Powyższą wypowiedź przerzucono szybko na demotywatory, a jedna z moich znajomych skwitowała ją na facebooku słowami: Mocne, ale prawdziwe! Cóż, po części gotów jestem się z tym zgodzić - mocne. Ale czy prawdziwe?
Nie zamierzam nawet przez moment pomniejszać lub bagatelizować tragedii, która spotkała Annę Przybylską i jej rodzinę. Czytając medialne doniesienia, czułem autentyczny smutek, gdyż wskutek własnych życiowych doświadczeń, mogłem choćby w niewielkiej mierze utożsamić się z cierpiącą rodziną. Nie da się ukryć, przedwczesna śmierć jest niewyobrażalnym dramatem, a każde niedokończone życie wydaje się wołać głośno o sprawiedliwość. Mając to wszystko na uwadze, płacząc z płaczącymi i współczując cierpiącym, warto jednak stanąć w obronie nie tylko biblijnej, ale i zdroworozsądkowej wizji Boga. Czy aby na pewno - tak jak chciałby Kuba Wojewódzki - Bóg powinien przeprosić?
Trzy powody, dla których Bóg nie powinien przepraszać
1. “Bóg powinien…” - oksymoron!
Już samo sformułowanie “Bóg powinien” zakrawa na klasyczny przykład oksymoronu - sformułowania łączącego w sobie dwa sprzeczne znaczeniowo wyrażenia. Bóg charakteryzuje się przymiotem absolutnej wolności z takiej samej przyczyny, z jakiej górski szczyt charakteryzuje się określoną wysokością nad poziomem morza. Znaczenie jakie nadajemy określonym pojęciom wyklucza możliwość dowolnego modyfikowania ich charakteru - tylko dzięki temu istnieje możliwość skutecznej komunikacji. Judeo-chrześcijańska definicja Absolutu wyrażona została trafnie ustami (piórem) Anzelma z Cantenbury, który stwierdził, że Bóg jest kimś, “ponad co nic większego nie może być pomyślane”. Absolut wszystko może, ale nic nie musi. Jest obiektywnym fundamentem moralnych wartości, niezachwianym kryterium rozgraniczającym dobro od zła. Gdy ktokolwiek twierdzi, iż Bóg powinien, zakłada istnienie jakiegoś zewnętrznego prawa, któremu Bóg powinien być podporządkowany, a tym samym niezależnego od niego prawodawcę. Jest to jednak niczym innym, niż szalonym wręcz redefiniowaniem pojęć, skutkującym podporządkowaniem Boga komuś większemu niż On, a więc de facto… kolejnemu (prawdziwemu tym razem) Bogu!
2. Bóg posiada nieograniczone prawo własności w stosunku do wszystkiego
Chrześcijański światopogląd różni się o tych systemów teologiczno-filozoficznych, które gotowe są przyznać istnienie nadrzędnego bytu, ale upatrują w nim wyłącznie zarządcę rzeczywistości lub zegarmistrza, który nakręcił zegarek wszechświata i odszedł. Całe Pismo Święte musi być przecież rozumiane w świetle otwierającego “na początku Bóg stworzył”. Utrata tej perspektywy wpływa na całkowite niezrozumienie chrześcijańskiej wizji rzeczywistości. Stwórca wszystkiego jest jednocześnie Właścicielem wszystkiego. Apostoł Paweł podkreślał tą prawdę w konfrontacji z pogańskim światem, mówiąc, iż Bóg “daje wszystkim życie i tchnienie, i wszystko.” (Dz 17,25) O ile można się zatem nie zgodzić z istnieniem Boga z przyczyn filozoficznych, o tyle ogień buntu wobec Jego decyzji podsycany jest wyłącznie światem subiektywnych odczuć. Wszystko jest Bożą własnością, zatem Bóg nigdy nie zabiera. Bóg wyłącznie odbiera to, co zawsze do niego należało. Każdy nasz oddech jest pożyczony, każda zdolność powierzona do czasowej dyspozycji.
Kilkukrotnie otrzymałem z biblioteki upomnienie wzywające do niezwłocznego oddania wypożyczonych niegdyś książek. Czy zasadnym byłoby wezwanie policji, protest przed budynkiem i transparenty z gniewnym wołaniem, iż oto zabiera mi się moje ulubione lektury, zanim na dobre zdążyłem się z nimi zaprzyjaźnić? Dziwnym trafem, w czasach, w których protestowanie jest równie naturalne jak oddychanie, nikt nie wyszedł jeszcze z takiego powodu na ulicę. Elementarny szacunek wobec prawa własności wydaje się natomiast zupełnie zanikać, gdy w grę wchodzi Boże prawo do wszechświata i naszego życia. Sceptyk może stwierdzić jednak: w porządku, ale czy Bóg ma prawo zabierać życie przedwcześnie, zanim zdąży zakwitnąć i wydać owoce? Można wyobrazić sobie, iż biblioteka wzywa nas do oddania książek przed uzgodniodnym w regulaminie terminem, naruszając tym samym postanowienia obustronnej umowy. Jednak Bóg nie podpisywał z nami żadnej umowy, tak samo jak Michał Anioł nie pytał Dawida, czy może go wyrzeźbić. Abstrahując od szeregu oczywistych przyczyn takiego stanu rzeczy, jedna narzuca się ze szczególną mocą - trudno konsultować z nieistniejącym bytem warunki jego ewentualnego powołania do istnienia! Żyjemy zatem na boskich warunkach, zdani bezgranicznie na suwerenne decyzje Jego woli. I może się to komuś podobać lub nie, ale subiektywne oceny mają to do siebie, iż nie przeszkadzają faktom w istnieniu. Zgodnie z panującą humanocentryczną tendencją, człowiek chciałby uczynić z Boga sługę i ganić go, ilekroć ten popełni jakiś błąd. Nie mniej jednak, gdyby Bóg mógł przestać być Bogiem, to nie byłby Bogiem w ogóle.
