Czy potrzebujemy formalnej przynależności do zboru? Oto jest pytanie. W świetle nauki Nowego Testamentu i wielowiekowych doświadczeń Kościoła jest jasne, że narodzeni na nowo ludzie przestawali ze sobą i trzymali się razem.
Robili tak i nadal robią z następujących powodów:
- Jedność wspólnie wyznawanej wiary w Jezusa Chrystusa, fascynacja osobą Zbawiciela pociąga ich ku sobie nawzajem i prowadzi do miejscowej wspólnoty Kościoła. - Wspólnota celów i zadań wynikających z wiary w Boga i pragnienie lepszego wypełnienia roli, jaką Bóg zlecił wierzącym na tym świecie, wymaga współpracy i zjednoczenia wysiłków. - Zagrożenie ze strony wrogiego duchowo świata każe chrześcijanom żyć blisko siebie, aby się wspierać i wzajemnie ochraniać. - Powszechnie występująca wśród ludzi wszystkich pokoleń psychiczna potrzeba przynależności do jakiegoś gremium społecznego sprawia, że ludzie odrodzeni z Ducha Świętego, nie chcąc już obracać się w kręgach świeckich, pragną przynależności do ludzi duchowo im bliskich. - Praktyczne względy społeczne i także prawne prowadzą wierzącego w stronę przynależności do zorganizowanego zboru, który może mu zapewnić ochronę prawną, umożliwić pożyteczną i szeroką działalność, służyć posługą duszpasterską i niezbędną pomocą w tragicznych chwilach życia, a także udzielić chrztu, usłużyć przy ślubowaniu małżeńskim czy też przy pogrzebie. Oczywiście, powyższe względy nie dla wszystkich stanowią wystarczający argument za potrzebą istnienia formalnej przynależności do zboru, podobnie zresztą jak nie wszyscy zakochani są przekonani, że należy wstępować w związek małżeński; wolą tzw. wolną miłość i żyją wprawdzie razem, ale bez prawnych zobowiązań. Jakkolwiek potrzeba przynależności do zboru wydaje się oczywista, gdy bierzemy pod uwagę względy społeczne, prawne i emocjonalne, to jednak pozostaje pytanie, czy jest ona konieczna także w świetle nauki biblijnej? Zanim jednak sięgniemy do świętego tekstu, by zająć się tą sprawą, zechciejmy zauważyć, że Biblia niekoniecznie do końca dokładnie wypowiada się na temat pewnych postaw i czynności, a jednak nie mamy wątpliwości, że są one słuszne i zgodne z wolą Bożą, bowiem Bóg już w akcie stworzenia wpisał je w naszą mentalność. Nie nakazuje na przykład (ani też nie zabrania) mężowi wręczyć ukochanej żonie wiązanki kwiatów, a jednak czyniąc tak tenże nie ma wątpliwości, że robi dobrze, chociaż literalnie rzecz biorąc, nie może powiedzieć, że postępuje biblijnie. Co zaś do sprawy społeczności i przynależności do niej, Słowo Boże daje wyraźne świadectwo temu, że zbór, czyli określone grono wierzących, jest bliskie Jego sercu i stanowi na ziemi obiekt Jego szczególnej troski i błogosławieństwa. Zbór to wspólnota. Niektórzy mają do zboru taki stosunek, jakby na każdym nabożeństwie był on jedynie jednorazowym zgromadzeniem ludzi wierzących, którzy akurat tej określonej niedzieli spotkali się w jednym miejscu, by oddać chwałę Bogu i posłuchać Bożego Słowa. Jednak jeśli chcemy swoje podejście do tej sprawy określić jako nowotestamentowe, nie możemy pojmować zboru w taki sposób. Wierzący zgromadzeni w kaplicy nie są taką samą grupą jak pasażerowie autobusu albo konsumenci w barze, którzy chociaż w danej chwili znajdują się w tym samym miejscu i robią mniej więcej to samo, to jednak nie mają cech wspólnoty (nikogo nie dziwi, że co chwila ktoś wchodzi lub ktoś wychodzi i wcale nie musi tego tłumaczyć pozostałym gościom baru czy pasażerom autobusu). Wspólnota nie polega tylko na tym, że co jakiś czas ludzie znajdą się w tym samym pomieszczeniu. Owszem, wspólnota zgromadza się, może nawet wynająć autobus i odbyć wspólną podróż albo pójść razem do restauracji, ale charakter tych działań będzie zgoła inny niż w przypadku pasażerów czy