Gdy byłem tam sam z leżącym motorem na leśnej drodze między miejscowościami Borowe i Witoszyn w powiecie żagańskim, naszła mnie dość silna refleksja, że właśnie w tej chwili Bóg udziela mi ważnej lekcji. Sprowadził mnie z ruchliwej szosy na bok, tam gdzie nikt tego widzi, i poucza mnie w sprawie, w której niejeden raz zachowałem się nieprawidłowo. Oczywiście, po pierwsze zrozumiałem, że jako motocyklista, który już coraz śmielej poczynał sobie na nieznanych mi zakrętach, otrzymałem praktyczną wskazówkę co się stanie, gdy przednie koło ciężkiego motoru nagle straci kontakt z podłożem. Była to jednak zarazem lekcja dla mnie o wiele ważniejsza. To, że odbyło się to zupełnie na uboczu, bez świadków, bez litujących się gapiów, do tego stopnia dyskretnie, że nawet nie pomyślałem, by ten incydent uwiecznić jakimś zdjęciem, dało mi wiele do myślenia na temat sposobu udzielania napomnień.
Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, Bóg - aby mnie pouczyć - odprowadził mnie na ubocze i oszczędzając mi wstydu, udzielił mi niezbędnej lekcji. Tak samo powinienem jako duszpasterz postępować w moich kontaktach z ludźmi. A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam [Mt 18,15]. Innymi słowy, odprowadź go na bok i najpierw porozmawiaj z nim dyskretnie, oszczędzając mu nieprzyjemności, że inni będą to widzieć i słyszeć. Ileż to razy zdarzyło mi się postąpić inaczej. Z powodu tej mojej nieumiejętności najbardziej cierpiały moje dzieci ale i współwyznawcom oraz współpracownikom niejeden raz sprawiłem sporo przykrości, za co wszystkich chciałbym serdecznie przeprosić.
Owszem, czasem konieczne jest, by kogoś publicznie zawstydzić. Tych, którzy grzeszą, strofuj wobec wszystkich, aby też inni się bali [1Tm 5,20]. Myślę, że w tych słowach chodzi o przypadki recydywy, o jakieś notoryczne i jawne grzeszenie. Na co dzień jednak, jako ojciec, i jako duszpasterz, powinienem wykazywać się stosowną wrażliwością i postępować taktownie, tak aby - nie przemilczając spraw wymagających korekty - nikomu nie sprawiać niepotrzebnej przykrości.