Sen szewca Drukuj Email
wtorek, 17 listopada 2009 12:00

Pewnemu szewcowi przyśniło się, że następnego dnia ma do niego przyjść z wizytą Jezus. Sen wydawał się tak realny, że rankiem wstał bardzo wcześnie, pośpieszył do lasu i narwał zielonych gałęzi, by przyozdobić swój warsztat.

Czekał przez cały ranek, ale ku jego rozczarowaniu Jezus nie nadszedł.

Przykuśtykał tylko jakiś żebrak, aby się ogrzać. Gdy odpoczywał, szewc zauważył, że jego buty są zupełnie znoszone.

Poruszony, zdjął z półki parę nowych pantofli i dał je przybyszowi. Przez całe popołudnie szewc wciąż czekał, ale jedyną osobą, która przechodziła koło jego domu, była jakaś starsza kobieta.

Widział, jak dźwiga ciężką wiązkę drewna na opał, więc zaprosił ją, żeby odpoczęła u niego w warsztacie. Kiedy dowiedział się, że od dwóch dni nic nie jadła, podzielił się z nią swoim obiadem.

Zaczynał już zapadać zmrok, a Pan Jezus wciąż nie nadchodził. Zza okna dobiegł tylko płacz dziecka. Szewc wyszedł z warsztatu i zobaczył malca, który zgubił się rodzicom. Otarł mu łzy i odprowadził do domu.

Po powrocie do warsztatu poczuł głęboki smutek. Pomyślał, że Jezus na pewno był u niego, lecz zastawszy pusty warsztat, odszedł. Wyobrażał sobie, jak piękne mogło być to spotkanie.

Ucałowałby przebite dłonie Zbawiciela i obmył jego stopy. Potem Jezus usiadłby za stołem i porozmawiał z nim.

Rozżalony szewc zawołał:

- Dlaczego spóźniasz się, o Panie? Dlaczego zapomniałeś, że to był dzień naszego spotkania?

Wtedy usłyszał głos:

- Raduj się, bo dotrzymałem swojej obietnicy. Trzy razy przyszedłem do twych przyjaznych drzwi.

To Ja byłem mężczyzną o pokaleczonych stopach.
To Ja byłem kobietą, której dałeś jeść.
To Ja byłem zgubionym dzieckiem na ulicy.

Tekst zaczerpnięto z czasopisma "Kiedyś dalecy ,teraz sobie bliscy" wydawanego przez Kościół Chrystusowy w Kołobrzegu