Głos wołający na pustyni Drukuj Email
Autor: Budzyniak Czesław   
poniedziałek, 27 stycznia 2014 00:00

Człowiek prosty i bardzo skromny, twarz jak z pustynnego kamienia wyrzeźbiona, surowa i bezkompromisowa. Jak stepowy klimat i przyroda czasem były bezwzględne dla niego, tak i on nie kierował się względami wobec tych, których spotkał na swojej drodze. Nie patrzył, kto jaki zawój miał na głowie, kolorowy, ozdobiony, czy zwykły, szary. Jeśli nawet korona lśniła na głowie Heroda, potraktował go równo i bez wyjątku jak każdego człowieka. Szedł i patrzył przed siebie na drogę, po której miał stąpać. Mówił zwyczajnie do ludzi, których spotykał na tej drodze; jeśli używał metafory, to chciał pomóc słuchaczom i być dobrze rozumiany. A na pytanie, kim jesteś, odpowiedział: Ja jestem głosem wołającego na pustyni (Jan 1, 23; podkr. Cz.B.). Takim był Johanan, syn Elżbiety i Zachariasza.

Był inny od wszystkich proroków przed nim, po nim podobnego też nie było, bo Duchem Świętym był namaszczony już w łonie matki. Gdy podrósł, oddalił się od ludzi, stał się synem pustkowia i samotności, owładnięty wiecznością. Wychował się w odosobnieniu na stepie, gdzie mało było zwierząt, roślin i pokarmu niewiele. Odziany płaszczem z sierści wielbłądziej, przepasany pasem skórzanym wokół bioder, i pewnie trzymał też kij w ręku swoim. Nazwany przez Ducha Świętego Prorokiem Najwyższego, któremu nadano imię zgodnie z poleceniem Gabriela stojącego przed Bogiem i potwierdzone przez ojca: Jan jest imię jego (Łuk.1, 63), co oznacza Jehowa jest łaskawy .Rozumiemy, że nastała nowa epoka, a Bóg wkroczył w ludzką przestrzeń i otworzył się dla swojego ludu i dla ludzkości w ogóle w sposób inny, dotąd nieznany. Nadszedł czas łaski, era Ducha Świętego, która trwa do naszego pokolenia .

Misja Jana, zwanego później Janem Chrzcicielem, polegała na przygotowaniu drogi dla ważniejszej misji − Jezusa. I jako pierwszy ludzkim głosem ogłosił światu: A ja widziałem to i złożyłem świadectwo, że ten jest Synem Bożym (Jan 1, 34). Głosił pokutę synom Izraela, posłany był do tych, którzy siedzą w mroku śmierci, by nogi ich skierować na drogę pokoju. Najpierw wystąpił na pustyni judzkiej, i nie wiem, czy dużo było tam słuchaczy. Ale jak myślę, należało odczytać pobyt jego samego na pustyni jako symbol, ponieważ Izrael w tym czasie był niczym wyschnięta pustynia. Więc najpierw jakby do przestrzeni pustynnej wołał, głuchej i milczącej, a pustynia serca podobna jest do tej naturalnej. Następnie kroki swoje skierował w stronę Jordanu, a miejsce, gdzie spotykał się z ludźmi, zamieniło się w ogromny plac ewangelizacyjny. Na pewno nie było tam plakatów, które zachęcałyby ludzi do przyjścia na tę dziwną ewangelizację, ani młodych chłopców rozdających traktaty, a mimo to ludzie szli i szli, bo usłyszeli głos wołający na pustyni .

Wychodziła do niego Jerozolima i cała Judea i cała okolica nadjordańska , nadmienia Mateusz (Mat. 3, 5).

Przychodzili ludzie wywodzący się z różnych warstw społecznych, gotowi byli pokutować, więc pytali: co mamy robić? Odpowiadał każdemu, jak żyć, że należy iść prostą drogą i czynić miłosierdzie. Masz dwie suknie, mówił, daj jedną temu, który nie ma wcale, podobnie zrób z chlebem. Nie wiem tylko, czy wtedy ludzie zrozumieli, co powiedział Jan. Powiedział jeszcze, że Ten, który po mnie idzie (…) On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem (Mat. 3, 11). Oddać suknię, mając dwie, to proste, chleba dać temu, kto głodny, też, ale chrzest Duchem Świętym i ogniem, co to może być? To chyba trudne było wtedy do przyjęcia, bo i dziś nie jest łatwe dla wielu czytelników Nowego Testamentu.