gości jakiegoś lokalu. Wszyscy jej członkowie będą wtedy robić coś razem w sposób zorganizowany. Zbór to wspólnota, a więc między jej członkami istnieją silne więzi. Wystarczy zresztą przyjrzeć się pierwszym nowotestamentowym zborom, aby ukształtować sobie poprawny obraz tego, czym ma być społeczność chrześcijan. Byli razem, wszystko mieli wspólne, interesowali się wzajemnymi potrzebami i zaspokajali je, codziennie brali udział w publicznych zgromadzeniach, a także spotykali się po domach (Dz 2,44-47). Ożywiał ich jeden Duch i te same uczucia, nie było między nimi nikogo, kto by cierpiał niedostatek (Dz 4,32-35), wspólnie wysyłali i przyjmowali posłańców z określoną misją (Dz 15,3-4), mieli obowiązek rozsądzania swoich wewnętrznych spraw (1Kor 5,12-13), wewnątrz zboru istniały autorytety (1Kor 6,4), otrzymywali zarządzenia apostolskie przeznaczone dla zborów (1Kor 7,17; 16,1), mieli określone zwyczaje (1Kor 11,16), zgromadzali się (1Kor 11,18), przesyłali sobie nawzajem zborowe pozdrowienia (1Kor 16,19), udzielali innym pomocy pieniężnej (2Kor 11,8). Takie i inne jeszcze działania wymagają zażyłego, bliskiego i oddanego współdziałania. Takiej więzi międzyludzkiej nie osiąga się tylko przez to, że się przebywa (choćby nawet regularnie) w jednym pomieszczeniu. Coś takiego na stałe jest możliwe tylko w ramach zboru, bowiem zbór to zorganizowana społeczność ludzi, którzy z racji wiary w Chrystusa Pana są otwarci na innych, zainteresowani sobą nawzajem, gotowi i zdolni do wspólnych przedsięwzięć pod przewodnictwem starszych zboru. Zbór jest adresatem Słowa Bożego i środowiskiem działania Ducha Świętego większość ksiąg Nowego Testamentu jest zaadresowana do konkretnych zborów, względnie do ich przywódców. Zmartwychwstały Pan, Jezus Chrystus, kieruje swe listy, o których mowa w Apokalipsie do siedmiu zborów (Ap 1,4.11). Duch Święty udzielał swoich darów w środowisku zborowym (1Kor 14) i przemawiał do zborów. Biblia wzywa: "Kto ma uszy niechaj słucha co Duch mówi do zborów" (Ap 2,7.11.17.29; 3,6.13.22). Przy końcu Biblii znajdujemy następujące stwierdzenie: "Ja, Jezus, wysłałem anioła mego, by poświadczał wam to w zborach. Jam jest korzeń i ród Dawidowy, gwiazda jasna poranna" (Dz 22,16). Zbór składa się z konkretnych członków i określonej ich liczby. Już w dzień Pięćdziesiątnicy było jasne, z ilu osób składał się pierwszy zbór chrześcijański (Dz 2,41). Odnotowywano liczebny rozwój zboru (Dz 2,47; 4,4; 6,7; 16,5). Było wiadomo kto należał do grona członków zboru, skoro można było zbór prześladować i tępić (Dz 8,1-3) oraz targnąć się na nich i ich gnębić (Dz 12,1). Jak wynika z powyższych fragmentów Słowa Bożego, dotyczyło to konkretnych mężczyzn i kobiet, a nie ogólnej, bezimiennej grupy. Musiało być wiadomo, kto jest w zborze, a kto jest poza zborem (Dz 5,11-14; 1Kor 5,12; Kol 4,5; 1Tes 4,12; 3J 10). Zbory były zorganizowane. Apostołowie rozsyłali do zborów zarządzenia odnośnie do prawidłowej nauki (Dz 15,22-32), sposobu zbierania pieniędzy (1Kor 16,1), używania darów Ducha Świętego (1Kor 14,1-25), porządku podczas nabożeństwa (1Kor 14,26-40), a także wskazówki personalne (Fil). Wyznaczali w zborach starszych (Dz 14,23), porządkowali życie zborów (Tt 1,5), pouczali przywódców zborów co do różnych praktycznych spraw (1Tm 5), spotykali się ze starszymi zboru (Dz 20,17-38) i z całym zborem (Dz 14,27). Zbory miały swoich starszych (Dz 11,30), nauczycieli i proroków (Dz 13,1), diakonów i diakonise (Rz 16,1; Flp 1,1), a nawet gospodarzy (Rz 16,23). To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby zbory były skupiskiem bliżej nieokreślonych, za każdym razem trochę innych osób. Tylko istnienie stałego grona członków zboru, stanowiącego jego trzon, pozwalało na takie