A co do darów duchowych...(3 z 4) Drukuj Email
Autor: Jakubowski Mateusz   
czwartek, 10 maja 2012 00:00

Na jedno z naszych zebrań przyszła para ludzi z ogromną prośbą, by się o nich modlono. Ewangelista modlący się za chorymi rozpoznał ducha cudzołóstwa, przebywającego w tych ludziach. Ten duch był przyczyna ich choroby. Oddaliwszy od siebie mikrofon, wskazał on kobiecie na przyczynę jej choroby i tajny akt cudzołóstwa. Mąż jej, usłyszawszy to, poczerwieniał i z gniewem skoczył ku ewangeliście. Lecz Duch Święty odkrył, ze i mąż przebywa w podobnym grzechu. Po prostu oboje skrywali to nawzajem przed sobą. Gdy Duch Święty obnażył ten fakt i zobaczyli, że jedna strona nie jest lepsza od drugiej, pokutowali i prosili Boga o przebaczenie.

Powyższa historia stanowi zaledwie migawkę z służby wielkiego męża Bożego, jakim był Dymitr Biespałow. Choć podobnych świadectw Bożej łaski i wspaniałej manifestacji mocy Ducha Świętego można by spisać bez liku, tak iż „cały świat nie pomieściłby ksiąg”, to jednak wszystkie te historie mają wspólny mianownik – Duch Pański. Jezus Chrystus przed wniebowstąpieniem zapewnił uczniów, że jego odejście okaże się dla nich korzyścią, gdyż w niedługim czasie posłany zostanie Duch Święty w którego mocy będą czynili większe rzeczy nad te, które czynił On sam. Nie pozostawił nas więc sierotami, ale jako potwierdzenie naszego synostwa pragnie napełnić nas Swoim Duchem.

Na pewnej konferencji prelegent skierował się w stronę swoich słuchaczy: „niech każdy z Państwa zamknie oczy, przez chwilę się skupi i przypomni sobie największą miernotę, z jaką miał wątpliwą przyjemność w tym życiu się poznać”. Na sali wybuchł śmiech – przed oczyma każdego stanęła bowiem jakaś postać z przeszłości, która innej reakcji wywołać nie mogła. Będąc świadkiem tej sytuacji, pokusiłem się o pewną refleksję. Przypomniałem sobie ludzi, którzy mawiali, że chrześcijaństwo jest dla ludzi słabych i mięczaków, że ludzie wierzący w Boga są w życiu przegrani i zakompleksieni, a Kościół to jedynie wdowa po wiekach ciemnych. Dla wielu mowa o krzyżu zawsze była głupstwem, chrześcijanie nadawali się wyłącznie do ozdobienia stosów i rozświetlenia ulic, natomiast wchodzenie w jakikolwiek dyskurs odnośnie Boga było niczym innym jak tylko urąganiem intelektualnemu dorobkowi cywilizacji. Bóg natomiast nie po to powołał Kościół, aby był przegrany, a Ciało Chrystusa nie zostało oszpecone tak, aby być cyrkową karykaturą. Przeciwnie, apostoł Paweł śmiało stwierdza, że „oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej” (II Kor. 10:4), natomiast gdzie indziej napisał, iż ów oręż służy „ku natarciu i obronie” (II Kor 6:7). Bóg zatem wyposażył Swoje Ciało tak, aby mogło zwyciężyć ten świat. Nie jest to zatem – jak twierdzi wielu – beztalencie, lecz w Bożym zamyśle Kościół jest organizmem, w którym funkcjonują i przejawiają się rozliczne talenty i… dary! Dary duchowe.

Tematyce tej wiele uwagi poświęcił apostoł Paweł w II Liście do Koryntian. Godne uwagi jest następujące stwierdzenie: „w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi” (II Kor. 12:7). Nie polega to na tym, że jeden posprząta, drugi wykafelkuje a trzeci pospawa, jednakże – jak poniżej tłumaczy Paweł – na manifestacji darów duchowych w ciele Chrystusa. Wierzący są wręcz zobligowani do zabiegania o nie, wszak Pismo mówi: „starajcie się usilnie”! (II Kor. 14:1) To również nie jest opcja, to nie jest kwestia chęci czy samopoczucia, jest to święty obowiązek nałożony przez samego Boga. Oczywiście, interpretacji tego prostego nakazu można by zapewne znaleźć co najmniej kilka, jednakże głęboko wierzę, że gdy stanę przed Bogiem nie będę deklamował credo ani też nie będę odpytywany z hermeneutyki, lecz zdam sprawę z tego, na ile byłem posłuszny Jego Słowu. Usilne staranie o duchowe wyposażenie nie jest sztuką polegającą na wmawianiu w siebie, że mam coś czego nie mam. Dary Duchowe otrzymujemy od Dawcy, którym jest Bóg. Do nas należy życie w świętości, gotowości do poddania się Panu i bycia przez niego użytym. Musimy być otwarci na działanie Ducha Świętego, a wołanie o Boże nawiedzenie i wyposażenie nie powinno milknąć na naszych ustach. Nie tylko mamy się starać, lecz mamy to robić usilnie. Wszak przebudzenia należy oczekiwać tam, gdzie jest miejsce modlitwy, gdzie jest pięćdziesiątnica.

