Zaszczyt tabuizacji Drukuj
Autor: Marian Biernacki   
sobota, 11 listopada 2017 08:49
Dzisiaj parę słów o przedziwnym zachowaniu jerozolimskiej ulicy w reakcji na obecność Jezusa. Komu jak komu, ale Chrystusowi Panu, ze względu na Jego naukę i dzieła, należało się nie tylko zainteresowanie opinii publicznej ale również wydanie przez władze miasta oficjalnego o Nim stanowiska. Imię Jezusa z Nazaretu jak najbardziej godne było głośnej pochwały i pierwszego miejsca na liście najbardziej wpływowych osobistości Izraela.

Tymczasem Pan, pomimo swej kilkudniowej aktywności w stolicy, pozostawał w mieście "wielkim nieobecnym". Ponadto wśród tłumów wiele szeptano na Jego temat. Jedni mówili: Jest dobry; inni natomiast: Skądże, przecież zwodzi ludzi. Nikt jednak, z obawy przed Żydami, nie wypowiadał się o Nim otwarcie [J 7,12-13]. Skąd wzięło się tak dziwne embargo na głośne mówienie o Jezusie? Dlaczego otwarcie nie wymieniano Jego imienia, a jedynie szeptano o Nim po kątach? Przyczyną była zazdrość. Przywódców Izraela opanowała obsesyjna zazdrość. Nie mogli tego przeboleć, że wielu ludzi podziwia Jezusa. Sami chcieli być obiektem najwyższego zainteresowania. Byli do tego stopnia przekonani o własnej wyjątkowości, że jakiekolwiek pozytywne słowa o kimś spoza ich kręgów, psuło ich dobry nastrój. Dlatego - aby im nie podpaść - na mieście nie należało głośno mówić o Jezusie. Jezus stał się w Jerozolimie tematem tabu. Ważni ludzie skazali Go na społeczny niebyt.

Czego wobec powyższego ma spodziewać się współczesny naśladowca Jezusa? Nie ma ucznia nad nauczyciela ani sługi nad własnego pana. Wystarczy uczniowi, by się stał jak jego nauczyciel, a słudze jak jego pan. Jeśli gospodarza nazwali Belzebubem, tym bardziej jego domowników [Mt 10,24-25]. Normalne, że im bardziej będzie on dobry w tym, co robi, tym bardziej spotykać się będzie z ostracyzmem społecznym. Będą go pomijać, marginalizować i przemilczać. Może i ktoś dyskretnie tu i ówdzie szepnie coś na jego temat, ale nie będzie dla niego miejsca w przestrzeni publicznej. Współcześni faryzeusze potrafią zadbać o to, aby niejeden prostolinijny chrześcijanin - choćby nie wiem czego dokonał - przez całe lata w świadomości ogółu pozostał nieobecny.

Jest wszakże w tego rodzaju tabuizacji coś zaszczytnego. Gdy komuś zaczyna zależeć na tym, aby o tobie nie wspominano, gdy z rejestrów postaci pozytywnych ktoś systematycznie usuwa twoje imię - wiedz, że to może oznaczać twój wielki awans w ochach Pana. Pominięcie przez ludzi i odrzucenie z ich strony, dla szczerego chrześcijanina w rzeczy samej jest umocnieniem pozycji w kręgach  znacznie ważniejszych.