Duchowa depresja Drukuj Email
Autor: Kazimierz Sosulski   
poniedziałek, 03 kwietnia 2017 01:00

Kto z nas, nawet jako dziecko Boże, nie przeżywa czasami trudnych chwil i rozmaitych nieprzyjemnych stanów swojej duszy? Jesteśmy „więcej niż zwycięzcami” – to prawda. A jednak żyjąc na ziemi w ciele, doświadczamy także słabości. Lęk, rozpacz, niepewność, przygnębienie i smutek atakują nas nieraz bardzo boleśnie. Wzdychamy, ocierając łzy... „Dlaczego nasz Pan – myślimy – nie zabrał nas stąd w chwili nowego narodzenia? Wolni od trosk, moglibyśmy już cieszyć się niebem...”

Dobrze jest, właśnie w takich chwilach, zwrócić się do Bożego Słowa. Przede wszystkim odkrywamy z pewną ulgą, że nie my jedni doświadczyliśmy słabości. Negatywne emocje, dalekie od „bycia radosnym i zwycięskim” przeżywali wielcy mężowie Boży, a nawet Jezus. Nawet nasz Pan „za dni swego życia w ciele zanosił z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci...” (Hbr 5,7).

Zwróćmy uwagę: Jezus nie znał grzechu, a jednak płakał, modlił się ze łzami i błagał. W ogrodzie Getsemani Chrystus nie był rozradowany, ale smutny. A przecież cel, dla którego przyszedł na ziemię, zbliżał się do ostatecznego wypełnienia. Zadanie miało już wkrótce zostać wykonane.

SMUTEK... CZY TO WŁAŚCIWE?

Biblia dostarcza wielu przykładów pokazujących, że ci, których nawet nie podejrzewalibyśmy o słabość – przeżywali trudne chwile. Wzmianki o tym umieszczone zostały w Piśmie właśnie po to, abyśmy rozumieli, że jest to normalne. Słabość i różne przykre uczucia, jakie mogą pojawiać się w ludzkiej duszy, wcale nie przekreślają człowieka, jako Bożego sługi. Bóg, który działa przez ludzi, wie, jakim tworem jesteśmy, jakim „ulepieniem”. Planując, że dokona przez nas wspaniałych czynów, wziął pod uwagę i uwzględnił „z góry” nasze ograniczenia. Dlatego nie powinniśmy potępiać samych siebie, ani zanadto rozpaczać z powodu naszych słabości. Boża moc i Boża łaska są ponad to. Jeśli jesteś poddanym Bogu naczyniem, On i tak wykona w twoim życiu wszystko, co zamierzył. Uczyni to mocą Swego Ducha, nie zaś skromnymi siłami człowieka.

Kiedy czytamy psalmy, dość często natrafiamy w nich na opisy różnych bardzo przykrych stanów, jakie przeżywali ludzie wierzący. Dawid miał „serce według serca Bożego”, a mimo to napisał wiele z tych pieśni. Możemy być zdziwieni: Jak to? Szczególny Boży pomazaniec i oto znajduje się w tak wielkim utrapieniu, a w dodatku wcale tego nie ukrywa? Ale Dawid, podobnie jak inni autorzy psalmów, przywykli do jednego: mieli oni zwyczaj wylewać swą duszę przed Panem. Nie starali się udawać radośniejszych i bardziej dziarskich niż w rzeczywistości byli. Przed Bogiem nie ma sensu grać kogoś, kim w danej chwili zupełnie się nie jest. Lepiej szczerze Mu powiedzieć, jak się czujemy i porozmawiać o tym, co nas boli.

CO ROBIĆ, GDY SERCE BOLI?