uporządkowanie i zorganizowanie pracy Pańskiej. Czy potrzebujemy formalnej przynależności do zboru? Pierwotne chrześcijaństwo z pewnością miało swoje praktyczne sposoby określania przynależności do zboru, tak jak i dzisiejszy Kościół, ze względów praktycznych nie może się obyć bez podstawowych rozwiązań formalnych w tym względzie, jednak to nie formalne członkostwo jest podstawową kwestią, która nas interesuje. Potrzebujemy rzeczywistej, nie formalnej, przynależności do zboru. Nic nam po takich wierzących, którzy jedynie dopełnili formalności. Zbór to ludzie oddający siebie samych Bogu jako ożywieni z martwych, gotowi do wszelkiego dobrego dzieła, wrażliwi na potrzeby otoczenia, domyślni i chętni. I generalnie rzecz biorąc, tacy ludzie nie mają problemów ze sprawą formalnego członkostwa. Przychodzą do starszych zboru, zgłaszają chęć przyłączenia się do zboru i bez problemów włączają się w przyjęty w danym zborze porządek rzeczy. Są jednak i tacy (zastanawiam się, czy nie ma ich coraz więcej), którzy wprawdzie są widoczni w zborze, ale dystansują się od formalnego w nim członkostwa. Pozostają więc gośćmi zboru a nie jego domownikami. I dopóki nie uporządkują tej sprawy, nie mogą być traktowani w zborze jako swoi, jako gospodarze, w oparciu jedynie o fakt, że długo już do zboru przychodzą. Podobnie zresztą jak dziewczyna nie może być uznana za żonę tylko dlatego, że już długo spotyka się ze swoim "ukochanym" chłopakiem, jeżeli nie chce zawrzeć z nim formalnego związku małżeńskiego. Przywileje i obowiązki wynikające z przynależności do zboru."Niezrzeszeni" chrześcijanie nawet nie zdają sobie sprawy jak wiele tracą pozostając przez lata poza strukturą jakiegokolwiek zboru albo chorobliwie broniąc w ten sposób swojej źle pojętej niezależności, albo bagatelizując tę sprawę i odkładając ją na potem. Ponieważ każdy z nas z łatwością może wymienić szereg przywilejów i obowiązków członka zboru pozwólcie, że w tym miejscu ograniczę się do podkreślenia jednej tylko korzyści duchowej, a mianowicie pozostawania w obrębie Bożej owczarni, co daje wierzącemu stały dostęp do duchowego pokarmu i napoju oraz chroni go przed atakami diabła. W psalmie 34,8 czytamy, że "Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją i ratuje ich". Gdy apostoł Paweł pisze o wykluczeniu ze zboru, o usunięciu z grona zborowego zatwardziałego grzesznika, poucza: "Oddajcie takiego szatanowi na zatracenia ciała, aby duch był zbawiony w dzień Pański" (1Kor 5,5). W swoim nauczaniu Pan Jezus wypowiadał się o gronie swoich uczniów jako tych, którzy znajdują się wewnątrz a o wszystkich innych mówił, że są na zewnątrz. Ostrzegał też, że synowie Królestwa mogą również znaleźć się na zewnątrz (Mt 8,12), i że tym, którzy są na zewnątrz, z wiadomego powodu, naukę podaje się w podobieństwach (Mk 4,11). W Objawieniu Jana czytamy, że błogosławieni są ci, którzy mogli wejść przez bramy do miasta, bo na zewnątrz są psy i czarownicy, i wszetecznicy, i zabójcy, i bałwochwalcy, i wszyscy, którzy miłują kłamstwo i czynią je (22,14-15). Powyższe teksty Słowa Bożego nasuwają wniosek, że każdy chrześcijanin powinien dążyć do tego, by znaleźć się wewnątrz, jak najbliżej Pana, w społeczności Jego ludu. Tak jak staramy się schronić wewnątrz mieszkania przed nocą, zimnem, deszczem i różnymi innymi zagrożeniami, tak chrześcijanin powinien zadbać o to, by znaleźć duchowe schronienie przed duchowymi zagrożeniami ze strony świata. Jestem przekonany, że nasz związek z Chrystusem i pragnienie ukrycia się w Nim wyrażamy poprzez pozytywny stosunek do Jego zboru. Być w Chrystusie, to normalnie rzecz biorąc, należeć do zboru Pańskiego, nawet jeśli z powodu choroby, odległości itp. udział w codziennym życiu zboru musi być bardzo ograniczony.
|