Czy praca zawsze popłaca? |
Autor: Zbigniew Kłapa | |||
poniedziałek, 14 lipca 2014 17:16 | |||
Niedawno wpadł mi w ręce pewien cytat: Zarówno alkoholizm, jak i niewłaściwe podejście do pracy są szkodliwe. Poszkodowana jest nie tylko osoba uzależniona, ale także jej rodzina. Praca decyduje o bycie a nawet coraz częściej, w obliczu rosnącego bezrobocia, bywa obiektem marzeń. Chciałbym jednak zwrócić uwagę czytelnika na niebezpieczeństwo pracy, która zniewala i niszczy. Czemukolwiek człowiek daje się związać, tego staje się więźniem. A co może uczynić więzień? Może jedynie ślepo poddać się swojemu gnębicielowi. Praca gnębicielem? Czy nie przesadzam posługując się taką przenośnią? Źle rozumiana praca wcale nie popłaca. Podczas licznych rozmów z dziećmi i nastolatkami (przy okazji spotkań w szkołach i kościołach) okrywam przerażający obraz niepełnych rodzin. Polska rodzina naprawdę przeżywa kryzys. Rozwody nie są już rzadkością. Nie zamierzam jednak pisać o problemie całkowitego rozpadu rodziny. Chcę byśmy się wspólnie zastanowili nad kwestią niewłaściwego podejścia do pracy, która zamiast być błogosławieństwem, bywa przyczyną wielu problemów. Nie chcę też nawoływać do „lenizmu”, ale rozprawić się z „pracoholizmem.” Ponad osiem godzin wyjęte każdego dnia z życiorysu już ogranicza możliwość spędzenia wspólnego czasu przez rodzinę. Dodając do tego osiem godzin na sen, czas na załatwianie sprawunków, prace domowe, przeczytanie gazety, wysłuchanie lub obejrzenie wiadomości, kontakty z rodziną bądź przyjaciółmi, zaangażowanie się w życie miejscowej społeczności chrześcijańskiej itd., rychło odkryjemy, że nie mamy czasu dla współmałżonka oraz dla dzieci. Co gorsza, wielu z nas ma pracę pochłaniającą dziesięć lub więcej godzin dziennie. Niedawno w rozmowie z pewnym małżeństwem dowiedziałem się, że przez trzy miesiące nie mieli ani jednego wspólnego weekendu! Mijali się w drzwiach, co zależało wyłącznie od ich pracodawców i zmianowego systemu pracy. Jestem pełen podziwu dla tych dwojga, że mimo tak trudnej i powtarzającej się sytuacji ich relacje z dwójką synów są dobre! Po prostu wiedzą, że rodzinny czas trzeba wykupywać. Czy rodzic może wymawiać się pracą i mówić, że nie ma czasu dla dzieci albo współmałżonka? Może go jedynie usprawiedliwić jakaś konkretna sytuacja lub czynność, której naprawdę nie da się przerwać ani odłożyć. Nawet pięć minut, ale specjalnie wygospodarowane dla rodziny, to bardzo cenna chwila! Brak czasu dla rodziny jest zawsze zgubny. Dzieląc swój czas z domownikami przeznaczamy go na różne formy wspólnego przebywania, przez co budujemy relacje i utrwalamy więzi. Brak czasu dla rodziny skutecznie burzy jedno i drugie. Rodzina bez relacji to chora rodzina, stająca się wylęgarnią ludzi zagubionych lub zadufanych. Taka gromadka obcych sobie domowników staje się łatwym celem dla przeciwnika a ich szczęście - jego łatwym łupem. Jeśli w rodzinie nie mamy czasu dla siebie nawzajem, zły szybko się zjawia i czyni spustoszenie. „Pracoholizm” któregoś z rodziców okalecza rodzinę, ale niszczy także samego „pracoholika”. Znane mi osoby z widocznymi objawami „pracoholizmu” są trudne w obcowaniu. Tacy ludzie czują się źle, gdy muszą wejść w relacje interpersonalne. Uszczerbku doznaje także ich zdrowie. „Pracoholik” w zaawansowanym