Bóg jest najwłaściwszą Osobą, której warto przedstawić nasze troski, smutki i obawy. Bardzo często – aby poczuć ulgę – wylewamy zbolałe serca przed ludźmi. Jednak człowiek nie potrafi nam pomóc, ani nawet zrozumieć nas tak jak Pan. Zdarza się, że znajomi mają już dosyć naszego „biadolenia”; dla innych – stanowimy „antyreklamę” ewangelii. Najlepiej więc przyjść prosto przed oblicze Boga. Stąd nigdy nie odejdziemy odtrąceni. Jeżeli tylko nasz duchowy wzrok kierujemy na Jezusa, dusza doznaje pocieszenia niemal „automatycznie”. Tę nadzieję wlewa w nas nie kto inny, jak sam Duch Święty – Pocieszyciel. Ale najpierw musimy spojrzeć na siebie uczciwie, bez udawania. Psalmy zostały napisane właśnie przez takich ludzi – ludzi uczciwych. Są one pomocą dla wszystkich, którzy potrafią zgodzić się na identyczną szczerość.

Również i we współczesnym Kościele możemy spotkać wiele przygnębionych osób. Chociaż ludzie ci zostali zbawieni, różne niepomyślne okoliczności życia atakują ich duszę smutkiem, a nawet depresją. W Polsce jesteśmy na to narażeni w stopniu nie mniejszym niż gdzie indziej. Gwałtowne zmiany, jakie przeżywa nasz kraj, są niczym „nawałnice i fale”, o jakich pisze Psalmista (Ps 42,8). Ten „żywioł zmian i przeobrażeń”, jaki przechodzi przez Polskę, przelewa się nad naszymi głowami. Co robić w tak trudnym czasie? Dobrze jest zdać sobie sprawę, że długotrwałe przygnębienie wywiera na nas bardzo niekorzystny wpływ. Brak zewnętrznej oraz duchowej „lekkości” źle oddziałuje zarówno na nas samych, jak i na ludzi żyjących w naszym otoczeniu. W jaki sposób, będąc zasmuceni, mamy głosić radosną przecież wieść o Jezusie i zbawieniu, które pochodzi od Niego?

OBJAWY I PRZYCZYNY DEPRESJI

Niektórzy kaznodzieje zajmują się tym tematem szerzej. Mówią oni o „duchowej depresji”, która atakuje chrześcijan. W tym stanie siły życiowe człowieka są zaniżone; następuje zahamowanie emocjonalne, umysłowe i ruchowe. Człowiek jest jakby „zatrzymany”, zablokowany, unieruchomiony. Nie potrafi myśleć o niczym innym, jak tylko o trapiących go problemach. Doświadcza wielu negatywnych uczuć, przy jednoczesnej, bardzo pesymistycznej ocenie własnej osoby. Taki człowiek jest jakby wytrącony ze swego biegu, ze swojej normalności. Jest nieszczęśliwy i potrzebuje pomocy.

Mówiliśmy już, że jako chrześcijanie szukamy ratunku najpierw w modlitwie i w Bożym Słowie. Czytając Biblię możemy niespodziewanie odkryć jakąś ważną zasadę. W Ewangelii wg Marka widzimy, na przykład, jak Jezus wysyła swoich uczniów z ważną misją do okolicznych wiosek. Ta wyprawa przeradza się w wielki sukces: chorzy są uzdrawiani, demony wyrzucane, a prości ludzie przyjmują dobrą nowinę. Niejeden z nas chciałby uczestniczyć w tak udanej ewangelizacji. Ale oto co mówi Jezus do tych, którzy odnieśli zwycięstwo. Gdy rozradowani opowiadają Mu o wspaniałych wydarzeniach, o wszystkim, czym tak niedawno mogli się budować, Pan odpowiada: „Idźcie na osobność, na miejsce ustronne i odpocznijcie nieco” (Mk 6,31).

Zdarza się, że pracujemy bez wytchnienia. Czasami rzeczywiście jest taka konieczność. Musimy jednak pamiętać, że potrzeba nam też czasu, aby zregenerować siły. Duchowe wyczerpanie może być związane z przemęczeniem. Nikt nie jest w stanie być aktywnym bez przerwy. Planując pracę, powinniśmy planować także odpoczynek. To zabezpieczy nas przed zbytnią utratą sił. Człowiek wypoczęty widzi otaczający go świat bardziej optymistycznie.

