Dzięki Bogu, że zgodnie ze słowami Pana: I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom [Mt 24,14], dobra nowina o Jezusie Chrystusie dociera wciąż do nowych osób. Przecież jako napełnieni Duchem Świętym uczniowie Jezusa, nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy [Dz 4,20]. W chrześcijańskich kręgach Zachodu ukształtował się jednak pogląd, że ewangelistami są tylko jacyś wybrańcy. Hołubieni przez zwykłych wiernych, tworzą oni swego rodzaju grupę speców od ewangelizacji, często przekazując swe powołanie z ojca na syna i budując wokół swojej posługi atmosferę tajemniczego namaszczenia.
Typowy więc ewangelista, to ktoś wyjątkowy, kto swoimi uzdolnieniami przyciąga tłumy i zapełnia pastorom ich kościoły. Przypomina mi się tu scenka z jakiegoś filmu, gdy stary przyjaciel rodziny mówi do młodzieńca próbującego z dość marnym skutkiem kontynuować dzieło swojego ojca ewangelisty: "Gdy twój ojciec wygłaszał kazanie, to tak wiele serc otwierało się dla ewangelii, że aż się robił przeciąg". Dzięki Bogu za prawdziwych głosicieli ewangeli! Pokornie pełnią swą posługę w różnych warunkach i przeciwnościach, ponieważ przynagla ich do tego moc Bożego powołania. Jednakże gdy ktoś jest ewangelistą z ustanowienia ludzkiego, stawia warunki finansowe, uzależnia posługę od wielkości audytorium i łatwo schodzi z drogi bojaźni Bożej, przynosząc ujmę ewangelii Chrystusowej. Znamy przecież smutne historie niektórych ewangelistów przebudzeniowych oraz tzw. tele-ewangelistów, naznaczone skandalami i ekscentrycznym stylem życia. Z Biblii wiemy, że to sam Bóg ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania, do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, i dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej [Ef 4,11–13]. Zastanawiam się więc, czy mieści się to w granicach naszych kompetencji, aby dążyć do wyłaniania w Ciele Chrystusa jakiejś specjalnej grupy ewangelistów. Czytając Nowy Testament zauważamy przecież w tej roli różnych wierzących, stosownie do tego, jak w danym czasie Bóg chciał się nimi posłużyć. Dla przykładu, jeden z siedmiu braci wybranych do posługi przy stołach w Jerozolimie, Filip, zaniósł ewangelię do Samarii a w Cezarei nazywano go ewangelistą. Wyruszywszy zaś nazajutrz, przybyliśmy do Cezarei i weszliśmy do domu ewangelisty Filipa, który był jednym z siedmiu, i zatrzymaliśmy się u niego [Dz 21,8]. Także Tymoteusz, wychowanek apostoła Pawła, nauczyciel Słowa i przywódca zboru, w liście od swego ojca duchowego czytał: Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją [2Tm 4,5]. Nikt nie ma wątpliwości, że polecenie Jezusa: Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu [Mk 16,15] jest zadaniem każdego wierzącego, a nie tylko specjalnej grupy osób, które uzyskały w Kościele jakiś statut licencjonowanego ewangelisty. Na tyle ważne jest, byśmy wzięli to pod uwagę, na ile zauważamy, że publiczne akcje ewangelizacyjne nie są tak skuteczne, jak ewangelizacja indywidualna. Najlepszym sposobem pozyskiwania dusz dla Chrystusa w kraju nad Wisłą jest moim zdaniem wydawanie wśród ludzi dobrego świadectwa życia i jawnego przyznawania się przy tym do osobistej więzi z Jezusem. Kto na co dzień jest jawnym chrześcijaninem w swoim środowisku rodzinnym, zawodowym i sąsiedzkim, ten ma wiele okazji do prezentowania ewangelii i zaproszenia ludzi na nabożeństwo do swojego zboru. A zgromadzenie miejscowych wierzących, to optymalne miejsce, gdzie człowiek zainteresowany drogą Pańską powinien trafić. W tym sensie, chociaż nie na scenie, nie w światłach jupiterów i nie w otoczeniu tzw. teamu ewangelizacyjnego, w świetle Biblii wszyscy jesteśmy ewangelistami...
|