Wszystkich myśli i uwag poczynionych przez pisarza i tak nie sposób tutaj przedstawić; warto jednakże wskazać na kilka szczególnie cennych spostrzeżeń, które czynią jego pozycję tak wartościową.
W swoich rozważaniach, autor rozpoczyna od analizy fragmentu Listu do Rzymian (8,13) będącego podstawą całości traktatu: „Jeśli bowiem według ciała żyjecie, umrzecie; ale jeśli duchem sprawy ciała umartwiacie, żyć będziecie”. Następnie formułuje on następującą zasadę, dobitnie określającą wagę omawianego tematu: „Siła, głębia i radość w naszym życiu duchowym zależą od umartwiania uczynków ciała.” Innymi słowy, w myśli Johna Owena nie istnieje owocne życie w Chrystusie, które nie byłoby wyraźnie powiązane ze śmiercią zadawaną naszej cielesnej naturze. A natura ta musi być uśmiercana nieustannie i wciąż na nowo – pomimo nawrócenia i łaski usprawiedliwienia, „grzech wciąż pozostaje i tak wykonuje swe dzieło nawet w najlepszych wierzących na tym świecie”. To spostrzeżenie purytańskiego pisarza jest szczególnie ważne; przypomina nam ono, że nawrócenie „nie załatwia wszystkiego”. Nie sprawia, że stajemy się całkowicie wolni od grzechu – doskonale upodobnieni do Jezusa w jednej chwili. W tej książce nie znajdziemy zatem tak częstego w dzisiejszym chrześcijaństwie optymizmu antropologicznego; przekonania, że zło nie jest problemem a emocje smutku, niepokoju czy bojaźni są niewskazane na drodze ku pełni duchowego życia. Wprost przeciwnie – Owen bardzo trzeźwo i realistycznie postrzega kondycję chrześcijanina, a także zauważa, że w jego życiu jest miejsce na trud, znój i zmaganie. Tak – walka z ukrytym w sercu korzeniem zła jest poleconym chrześcijaninowi zadaniem na całe życie. I choć „książę purytan” do samego końca nie przestaje podkreślać, że umartwienie jest dziełem Ducha Świętego działającego we wnętrzu wierzącego, jednocześnie zaznacza, że jest ono naszym obowiązkiem. Jest jednocześnie „dane” i „zadane”.
Wielu czytelnikom sam termin „umartwianie grzechu” przywodzi na myśl włosiennicę lub biczowanie – rzeczy obecne w dawnej katolickiej praktyce pobożnościowej (szczególnie monastycznej). Warto zaznaczyć, że John Owen jest bardzo daleki od takiej perspektywy; w wielu miejscach książki wprost się od niej odcina, nazywając je nieskutecznymi. Zamiast tego (w dużym uproszczeniu i skrócie) proponuje umartwianie oparte na innym fundamencie; przeobrażeniu naszego sposobu patrzenia na grzech. Gdy zaczniemy patrzeć na trwanie w złym jako na największą możliwą tragedię zasmucającą Ducha Świętego i znieważającą samego Boga, ściągającą Jego gniew i niebezpieczeństwo wiecznej zguby – wówczas staniemy się gotowi do umartwiania. Konieczne jest tutaj ujrzenie swojej winy jakby pod mikroskopem, jasno i wyraźnie – według Owena bowiem, „nigdy nie będziesz mógł podjąć stanowczej walki z grzechem, jeśli twe sumienie będzie chwytać się jakichkolwiek sposobów pomniejszenia jego winy”. Takie postawienie sprawy jest niewątpliwie czymś odkrywczym; oto protestancki pisarz „odzyskuje” i twórczo reinterpretuje biblijny przecież termin, który tak często kojarzy się nam wyłącznie z duchowością katolicką.
Warto zaznaczyć, że pozycja Owena nie jest książką stricte teologiczną. To traktat pobożnościowy, napisany dla umocnienia chrześcijan w ich codziennych zmaganiach i przez takich również powinien być czytany. Nie znajdziemy tutaj wysublimowanych analiz, których zrozumienie wymagałoby od nas obszernej teologicznej czy filozoficznej wiedzy; spotkamy się natomiast z płonącym sercem i rozgrzanym umysłem, które swobodnie szermuje cytatami biblijnymi czy cennymi myślami swojego autorstwa. Ogień bijący z pism Owena jest na tyle mocny, że udziela się również czytelnikowi; mi w każdym razie na pewno (a niewiele jest książek, które to sprawiają!).
Poza tym, „O umartwianiu grzechu” jest pozycją przejrzystą (co odzwierciedlone jest także w polskim wydaniu pracy) w swojej strukturze, co upodabnia ją choćby do sławnych „Instytucji” Kalwina. Autor zaopatruje każdy rozdział w obszerne podtytuły, podsumowujące zawarte w nim główne myśli. Nie stroni on także od numerycznych wyliczeń konkretnych zasad i wskazówek. Wszystkie przewodnie myśli są w tekście jasno podkreślone – nie sposób, by umknęły uwadze czytelnika. Nie jest to również książeczka długa – jej umiarkowany rozmiar powinien zachęcić także tych z nas, którzy nie lubią opasłych lektur.
Podsumowując, „O umartwianiu grzechu” stanowi pokrzepiającą pomoc i zachętę do duchowego życia każdego pielgrzymującego naśladowcy Chrystusa. Tym bardziej warto z niej skorzystać właśnie dziś, gdy kwestia naszej upadłej, cielesnej natury, która „upaść na wieki żądać nie przestanie” (Sęp-Szarzyński) coraz częściej umyka uwadze. Co więcej, dla wielu czytelników spotkanie z Owenem może być także cennym zderzeniem z żelazną wiarą historycznego chrześcijaństwa; dużo mniej „pluszowego” niż częstokroć dzisiejsze. Nie muszę chyba zatem dodawać, że każdy młody chrześcijanin poszukujący duchowości twardej, wymagającej i prawdziwej, odnajdzie ją także w tej książce.
„Zabijaj grzech, gdyż inaczej on zabije ciebie!”