Gdy pokój niebieski Drukuj
Autor: Joachim Polk   
sobota, 11 lutego 2017 00:00

W roku 1871 wybuchł w Chicago ogromny pożar, który zniszczył znaczną część miasta. Jeden z mieszkańców, pan Spafford postanowił na czas odbudowy wysłać swoją żonę i cztery córki do Europy. Jednak statek, którym płynęły zdołał przepłynąć zaledwie połowę oceanu. Pewnej chłodnej listopadowej nocy ich statek zderzył się z innym statkiem i rozpadł się na dwie części.W straszliwym popłochu pani Spafford zdążyła tylko zauważyć, jak potężna fala zmyła jej cztery córki w otchłań oceanu, po chwili zaś uderzona walącym się masztem sama straciła przytomność. Szczęśliwie jednak zdołano ją uratować i innym statkiem dopłynęła do Walii. Stamtąd wysłała telegram do męża, zawierający tylko trzy słowa: „Uratowano tylko mnie".

Po otrzymaniu tej wiadomości pan Spafford wyruszył zaraz na spotkanie z żoną. W drodze poprosił kapitana statku, aby poinformował go, gdy zbliżą się do miejsca katastrofy. Pewnej nocy około drugiej godziny steward zapukał do drzwi jego kabiny i powiedział: „Kapitan informuje Pana, że za 10 minut dopłyniemy do tego miejsca". Pan Spafford targany uczuciami ubrał się i wyszedł na pokład. Chociaż nie potrafił rozumieć, dlaczego jego rodzina została tak ciężko doświadczona, to jednak nie buntował się przeciwko Stwórcy, lecz zaufał Temu, który oddał za niego swoje życie i pokornie poddał się Jego Boskiej woli. Kiedy statek przepływał nad morską mogiłą jego córek, to na odwrotnej stronie telegramu, który miał w ręku, napisał słowa, które stały się treścią pieśni mówiącej o głębokim wewnętrznym pokoju człowieka, który pomimo burz i ciężkich przeżyć zaufał Bogu.

Pieśń znaleźć można w "Śpiewniku Pielgrzyma" pod numerem 297.

Opracowanie publikujemy dzięki uprzejmości czasopisma "Łaska i Pokój"