OSAMOTNIENIE

Podobnie spostrzega rzeczywistość ten, kto jest samotny. W Psalmie 42, który w całości jest dobrym przykładem modlitwy człowieka smutnego, znajdujemy słowa: „Wspominam to z wielkim rozrzewnieniem, jak chodziłem w tłumie, pielgrzymując do Domu Bożego wśród głosów radości i dziękczynienia tłumu świętującego” (w. 5). Przebywanie wśród ludzi wierzących, braci i sióstr w Chrystusie – to dla nas wielkie błogosławieństwo. Gdy zgromadzamy się na nabożeństwach, Duch Święty jest obecny pośród nas w szczególny sposób. Korzystając z posługi innych i doświadczając skierowanej ku nam miłości, nie czujemy się wyobcowani, ale potrzebni. Samotne życie duchowe, w pojedynkę – jest zawsze wynaturzone. „Komórka” oderwana od Ciała Chrystusa, szybko może stać się łupem dla diabła. Kościół, Ciało Chrystusowe, stanowi nasze zabezpieczenie. Kiedy jesteśmy na swoim miejscu, obdarowując współbraci tym, czym Bóg nas obdarzył, a także przyjmując od nich to, czym Bóg ich obdarował, wówczas szybciej opuszczają nas ponure myśli. „Albowiem lepszy jest dzień w przedsionkach twoich niż gdzie indziej tysiąc” – czytamy w psalmie (Ps 84,11). Uczestniczenie we wspólnych nabożeństwach jest nam potrzebne, abyśmy mogli nie tylko „jakoś przetrwać”, lecz także budować innych, być solą ziemi, światłością tego świata, wonnością i czytelnym listem Chrystusowym.

BĄDŹ PIĄTĄ EWANGELIĄ

Jeśli nowe narodzenie nie przenosi nas od razu do nieba, to jest tak ze względu na przyczyny dopiero co wymienione. Pan chce, by życie każdego z nas było tą „piątą ewangelią”, którą wszyscy znają i czytają. Ta ewangelia ma innych pociągnąć do Chrystusa. Ludzie widzą, jak wyglądamy, słyszą, co mówimy i albo ich to zachęca, albo nie. Czasem wyraz twarzy, uśmiech, spojrzenie, jakieś proste słowa – są dla kogoś z naszego otoczenia wymowniejsze niż kazanie. Czasem możemy kogoś pozyskać dla Chrystusa w bardzo zwyczajny sposób, o ile tylko nie przeszkodzi w tym smutek, jaki właśnie przeżywamy.

Niebezpieczną rzeczą jest opłakiwanie samego siebie. Powiedzieliśmy, że dobrze jest wylać duszę przed Panem; ale i później, gdy wstajemy już od modlitwy, nasz duchowy wzrok powinien być nadal skierowany na Jezusa. Nasze życie – to jakby bieg, w którym nie wolno spoglądać pod nogi ani na siebie.

Łzy, jeśli przyniosły już nieco ulgi, powinny obeschnąć. Bo jeśli zbyt długo są one „chlebem we dnie i w nocy” (Ps 42,4), przestajemy prawidłowo widzieć. Łzy zamazują obraz. Tymczasem, aby zwyciężyć, musisz widzieć Tego, który jest zwycięzcą i który daje to zwycięstwo – Jezusa.

Autor Psalmu 42 dwukrotnie umieszcza w nim takie słowa: „Czemu rozpaczasz duszo moja i czemu drżysz we mnie? Ufaj Bogu, gdyż jeszcze sławić go będę: On jest zbawieniem moim i Bogiem moim!” (ww. 6 i 12). Mówiąc sam do siebie, przemawiając do swojej własnej duszy, mąż ten kładzie nacisk na fakt, że ratunek pochodzi od Boga. Może trudno byłoby nam osiągnąć pokój, radość i zadowolenie, gdybyśmy mieli sami dojść do tych pozytywnych uczuć. Wiadomo, że „w świecie” próbuje się to osiągnąć za pomocą różnych psychologicznych technik. Nie dość, że jest to trudne, to w dodatku stan osiągnięty w ten sposób nie jest trwały. Ale my nie musimy na szczęście dochodzić do radości drogą tak dziwaczną. Mamy Zbawiciela i On – jeśli tylko położymy w Nim nadzieję – nie zawiedzie. Bóg działa w sposób nadnaturalny i zmienia nasz wielki smutek w radość. Nie musimy koniecznie rozumieć ani śledzić Jego „psychotechniki”. Wystarczy Mu zaufać.

