Ewangelikalna megalomania Drukuj Email
Autor: Edward Czajko   
piątek, 22 października 2010 00:00

(Rzekł Jezus): „…uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca…” (Mt 11,29).

Prof. C. Peter Wagner jest w świecie ewangelikalnym postacią znaną. Głównie z tego, że jest płodnym pisarzem, autorem wielu książek teologicznych. Niektóre z nich należały do moich lektur. Były one dla mnie wielce pożyteczne, a mam nadzieję, że również i dla innych świętych, aby przygotować ich do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego (por. Ef 2,12). Na przykład jego książki o południowoamerykańskich zielonoświątkowcach, o posłudze uzdrowienia w lokalnej wspólnocie Kościoła czy też o tym, jak dary duchowe mogą się przyczynić do rozwoju Kościoła, zawsze zasługują na uważną lekturę.

I dlatego wielkie było moje rozczarowanie, gdy zapoznałem się z treścią innej książki, która niedawno trafiła do moich rąk. Chodzi o polski przekład jego książki pt. „Warfare Prayer” (polski tytuł: „Modlitwa wojny duchowej”, wyd. Kościół Chrześcijański Miecz Ducha, Kalisz 2000). Jakże odmienna od innych jego publikacji. Mamy tu bowiem wiele pojęć czy też poczynań nie zawsze mających biblijną i chrześcijańską podstawę: dzielenie, na przykład, naszej duchowej walki na różne poziomy, teoria duchów terytorialnych. Według autora ewangelizacyjne egzorcyzmy Filipa z Samarii, to „wojna duchowa na poziomie ziemi”, zaś uwolnienie opętanej dziewczyny przez Pawła w Filippi to z kolei „wojna duchowa na poziomie okultystycznym”, a nasze duchowe zmagania według Ef 6,12 to „wojna duchowa na poziomie strategicznym”. Na tym poziomie – twierdzi prof. Wagner – walczymy z duchami terytorialnymi. Autor pisze: „Nic w tym wersecie (chodzi o Ef 6,12 – przyp. mój) nie sugeruje, że któraś z tych kategorii opisuje duchy terytorialne. Jednak wiele osób, łącznie ze mną, odczuwa, że jest to całkiem prawdopodobne”. W tym stylu utrzymana jest inna wypowiedź autora: „Można by powiedzieć, że spotkanie mocy Pawła z czarodziejem Bar - Jezusem zwanym Elymasem na Cyprze było związane z duchem terytorialnym. Jednak duch ten nie jest nazwany, a w tekście nie ma nic konkretnego, co popierałoby taki wniosek lub mu zaprzeczało (zob. Dz 13,6 - 12). Taka sama sytuacja ma miejsce w Filippi, kiedy Paweł wyrzuca ducha wieszczego z niewolnicy (zob. Dz 16,16 - 24). Mam silne przekonanie, że jest to duch terytorialny, ale nie mam na to dowodu”. Dziwne podejście jak na odpowiedzialnego profesora: twierdzę, choć werset wcale czegoś takiego nie sugeruje, twierdzę, mimo, że nie mam na to dowodu. Przy okazji: zobaczono teraz, „że Nancy i Ronald Reagan konsultowali się z astrologiem w podejmowaniu decyzji”. Dobrze, że przyznano się do swego rodzaju porażki, bo przecież Ronald Reagan cieszył się daleko idącym poparciem ze strony protestanckich fundamentalistów. Lepiej późno niż wcale.

Przejdźmy jednak do tematu zasygnalizowanego w tytule tych rozważań. Dlaczego megalomania ewangelikalna? Przecież nie dotyczy to tylko chrześcijan ewangelikalnych, ale także innych, w tym charyzmatyków i przedstawicieli pentekostalizmu. Otóż dlatego, że C. Peter Wagner niejednokrotnie zaprzeczał swojej przynależności do ruchu charyzmatycznego czy zielonoświątkowego, choć był związany z Johnem Wimberem i jego tzw. trzecią falą. Mówi o sobie, że jest ewangelicznym chrześcijaninem, należącym do Kościoła kongregacjonalnego.

