pozwala to nam nie ignorować wewnętrznych potrzeb współmałżonka i pozostałych członków rodziny, a też coraz lepiej nawzajem się rozumieć. Wynikiem tego będzie stymulowanie rozwoju intelektualnego, emocjonalnego i duchowego każdego z nas.

Pismo powiada, że jesteśmy współdziedzicami łaski wiecznego życia (1 Piotra 3,7), a to determinuje nasze starania o istnienie w małżeństwie wspólnotowości zamiast przyrodzonego nam indywidualizmu. Dlatego patrzmy sobie w oczy, dotykajmy się, mówmy i słuchajmy. Razem się módlmy, czytajmy Słowo Boże, dzielmy się przeżyciami i celebrujmy owo „jedno ciało”, czyli jedność dwojga ludzi.

* * * * *

Kończymy ten cykl ośmiu artykułów, w których bardzo zwięźle staraliśmy się podzielić naszymi przemyśleniami o wzajemnym zaufaniu, wierności, wytrwałości, pokorze, jedności, rozwiązywaniu konfliktów, przebaczaniu i porozumiewaniu się w małżeństwie.

Dziękujemy naszym Czytelnikom, którzy zechcieli wziąć udział w tym przedsięwzięciu i pozdrawiamy Słowem, przekazanym przez apostoła Pawła:

„Przyjaciele, na zakończenie jeszcze dodam: ceńcie sobie to wszystko, co jest prawdziwe, godne szacunku, sprawiedliwe, czyste, miłe i godne uznania – jeśli coś jest doskonałe i godne pochwały, to sobie ceńcie.” (Filipian 4,8-9 SŻ).