A co do darów duchowych...(2 z 4) |
Autor: Jakubowski Mateusz | |||
wtorek, 24 kwietnia 2012 02:00 | |||
W pierwszej części artykułu skupiłem się na Kościele jako ciele Chrystusa, ogniskując swoją uwagę na fakcie, że Chrystus jest jego Głową. Implikuje to absolutną suwerenność Boga oraz wymaga bezkrytycznego posłuszeństwa od tych, którzy są częścią Oblubienicy. Podstawą do rozważań był list apostoła Pawła skierowany do Efezjan. Autor listu do Hebrajczyków już na wstępie zauważa, że „wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy” (Hebr. 1:1). Obserwowalne jest to w okresie obowiązującego Starego Przymierza; Bóg przychodził pod postacią powiewu, wichru, grzmotu czy ognia, przemawiał poprzez aniołów, proroków, sny, wizje, wydarzenia, zjawiska fizyczne i przyrodnicze. U kresu tych dni upodobało się jednak Bogu przemówić przez Swojego Syna. W trakcie misji na ziemi Chrystus powołał do życia Kościół, który odkupił Swoją świętą krwią, tchnął w niego życie w dniu Pięćdziesiątnicy i obecnie objawia się temu światu właśnie poprzez Swoje Ciało. Zanim jednak został wzięty w górę, powiedział swoim uczniom dwie ważne rzeczy:
W pierwszej wypowiedzi Jezus mówi rzecz trudną w praktyce do zaakceptowania: „lepiej, żebym odszedł”. Gdy życie czasem przyprawia o smutek, łzy i nadmiar trosk, wiele milczących ust nie raz zdaje się wołać do Pana: „Gdybyś tylko tu ze mną był…”. Natomiast Jezus z całą mocą stwierdza, że Jego odejście jest z korzyścią dla nas wszystkich. Więcej, mając pełną świadomość, iż słowa te brzmieć będą niczym baśnie, Chrystus zaczyna swoją wypowiedź od zapewnienia: „Ja wam mówię prawdę”! Absolutnie uprawnione jest tutaj pytanie, jakie zadał Nikodem: jakże się to stać może? Jak to możliwe, że odejście naszego Pana jest dla nas bardziej korzystne, niż Jego pozostanie na ziemi? Odpowiedź ukryta jest w osobie i dziele Ducha Świętego. Chrystus musiał zostać zabrany, aby Pocieszyciel mógł przyjść. To jest ta korzyść, o której mówił Jezus.
Następnie uczniowie zostali poinstruowani o kolejnej bardzo ważnej rzeczy: po odejściu swego Mistrza mieli cierpliwie oczekiwać w Jerozolimie na chrzest Duchem Świętym. Pomimo, że chodzili z Jezusem przez niemal 3 lata, byli do cna przesiąknięci Jego nauką, uzdrawiali chorych i mieli władzę nad złymi duchami, to jednak brakowało im czegoś bardzo istotnego. Nie byli gotowi kontynuować dzieła zainicjowanego przez Jezusa ani nawet nie byli do tego uprawnieni, ponieważ nie posiadali Bożego wyposażenia – musieli oczekiwać chrztu Duchem Świętym. Bezsprzecznie potrzebowali tej „korzyści”, o której uprzednio wspomniał Jezus. Śledząc losy kościoła apostolskiego ukazane w Dziejach oraz w Listach zauważyć można wielką wagę, jaką uczniowie przykładali do przeżycia chrztu Duchem Świętym, któremu zawsze towarzyszył znak obcych języków. A oto kilka przykładów: gdy Bóg otworzył Piotrowi drzwi do zwiastowania ewangelii wśród pogan, powstały niemałe niesnaski wśród judeochrześcijan. Ostatecznym dowodem na to, że na dom Korneliusza wylała się Boża łaska był fakt, że na pogan zstąpił Duch Święty „jak i na nas na początku” (Dz. Ap. 11:15b). Na soborze apostołów, który odbył się w Jerozolimie, poddano rozsądzeniu kwestię obowiązywania zakonu Mojżeszowego wśród pogan. Ważkim argumentem okazały się słowa Piotra: „Bóg też, który zna serca, przyznał się do nich, dając im Ducha Świętego jak i nam” (Dz.Ap. 15:8). Apostołowie stawiali zatem znak równości pomiędzy doświadczeniem chrztu w Duchu Świętym a Bożą akceptacją. Kiedy za sprawą Filipa rozpoczęło się w Samarii potężne duchowe przebudzenie, najistotniejszym problemem, któremu należało czym prędzej zaradzić, był brak chrztu Duchem Świętym. Natychmiast posłano tam Piotra i Jana, aby Duch Boży mógł być udzielony poprzez włożenie ich rąk (Dz. Ap. 8:14-17). Apostoł Paweł, spotykając uczniów Jana w Efezie, bardziej niż ich samopoczuciem, zdrowiem czy karierą zainteresowany jest tym, czy otrzymali oni Ducha Świętego. (Dz. Ap. 19:2-6). Było to przeżycie absolutnie fundamentalne, zarezerwowane dla tych, którzy należą do Boga, zgodnie ze słowami Pawła: „A ponieważ jesteście synami, przeto Bóg zesłał Ducha Syna swego do serc waszych, wołającego: Abba, Ojcze!” (Gal. 4:6) Żadne sposoby Bożego działania nigdy nie zastąpią ewangelicznego chrztu Duchem Świętym. Jako ludzie oczekujący zbawienia powinniśmy odświeżyć świadomość, że możemy mieć tyle świętości, ile mamy z Ducha Świętego. Wszystko, co Bóg ma dla Kościoła, jest ukryte w Duchu Świętym i Bóg nie zrobi dla nas wyjątku z tego absurdalnego powodu, że – jak to lubimy ponarzekać – mamy takie „trudne” czasy. Niezwykle trafna jest uwaga brata Berta Clendennena, który napisał: „ Wielką szkodę wyrządzono poprzez głoszenie, które uczyniło chrzest Duchem Świętym jako coś opcjonalnego. Tylko głupcy z chrztu w Duchu Świętym tworzą opcję. Bez tego nie ma mowy o wzroście i rozwijaniu się nowego stworzenia. (…) Uświęcenie w oddzieleniu od Ducha nie jest możliw e ”. Jest rzeczą nierealną, żeby Jezus Chrystus mógł być wyrażony w twoim życiu i poprzez twoje życie bez chrztu w Duchu Świętym. Bóg nie zsyła bowiem tego daru aby nas uszczęśliwić, lecz aby uczynić nas skutecznym narzędziem. Dopóki Duch Święty nie ot worzy podwoje naszej świątyni, stale będziemy mijać się z Bożym celem i planem dla naszego życia. Tylko Duch Święty wie, gdzie jest niebo. Obawiam się, że jeśli stracimy go z oczu, możemy tam nie dotrzeć… Część II z IV
|