stadium „choroby” nie umie wypoczywać. Praca jest dla niego niczym narkotyk. „Pracoholizm” ojca lub matki udziela się całej rodzinie na urlopie, czy Skąd się bierze „pracoholizm”? Często wynika on ze złego ustawienia priorytetów. Rodzice powinni wspólnie oceniać ważność obieranych celów, czy podejmowanych zadań. Co jest ważniejsze - wyjechać na obiecaną od paru lat wycieczkę, czy malowanie kuchni? Może się okazać, że świeże powietrze będzie rodzinie bardziej potrzebne niż świeża farba na ścianie. Częsta stajemy przed trudnymi wyborami, ale musimy ich dokonywać! Czasem muszę sobie powtarzać: robota zawsze cię znajdzie, więc nie szukaj dodatkowej. Nie raz pomyliłem priorytety w moim domu. Efekt? Mała robótka okazała się robotą i pochłonęła więcej czasu niż planowałem. Dalszego ciągu można się domyślić... Niewłaściwe ustawienie priorytetów szybko bywa korygowane przez obiektywne potrzeby. Udaje nam się za to zrealizować niezamierzony scenariusz, gdy w pocie czoła „pracoholika” padamy na nos, a wraz z nami rodzina... Przyznaję, że ja sam wciąż uczę się mówienia NIE - mądrego, nieegoistycznego ale koniecznego. Kiedy się czegoś podejmujesz, stare przysłowie podpowiada ci: mierz zamiary podług sił. Nie bój się krytyki, jeżeli uważasz, że sumiennie wypełniasz swoje obowiązki i jesteś uczynny. Będąc zawsze gotowym do szczerej i obiektywnej oceny swoich „mocy przerobowych”, łatwiej przyjdzie ci powiedzieć NIE w chwili przyjmowania kolejnego zlecenia. Kiedykolwiek rozważam jakieś zagadnienie lubię zdefiniować główne pojęcia. Czym jest zatem w moim rozumieniu „pracohololizm”. „Pracoholizm” jest bezsensem, w którym osoba uważa, że brak pracy (chwilowy) nie ma sensu. Zastanówmy się teraz nad chrześcijańską „odmianą pracoholizmu”. Zapadają na nią często liderzy różnych służb, pastorzy, księża czy nauczyciele, szczególnie w okresie, gdy stopniowo powinni przekazywać swoje odpowiedzialności potencjalnym następcom a tego nie robią. Ta przypadłość nie omija jednak nikogo, kto uważa, że wszystko robi najlepiej. Taka osoba nie dopuszcza innych do realizacji jakiegoś zadania, z obawy, że coś popsują (muszę się przyznać, że mam taką lekkomyślność na sumieniu). Jakie są tego konsekwencje? Cierpi głównie „chory”. Jest przeciążony, rozgoryczony, że inni leniuchują. Z powodu jego wygórowanych oczekiwań cierpią także ludzie z jego otoczenia. Myśli sobie: ja tyle robię, więc oni też muszą! Jeżeli masz takiego przełożonego, to ci współczuję. Jeżeli jesteś takim rodzicem, to współczuję twoim dzieciom... Co nam pozostaje czynić, by nie popaść w „pracoholizm”? Wnikliwa ocena naszych wszelkich działań. Musi ona być poprzedzona rozważnymi pytaniami. Pozwól, że zasugeruję kilka z nich.
A może skorzystasz z podpowiedzi Cypriana Kamila Norwida? „Chcesz znać, o ile ważna twoja praca? Zważ, jak z niej prędko myśl do Boga wraca!” Dobrze jest jeszcze przyjrzeć się naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. Jak w każdej dziedzinie życia, także w kwestii podejścia do pracy jest dla nas wzorem. Nie bał się ciężkiej i długotrwałej pracy, miał czas na modlitwę, wybierał spośród wielu możliwych zadań, miał czas na rozmowę z pojedynczymi osobami, zdarzało się także, że odpoczywał. Umiejętnie dysponował swoim czasem. Przyznawajmy się do błędów i chodźmy w Jego ślady.
|