Mimo to garnęły się tłumy, byli też żołnierze i celnicy. Ostrych jednak słów użył wobec faryzeuszów i saduceuszów, którzy myśleli o sobie więcej, niż myśleć należało. Więc może schylił się, może wziął kilka małych rzecznych kamieni do ręki, i powiedział głosem silniejszym niż zwykle: Plemię żmijowe, kto was ostrzegł przed przyszłym gniewem? Wydawajcie więc owoc godny upamiętania − i nie usprawiedliwiajcie siebie tym, że macie ojca Abrahama. Bo Bóg może z tych kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi. (…) drzewo, które nie wydaje owocu dobrego,zostaje wycięte i w ogień wrzucone. (…) Ten, który po mnie idzie, (…) w ręku jego jest wiejadło, oczyści zboże, lecz plewy spali w ogniu nieugaszonym (Mat. 3, 7−12).

Zdarzyło się też, że stanął twarzą w twarz z królem Herodem. Jak wszystkim odpowiadał rzeczowo, tak też do króla zwrócił się, mówiąc wprost: nie wolno ci mieć żony brata swego (Mar. 6, 18). Wyglądało na to, że biedny monarcha nie wiedział wcześniej, że cudzołoży, żyjąc z kobietą niepoślubioną. Jan był człowiekiem prostolinijnym, inaczej nie mógł powiedzieć, toteż dla tych słów został aresztowany i osadzony w więzieniu. A przecież Jan, wydając świadectwo o silniejszym i większym od siebie, pragnął słyszeć i widzieć, co czyni Jezus. Niestety, mógł tylko jeden raz usłyszeć od swoich uczniów, że ślepi odzyskują wzrok i chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim zwiastowana jest ewangelia (Mat. 11, 5). Niestety, świadkiem tych wydarzeń już nie mógł być.

Zadziwiający jest fakt, że pierwszy taki i ostatni największy Boży prorok, jak powiedział o nim Jezus (zob. Mat. 11, 11), musiał się zadowolić tym, by być tylko głosem wołającym na pustyni i niczym więcej. Niejeden raz, jak wielu, tak i ja też zastanawiałem się nad tym: dlaczego tak i co w tym się kryje, co przez to Pan chciał powiedzieć późniejszym pokoleniom? Największy i najważniejszy, a najkrótszy czas działania.

Jedyna logiczna odpowiedź nasuwa mi się, to ta wypowiedziana ustami samego Jana nad Jordanem. Ona zwieńcza wszystkie moje rozważania na ten temat: „ mnie musi ubywać, a On musi wzrastać” (zob. Jan 3, 30). Nie wiem tylko, dlaczego tak szybko ubywać, tak szybko...

Jan pierwszy z ludzi wyciągnął rękę w kierunku zbliżającego się Jezusa i powiedział: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: Za mną idzie mąż, który był przede mną, bo pierwej był niż ja (Jan 1, 29−30). Czyż nie są to słowa, które pochodzą od Trybunału Wieczności? Czy nie mogły zadziwić ówczesnego świata i czy nie zadziwiają do dziś? Dlaczego nie więcej podobnych, a może i mocniejszych i bardziej tajemniczych słów, dlaczego?

Wystarczy! Bóg w swej mądrości miał gotowy inny, lepszy plan i zamierzał go już realizować. Plan, by po spotkaniu w górnej izbie wieczernika sto dwadzieścia głosów jak najprędzej zabrzmiało w Jerozolimie. Jeszcze w tym samym dniu pod wieczór były ich już trzy tysiące (zob. Dz. 2, 41) i w niedługim czasie osiem tysięcy, a później jeszcze miliony brzmiały i aż do dziś brzmią dźwiękiem wieczności, nawołując ludzi do pokuty, ukazując Jezusa jako Baranka Bożego.

Głos Jana wprawdzie ucichł na zawsze, ale głosy na pustyni świata nie ucichły, bo nie mogą ucichnąć. Wciąż echo Dobrej Nowiny roznosi Boży wiatr, niosąc ze sobą zapach życia i wolności, jak kiedyś, tak i dziś, z nową mocą na wszystkich kontynentach naszej planety.