W Biblii Tysiąclecia czytamy: „...gdyż On (Bóg) jest zbawieniem mego oblicza”, a w angielskim tłumaczeniu King James” „…pokładaj nadzieję w Bogu; będę chwalił tego, który jest zdrowiem mego oblicza (albo: wyrazu twarzy, postawy)”.

Nie wiemy nawet kiedy i jak wyraz naszej twarzy ulega zmianie, staje się pogodny. To dlatego, że zaufaliśmy Panu. I On sam ratuje nas nie tylko z kłopotów, lecz również w sytuacji konfrontacji z tymi, którzy widząc nas smutnymi, chcieliby może drwiąco spytać: „Gdzie jest Bóg twój?” Zmiana naszego wyglądu, która jest odbiciem zmiany wewnątrz duszy, powstrzyma to pytanie; da ludziom niewierzącym impuls do zastanowienia. I wówczas nie będziemy musieli udawać zwycięzców. Będziemy nimi naprawdę.

OCENIAJ SIEBIE REALNIE

Jak przeciwdziałać depresji? Co może pomóc w jej uniknięciu? Bardzo istotne jest właściwe podejście do samego siebie.

Warto znaleźć odpowiedź na pytanie: jaki jestem? Jeżeli znamy swoje mocne, a także słabe strony, łatwiej nam świadomie zwracać uwagę na to, w czym „kulejemy”. Łatwiej nam przeciwdziałać wadom i współpracować z Bogiem nad ich wykorzenieniem.

Powinniśmy także spojrzeć na nasze życie z punktu widzenia okresu, w jakim się właśnie znajdujemy. Bo i płeć, a także wiek człowieka mają wpływ na jego duszę. Wiedząc z góry, że coś – choćby z racji wieku – jest „wkomponowane”, wpisane w naszą egzystencję, łatwiej nam przyjąć te przejawy bez zdenerwowania i niepotrzebnego rozdrażnienia. Może masz prawo czuć się tak, jak właśnie się czujesz i po prostu – rozumiejąc, że jest to przejściowe – musisz ten okres spokojnie przeczekać?

Na zakończenie chcę przytoczyć słowa apostoła Pawła z Listu do Efezjan: „Me upijajcie się winem, ale bądźcie pełni Ducha, rozmawiając z sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu” (5,18-19). Oto chrześcijańska odpowiedź na „psychiczny dołek”: nie jest nią alkohol, ale Duch Święty. Będąc „pełnymi Ducha”, jesteśmy zabezpieczeni przed depresją. Nasze samopoczucie jest wówczas wspaniałe; nie trzeba dodawać, że o wiele lepsze niż tych, którzy skorzystali z alkoholu.

DAWAJ SOBIE DOBRE RADY

I bardzo ważne: musimy sami do siebie mówić. Może komuś wyda się to śmieszne, ale to właśnie zaleca nam Pismo Święte. Dokładnie to czynili psalmiści. Mówili: „ufaj Panu, duszo moja”, „miej nadzieję w Bogu”, „dlaczego rozpaczasz duszo moja”. I podobnie my: musimy sami sobie „kłaść do rozumu”* prawdę zawartą w Bożym Słowie. Nie nasze emocje mają przemawiać do naszej duszy, lecz Słowo Boże! A tam, w Biblii, znajduje się źródło nadziei i pocieszenia.

Tak więc, pomimo iż szaleją nawałnice, mamy schronienie. Mamy Pana, mamy Jego Księgę, mamy także swój zbór. Jest gdzie przyjść, jest do kogo wołać, jest z kim być. Bóg daje nam swoją łaskę, swoje zmiłowanie i przychylność. I chociaż moc, na której się opieramy, nie jest z nas, otrzymaliśmy prawo, aby mówić: Jestem mocny. Gdyż w Jezusie jestem więcej niż zwycięzcą!

 

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Chrześcijanin”, 11-12/1994

* to wyrażenie pochodzi z grecko-polskiego przekładu interlinearnego wersetu Ef 5,19