Umocnij resztę, która miała umrzeć Drukuj Email
Autor: Maliszak Donata   
piątek, 02 marca 2012 08:05

Niedzielny poranek. Centrum miasta, gdzieś w Europie Środkowej. Przed budynkiem z krzyżem na frontowej ścianie, co chwila zatrzymuje się jakiś samochód. Wysiadają rodziny z dziećmi lub bez. Z uśmiechem witają się ze sobą nawzajem. W środku kaplicy przyjemny gwar. Przybyli zajmują miejsca. Zaczyna się nabożeństwo. Przez otwarte okna niesie się głośny śpiew przy akompaniamencie instrumentów. Słychać modlitwy. Kiedy uwielbienie milknie za kazalnicę wchodzi kaznodzieja. Rozlega się szelest kartek - to zgromadzeni otwierają swoje Biblie ... .

Niedzielny wieczór. Gdzieś między 10 a 40 równoleżnikiem. Opuszczona fabryka na obrzeżach miasta. Ktoś staje przed wejściem. Rozgląda się niespokojnie wokół i szybko wchodzi do środka. Mija 15 minut, kilometr dalej zatrzymuje się samochód, z którego wysiada kilka osób. Idą w kierunku pustego budynku. Zanim wejdą do fabryki również niespokojnie rozglądają się dookoła. Po kilkunastu minutach dołączają następni. Przybyli witają się w środku cichymi głosami, ale z radością. Pada pytanie: „Gdzie jest Jamal?” Ktoś odpowiada ze smutkiem: „Aresztowany. Znaleziono przy nim Biblię”. Zajmują miejsca na matach rozłożonych na betonowej podłodze. Kilka osoba staje w okolicach budynku na „czatach”. Przytłumionymi głosami zaczynają śpiewać pieśni. Modlą się. Kiedy kaznodzieja zaczyna mówić, tylko nieliczni wyciągają Pismo Święte, pozostali przysuwają się bliżej nich ... .

Pierwszy obraz Kościoła spotykającego się na co tygodniowym nabożeństwie znam dobrze. Jestem tam, śpiewam, modlę się i słucham nauki razem z Braćmi i Siostrami. Lubię nasze niedzielne spotkania z Bogiem i ze sobą nawzajem. Czuję się tam dobrze, przyjemnie i bezpiecznie. Niewiele spraw staje mi na drodze spędzenia tak niedzielnego poranka. Czasem jakaś infekcja u dzieci, sprawiająca konieczność pozostania w domu. Poza tym nic większego.

Drugi obraz jest mi tak daleki, jak kraje w których można go odnaleźć. Nigdy tam nie byłam, nie znam nikogo pochodzącego z tamtych rejonów świata. Jednak wiem, że jest prawdziwy, jest realnością dla wielkiej liczby chrześcijan. Przez ostatnie 3 lata Bóg, za pośrednictwem innych osób pokazywał mi takie i podobne obrazy swojego Kościoła. Docierały do mnie informacje o wiernych spotykających się potajemnie w starych budynkach, w podziemnych pomieszczeniach, cysternach. Ale nie tylko to, słyszałam historie wdów, których mężowie zostali zabici dla świadectwa o Jezusie. Historie wierzących, którym udało się uciec z obozów koncentracyjnych w Korei Północnej, gdzie trafili z powodu swojej wiary. Opowieści o dzieciach będących sierotami, ponieważ partyzantka kolumbijska zabiła ich wierzących rodziców, którzy nie chcieli uprawiać koki.

Jak większości z nas - zasmucało mnie to. Czasami płakałam z powodu strasznej niesprawiedliwości i zła. Modliłam się o te osoby i społeczności. Lecz kiedy emocje mijały i codzienność zacierała słyszane historie - ustawałam w modlitwie. Szybko zapominałam o tym, że Kościół, którego jestem częścią jest w wielkiej udręce. Nie zauważałam wówczas, że to sam Bóg woła do mnie, podsuwając mi te świadectwa i wydarzenia: „Opowiadam ci o moich dzieciach. One cierpią, a Ja chcę żeby miały w tobie wsparcie”.