Jakie są zatem przykłady tej megalomanii na kartach omawianej książki? Oto one, cytuję: „(…) jednym z najbardziej dziś cenionych wstawienników i duchowych wojowników jest Johannes Facius z Niemiec, koordynator grupy Międzynarodowych Wstawienników (Intercessors International). Specjalnie o tym wspominam, żebyśmy zrozumieli, że nie mówię o nowicjuszu, ale o weteranie. Opowiada on o tym, jak w roku 1986 grupa wstawienników pojechała do Związku Radzieckiego i weszła do Mauzoleum Lenina w Moskwie. Odczuli, że powinni wypowiedzieć sąd nad "bogiem Związku Radzieckiego", Włodzimierzem Leninem. Nie wiemy, co stało się wtedy w niebiosach. Wiemy tylko, że Związek Radziecki zaczął się wkrótce chwiać”. Nie znam Johannesa Faciusa, mam nadzieję, że to miły i szczery brat w Chrystusie (niech mu Bóg błogosławi!), ale też przecież mógł błądzić. Wiem też, że Lenin był „bogiem Związku Radzieckiego”. Mam tylko w związku z tym skromne pytanie: a co z modlitwami pobożnych prawosławnych, ewangelikalnych baptystów i entuzjastycznych zielonoświątkowców, które wznosili do Boga „dniem i nocą” przez okres całego komunistycznego siedemdziesięciolecia w Związku Radzieckim? Czy jest ich winą to, że nie powiedzieli Niebu, że ich modlitwy są na „poziomie strategicznym”? I dopiero Johannes Facius ruszył z posad tę bryłę świata?

C. Peter Wagner pisze na innym miejscu: „Wierzę na przykład, że Bóg użył modlitw takich osób jak Dick Eastman, Gwen Shaw, Beth Alves i wielu innych, których nazwisk nigdy nie poznam, aby zburzyć mur berliński i żelazną kurtynę. Pracuje poprzez Hectora Pardo i Christy Graham, aby otworzyć Albanię na ewangelię. Dzięki Cathy Schaller został usunięty Manuel Noriega. Wierzę, że Bóg użył Johna Dawsona, aby spadła liczba przestępstw w czasie igrzysk olimpijskich w roku 1984” . Itd., itp. Co do owych innych, których nazwisk nigdy nie poznamy może być zgoda. Ale gdy chodzi o te konkretne, wymienione osoby? Czyż nie przykład megalomanii?

I jeszcze jedno. Na podstawie apokryfu „Dzieje Jana”, ówczesnej beletrystyki, nasz autor pisze: „Przypuszczalnie, apostoł Jan, w przeciwieństwie do Pawła z Tarsu (biedny Paweł, nie miał odwagi! – przyp. mój), wszedł do świątyni Artemidy i przeprowadził wojnę duchową na poziomie strategicznym. Odnotowano, że odmawiał następującą modlitwę: „Boże… na którego imię każdy bożek, demon i nieczysty duch odlatuje, niech teraz każdy demon, który jest tutaj odleci w Twoim imieniu”. W tym momencie, opowiada historia, ołtarz Artemidy rozleciał się na kawałki, a połowa budynku świątyni zawaliła się”. Tyle Peter Wagner. Otóż prawdziwa historia mówi, że świątynia Artemidy uszkodzona została w czasie najazdu Gotów w III w. n.e., ostatecznie przestała pełnić funkcje kultowe w IV w., gdy chrześcijaństwo na tych terenach stało się religią dominującą. Walka zaś chrześcijan ze świątyniami pogańskimi miała często, jeśli nie zawsze, charakter bardzo cielesny, wcale nie duchowy. Przykład z Aleksandrii: w 391 roku biskup Teofil przeprowadził zmasowany atak na Serapejon, czyli świątynię Serapisa w Aleksandrii, uważaną za największy ośrodek kultowy na świecie. W obrębie zespołu świątynnego znajdowała się ogromna, drewniana statua bóstwa, której samo dotknięcie grozić miało trzęsieniem ziemi. Historyk Kościoła Teodoret z Cyru pisze, że biskup Teofil traktował te opowieści jako pijackie brednie i szydząc z ogromnego cielska martwego bałwana, kazał go rąbać. Posąg został porąbany na kawałki i spalony, samą głowę zaś przeniesiono przez miasto, aby wykpić tych, którzy oddawali jej cześć. Tak wyglądał „duchowy bój na poziomie strategicznym” biskupa Teofila z Aleksandrii.

A do profesora C. Petera Wagnera z Fuller Theological Seminary (Kalifornia, USA) można byłoby skierować słowa, jakimi pewien francuski student zwrócił się do swego profesora po wykładzie: „Je proteste, monsieur le professeur!” Panie profesorze Wagner, protestuję przeciwko takiemu pisaniu.