3. Bóg powinien być czytany wyłącznie w świetle życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa
Nie ma zatem wątpliwości, iż Bóg ma prawo dać i wziąć. Ktoś powie w takim razie: no dobrze, może i Bóg ma prawo dysponować ludzkim życiem w dowolny sposób, jednak jego działania nie pozwalają przyjąć, iż jest dobrym Bogiem - wręcz przeciwnie! Abstrahując od tego, iż wszelkie próby oceniania boskiej moralności z poziomu ludzkiej intuicji nie mają żadnego umocowania, warto podkreślić chrześcijańską perspektywę na Bożą miłość. Po pierwsze, twierdzimy, iż krzyż Jezusa Chrystusa był (i jest) nadrzędnym strumieniem Bożej miłości. Oznacza to, iż Objawienie się Boga w historii determinuje sposób w jaki powinniśmy o Nim myśleć. Los indywidualnego człowieka musi być rozumiany w świetle tego, co wydarzyło się na krzyżu. Innymi słowy, rozmawianie o miłości (lub braku miłości) Boga w oderwaniu od zrozumienia krzyża przypomina wyliczanie objętości graniastosłupa bez znajomości cyfr. To nie może się udać. Po drugie, człowiek żyje na ziemi wyłącznie w określonej jednostce czasu, co nie pozwala mu na obiektywne osądzanie wartości moralnej zachodzących zdarzeń. Wyobraźmy sobie rannego żołnierza, który mając przebłysk świadomości podczas operacji w polowym szpitalu, dostrzega niewyraźnie kontury człowieka amputującego mu nogę. Pozbawiony pamięci i niezdolny do wyobrażenia sobie jakichkolwiek pozytywnych skutków utraty części ciała, uznaje człowieka w białym fartuchu za naturalnego wroga. Cóż, w rzeczywistości amputacja zainfekowanej nogi okazuje się być najlepszym z możliwych rozwiązań, służąc ochronie najwyższego dobra jakim było w tym przypadku życie. Zdając sobie sprawę z ułomności przywołanej ilustracji, warto podkreślić jednak, że chrześcijańska wizja świata podtrzymuje tezę o pierwotnym ludzkim upadku i swoistej amnezji stworzenia. Sumienie, czas, cierpienie i ostatecznie śmierć stanowią bolesny zastrzyk mający rozbudzić świadomość rannego pacjenta. Tak samo jak nie sposób ocenić medycznej wartości operacji z perspektywy stołu operacyjnego, tak samo nie sposób ocenić moralnej wartości zdarzeń mających miejsce w naszym życiu z perspektywy przeżywanego bólu.
Cierpienie nie jest złe samo w sobie, byłoby złe, gdyby pozbawić je sensu i znaczenia. Olimpijski długodystansowiec, mdlejący na mecie z powodu zmęczenia, doświadcza przecież dokładnie tego samego bólu co niesłusznie skazany więzień w sowieckim obozie pracy. Wyłącznie zewnętrzny kontekst przeżywanego cierpienia pozwala na jego moralne wartościowanie i właśnie dlatego chrześcijaństwo jest religią szerszego kontekstu. Słusznie zauważa, iż jeśli osobowy Bóg istnieje, to ex definitione kieruje się zamysłem, który znacznie przewyższa nasze doraźne wyobrażenia. Ewangelia umiejscawia indywidualne życie jednostki w szerokim kontekście planu zbawienia i podążającej za nim Bożej chwały, nadając cierpieniu sens i znaczenie. Człowiek nie może zatem oceniać Bożej moralności wyłącznie na podstawie dziejących się wokół niego wydarzeń, tak samo jak uczciwy czytelnik nie może oceniać fabuły opowieści po przeczytaniu wprowadzenia.
Chrześcijanie powinni przepraszać za swoje błędy, ale nigdy za działania Boga
Podsumowując, absurdalność zachęcania Boga do przepraszania jaśnieje wyraźnie już na poziomie językowej analizy pojęcia Absolutu. Słowa Kuby Wojewódzkiego wydają się być zaledwie retoryczną przekąską, która wprawdzie ładnie wygląda na skromnym stole ateistycznych argumentów, jednak po zakosztowaniu okazuje się być zdecydowanie niejadalna. Można szukać ulgi w cierpieniu poprzez negację i bunt przeciwko Bogu, jednak taka postawa prowadzić będzie wyłącznie do pogłębiającego się wyobcowania i frustracji. Cierpienie potrzebuje szerszego kontekstu duchowego, a najpełniejszym tego wyrazem jest przyjęcie i akceptacja wspaniałej wizji chrześcijańskiej nadziei.
Chrześcijanie powinni przepraszać świat za swoje liczne błędy, ale nigdy za działania Boga, które stanowią wierne odbicie Jego atrybutów. Największym problemem współczesności nie jest bowiem redefiniowanie pojęcia płodu lub małżeństwa, ale dowolne i nieodpowiedzialne majstrowanie przy definicji Boga.