Ze szpitalnego okna Drukuj Email
Autor: Piotr Karel   
wtorek, 14 września 2010 00:00

Z korytarza dobiega płacz dziecka. Pielęgniarka usiłuje założyć mu wenflon. Krzyk staje się coraz głośniejszy, choć matka próbuje go uspokoić...Nie bardzo potrafi sobie poradzić z synkiem. Dorośli nie płaczą, choć dla niektórych są to ostatnie ich dni...Czy zdają sobie z tego sprawę, dokąd odchodzą? Podłączeni do skomplikowanej aparatury, różnych dziwnych przewodów, monitorów, i te miarowe, jednostajne dźwięki świadczące o tym, że serce jeszcze bije. Wczoraj na czwórce zmarła kobieta. Ponoć przyjezdna, z drugiego końca Polski. Jednak większość pacjentów ma nadzieję, że wyjdą do domu jutro, w czwartek, w piątek...

Kto wie, kiedy znów tu wrócą, by odejść już na zawsze? Z szpitalnego okna na VI piętrze rozciąga się piękny widok. To pierwsze dni, gdy słońce zaczyna mocniej świecić, powietrze bardzo przejrzyste. Ze szpitalnego okna widać domy. I te mniejsze pokryte czerwoną dachówką, i te potężniejsze zbudowane z wielkiej płyty. Stwarzają pozór, jakby nikt w nich nie mieszkał. Dopiero wieczorem zapalone w oknach światła świadczą, że w owych czterech ścianach betonowych bunkrów jednak toczy się życie. Jakie życie? Tego nie widać ze szpitalnego okna. Może i lepiej! Może byłoby smutniej jeszcze bardziej?

Drzewa. Jakby jeszcze spały, nieprzebudzone. Czarne ogromne pnie dźwigają rozłożyste korony. Wyglądają dostojnie, choć szare i smutne. Jest jednak nadzieja. Bóg wszelkiej mocy, Bóg przyrody wkrótce je przebudzi. Aż nie do wiary, że zmienią swój kolor na soczystą zieleń. Cieszę się na myśl o zmartwychwstaniu. Ptaki. W zasadzie widać tylko krążące mewy. Jest ich naprawdę dużo, i tam na horyzoncie, i tu zupełnie blisko. Szybują dostojnie. O, właśnie jedna usiadła na szczycie budynku. Podkurczyła jedną nogę, którą skrzętnie ukryła w swe pióra. Śmiesznie to wygląda. Gdzie uczyła się stać na jednej, cieniutkiej nóżce? Czy to może jakiś popis zręczności, spektakl przygotowany specjalnie dla mnie? Ciekaw jestem jak długo potrafi tak stać? Poza tym zupełnie nie rozumiem jak radzi sobie z lękiem wysokości. Chyba się nie boi? Już jej nie ma. Już lotem koszącym w dół pofrunęła gdzieś w dal. Po co tak lata? Czy ptaki myślą? Kto je codziennie karmi? Czy znają swoją przyszłość? Dobrze, że nie jestem ptakiem, choć chciałbym latać jak one. Kiedyś jednak odfruniemy...

Dzięki za telefony i odwiedziny. To było bardzo miłe ze strony tych, którzy chcieli się pofatygować.