Jesienią ubiegłego roku do Zielonej Góry przyjechała koordynatorka na Polskę międzynarodowej organizacji Open Doors. Zajmują się oni szeroko zakrojoną pomocą na rzecz prześladowanych chrześcijan. Działają już od 55 lat i w ponad 50 krajach na świecie. Na ten temat miały odbyć się prelekcje na Uniwersytecie Zielonogórskim, w Chrześcijańskiej Szkole Podstawowej Salomon, oraz w Zborze Emaus. Przed pierwszym wystąpieniem naszego gościa modliliśmy się o Boże błogosławieństwo na każde spotkanie. Podczas tej właśnie modlitwy nareszcie dotarło do mnie to, co mój Pan mówił do mnie od dawna: „Moje prześladowane dzieci potrzebują ciebie”. Od tamtej modlitwy werset: „Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele” (List do Hebrajczyków 13:3) nabrał dla mnie nowego, żywego znaczenia.

Zrozumiałam, że na moich oczach toczą się dalej „Dzieje Apostolskie”, nic się nie zmieniło, to tylko mi jest dobrze i wygodnie w moim zborze, mieście, kraju. Zapoznałam się dokładniej z sytuacją prześladowanego kościoła na świecie. Problem rzeczywiście jest ogromny! To nie pojedyncze przypadki, w niektórych miejscach na ziemi. To co najmniej 100 milionów Sióstr i Braci będących w wielkim ucisku, z powodu Ewangelii. Nieprawdopodobna liczba! Zaczęłam poważniej podchodzić do sprawy modlitwy o nich.

55 lat temu, jak opowiada brat Andrew – Boży Przemytnik (człowiek który rozpoczął pomoc na rzecz prześladowanego kościoła we wschodniej Europie), to my, Polacy potrzebowaliśmy pomocy i wsparcia od naszych braci zza Żelaznej Kurtyny. Pomocy w postaci Biblii, modlitwy, troski a czasem wsparcia finansowego. Dziś korzystam z tej wolności, wymodlonej wtedy, kiedy mnie jeszcze nie było na świecie. Teraz ja i ty możemy dać innym to, co za darmo, z łaski Pana działającego w sercach wrażliwych chrześcijan, otrzymaliśmy.

Działalność misyjna Open Doors, jaką rozpoczął wówczas brat Andrew, zatoczyła do tej pory szerokie kręgi. Widać wyraźnie, że jest to Dzieło Boga. Do tej chwili rozdano za pośrednictwem Open Doors wiele milionów Biblii – Chleba upragnionego przez głodnych Słowa Bożego chrześcijan. W wielu bowiem krajach Pismo Święte jest zakazane, jest luksusem do którego dzieci Boże nie mają dostępu (patrząc na moja półkę, pełną przeróżnych wydań Biblii, trudno mi to pojąć). Misja obrała sobie również za cel informować nas – wolnych chrześcijan o sytuacji Ciała Chrystusowego na świecie. Nawołuje do modlitwy, do walki na tym właśnie froncie, by „umocnić resztę, która miała umrzeć” (Obj. 3:2). Organizacja niesie wszelką pomoc wierzącym, zależnie od potrzeb: prowadzi domy schronienia dla wygnanych ze swoich mieszkań, miast i krajów chrześcijan, pomaga prawnie, uczy czytać, zdobywać kwalifikacje zawodowe itd. Szkoli również liderów i pastorów, tak by mogli paść swe trzódki w prawdzie Słowa Bożego. Paść często w ukryciu, wśród niebezpieczeństw i zagrożeń z zewnątrz.

Wszystko to zachęca mnie do wspierania moich prześladowanych Sióstr i Braci. Skoro z działalności jednego Holendra mogło powstać takie dzieło, to co będzie, gdy dołączę do niego również ja, ty i inni wierzący? Może usłyszymy o murach więzień drżących w posadach i uwolnionych chrześcijanach, może zobaczymy puste i zburzone obozy koncentracyjne oraz obozy pracy w Korei Północnej, może ujrzymy wolny Kościół w Egipcie, jawnie oddający chwałę naszemu Bogu! Wierzę, że to wszystko może się zdarzyć! W końcu nasz Pan powiedział: „Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy” (Mar. 9:23). I tak jak w 1989 roku upadł mur berliński i równocześnie z nim upadł komunizm nienawidzący Boga i jego wyznawców w naszym kraju, tak i my z naszym Panem zburzymy obecne więzienia i złe systemy więżące naszych kochanych w Chrystusie.

Zachęcam, zajrzyj na stronę www.opendoors.pl a uzyskasz tam więcej informacji. Zaproś do swojego zboru pracowników misji, opowiedzą w Twojej społeczności o sytuacji Prześladowanego Kościoła i złożą świadectwa Bożego działania w tamtejszych Kościołach. A nade wszystko w swojej modlitwie wsłuchaj się w Głos Pana, może woła również do Ciebie: „Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć” (Obj. 3:2).