Czy aby jest to konieczne? Po co właściwie dary Ducha Świętego we współczesnym Kościele? Na to pytanie zrazu nasuwają mi się dwie odpowiedzi.

Przede wszystkim, dary duchowe służą wewnętrznemu budowaniu ciała Chrystusa. Pragnę jednak nadmienić, że owo „budowanie” nie polega na poklepywaniu wszystkich po plecach, tynkowaniu spękanego muru, głoszeniu pokoju pośród zgiełku grzeszników czy uwypuklaniu doniosłości starszych zboru. W rozumieniu Pisma, rozbiórka i demontaż źle wykonanych obiektów są częścią Bożego budowania. Zatem poprzez ludzi wyposażonych w dary duchowe Bóg pragnie pocieszać i budować, ale także napominać Swój Kościół. Już Salomon zauważył niebezpieczeństwo kryjące się w wymarciu służby proroczej: „gdy proroctwo ustaje, lud się rozprzęga” (Przyp. 29:18). Dary duchowe są oczyma Kościoła. Nie dziwi więc, gdy ludzie alergicznie reagujący na objawienia z wysokości patrzą na grzech i mówią: „nie widzę w tym nic złego!” Istotnie, wszak ślepiec nie może widzieć. Ponadto, Kościół apostolski nie wysyłał sług ewangelii na pracę misyjną z dyplomami teologii czy filozofii, nie ze sloganami na T-shircie, lecz z postem, modlitwą i wyposażeniem duchowym. Z tego powodu byli potężnymi narzędziami w ręku wielkiego Boga, mogącymi zanieść światło zbawienia na krańce ziemi.

Dary duchowe są także Bożą odpowiedzią dla tego świata. W liście do Koryntian apostoł Paweł stanowczo twierdzi, że funkcjonowanie daru proroczego jest kluczem do serc ludzi niewierzących. Nie są to mrzonki, Paweł dobrze wiedział, o czym pisze!

Lecz jeśli wszyscy prorokują, a wejdzie jakiś niewierzący albo zwykły wiemy, wszyscy go badają, wszyscy go osądzają, skrytości serca jego wychodzą na jaw i wtedy upadłszy na twarz, odda pokłon Bogu i wyzna: Prawdziwie Bóg jest pośród was” (1 Kor. 14:24-25).

Jak niewiele trzeba, a jak trudno to osiągnąć. Organizuje się spotkania ewangelizacyjne, gry, zabawy, happeningi, dramy, pantomimy – byleby ktoś się zatrzymał, byleby choć wziął gedeonitkę! Być może mam problemy z wyobraźnią, jednak nie mogę ujrzeć Pawła i Sylasa biegających w rajtuzach po ateńskim akropolu, by wzbudzić zainteresowanie Chrystusem. Ciężar położony był w innym miejscu. Zawsze chodziło o równowagę pomiędzy darami a owocami Ducha Świętego. Jest to najpiękniejsza kombinacja duchowości, jaką można sobie wyobrazić. Rezultat natomiast był piorunujący.

Kończąc przedostatnią część o tej tematyce, pragnę z całą mocą podkreślić, że darów duchowych nie zabierzemy z sobą do nieba – tam ich funkcjonowanie traci rację bytu. Zostały one darowane, aby wyposażyć Kościół na ziemi. Odpowiedzialność za ich manifestacje spoczywa wyłącznie na nas. Jeśli chodzi o Boga, to On się nie spóźnia, lecz przebudzenie oczekuje na posłuszeństwo Kościoła. Bóg nie musi się przygotowywać, bo On jest zawsze gotowy. To brak przygotowania z naszej strony powstrzymuje Jego błogosławieństwo. Jednakże Dary Ducha Świętego są drogocenne tylko dla tych chrześcijan, którzy umieją docenić ich wartość.