Nam się nieraz marzą cuda, choćby jakąś górę przenieść w inne miejsce. Nieważne, małą czy wielką, ale przenieść. Może ktoś zauważy, może więcej ludzi uwierzy, tego pragniemy. Przecież takie pragnienie jest zgodne z Duchem Chrystusowym − myślimy. Więc podejmujemy różne działania, czasem dobre, innym razem gorsze, ale podejmujemy. Na razie jednak góry stoją tam, gdzie stały, ale może kiedyś…

Zapominamy w tym wszystkim o tym, że Jan żadnego cudu nie uczynił, a otrzymał zaszczytny tytuł od Jezusa, że jest „największym prorokiem, którzy z niewiast się rodzą” (zob. Mat. 11, 11). Mnie się wydaje, tak po ludzku myślę, że Eliasz był prorokiem większym od Jana Chrzciciela, bo zatrzymał deszcz, później za jego modlitwą znów spadł deszcz. Sprowadził ogień z nieba na ofiarę złożoną przez siebie i jeszcze kilka innych ważnych rzeczy dokonał. Nie!Nie był większym od Jana Chrzciciela, bo nie był głosem wołającym na pustyni i nie przygotowywał drogi dla Chrystusa. Ten głos i dziś jest ważniejszy od cudów, nawet wielkich cudów. Bo jeśli ucichnie głos na pustyni świata, to będzie oznaczać koniec łaski, koniec ery Ducha Świętego. Wtedy zejdzie z areny świata Ten, który chce, aby głos słychać było wyraźnie i daleko, aby też dotarł do milionów niezbawionych ludzkich serc, które czekają na Ewangelię.

No i jeszcze jedna różnica była między tymi prorokami. Eliasz nie chciał żyć, a żył, Jan chciał żyć, ale, niestety, Herodiada postarała się o przedwczesny pogrzeb dla przecież jeszcze bardzo młodego Jana, a Pan na to pozwolił. Chyba nie spodziewał się, że tak prędko usunięty zostanie spośród żywych, tylko za to, że mówił prawdę. Ach, jaki okrutny jest ten świat i jego władca ciemności, jak bardzo okrutny.

A zatem niech każdy Czytelnik tego skromnego tekstu zapragnie nie przenosić gór, choć to całkiem niezła analogia, tylko może lepiej będzie zapragnąć stać się głosem wołającym na pustyni, tam, gdzie jesteś, albo jak wolisz − cichym wiatrem, jak kiedyś, tam, u stóp góry Horeb. Mocno przekonywującym, że Jezus jest Panem! I przygotować drogę dla Jezusa, a potem zamilknąć na zawsze.

Teraz, u schyłku mojego życia, nie mam już marzeń o cudach, by choć małą górę przenieść, niech pozostaną tam, gdzie są od wieków. Ale pragnę całym sobą, aby na mojej mogile postawiono zwykły prosty grobowiec, przy którym może się kiedyś zatrzyma choć kilka osób i powie: „Nigdy nie słyszeliśmy, aby przez ręce tego człowieka uczynił Pan jakiś cud, ale on był głosem wołającym w naszym pokoleniu, a ja ten głos usłyszałem”. Inny powtórzy za nim i może jeszcze ktoś powie podobnie. Wtedy wiem, że moje życie miało sens, jak życie Jana miało sens, choć też żadnego cudu nie uczynił.

Ktoś kiedyś powiedział: „ Nie tyle jest nas, ile mówiliśmy o sobie lub pragnęliśmy, by mówiono o nas, lecz tyle jest nas, na ile nas sprawdzono, że jesteśmy tym, kim być powinniśmy”. A ja dodam od siebie, że powinniśmy być głosem wołającym na pustyni świata w naszym pokoleniu.

Moje rozważanie zakończę dziś słowem hymnu sługi Bożego Dawida. Proszę, niech Czytelnik powtórzy razem ze mną w swoim duchu i swojej głębi te słowa, a one niech się staną odbiciem Twojego życia każdego dnia, do tego zachęcam i tego pragnę:

Głosić będę wspaniałą chwałę majestatu twego i cudowne sprawy twoje. Mówić będę o potędze strasznych dzieł twoich, opowiadać o wielkości twojej. Zwiastować będę pamięć wielkiej dobroci twojej, a sprawiedliwość twoją radośnie opiewać(Ps. 145, 5−7) .