Kilka metrów nad ziemią Drukuj Email
Autor: Anna Kwiecień   
sobota, 07 marca 2015 18:43

Przede mną leży mała niebieska karteczka z zanotowanym zdaniem: 

Rozum wie, że wszystko jest dobrze – bo pod Bożą kontrolą, duch jest spokojny,… tylko dusza szaleje. 

Ilekroć spojrzę na karteczkę, uśmiecham się. Kobieca dusza często „szaleje”. I czasami zastanawiam się jak ten stan, który znam z autopsji, a który nie raz obserwowałam też u innych kobiet pogodzić ze słowami króla Salomona: Dziarskość i dostojność jest jej strojem, z uśmiechem na twarzy patrzy w przyszłość (Przy. Sal 31:15; Biblia Warszawska). Biblia Tysiąclecia: Strojem jej siła i godność, do dnia się przyszłego uśmiecha. Biblia Warszawsko-Praska: Siła i godność są jej strojem, nie martwi się o niepewną przyszłość. Interpretując ten fragment na podstawie obu tłumaczeń pozwolę sobie stwierdzić, iż Dzielna Kobieta do dnia się przyszłego uśmiecha, bo nie martwi się o niepewną przyszłość. Nie martwi się. Dlaczego? W jaki sposób potrafi tego dokonać?

1.Dzielna kobieta  - kobieta skoncentrowana na Chrystusie

Według mnie Salomon opisując Dzielną Kobietę, nie przedstawiał nam jakiejś współczesnej mu osoby, ani nie kreował wzoru, do którego z całych sił mamy dążyć. Myślę, że opisywane przez niego cechy nie mają wynikać z naszych starań, ale z bliskiej relacji z Bogiem. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że ten opis nie mówi o tym, jaka ma być kobieta, ale jaką się stanie, kiedy w centrum jej życia będzie Jezus Chrystus i bliska z Nim relacja. Pierwszy werset mówi: Dzielna kobieta - trudno o taką - jej wartość przewyższa perły. A my – ludzie – sami z siebie nie jesteśmy cenni. Największą wartość mamy wtedy, kiedy w nas żyje Chrystus. Wydaje mi się, że nasza kobieca dzielność nie ma wypływać z nas czy naszych bohaterskich czynów. Ma polegać na składaniu wszystkiego w ręce Chrystusa i zapieraniu się siebie tak, aby nasze Ja (pełne egocentryzmu, dumy, próżności a także wewnętrznych problemów, tęsknot, pragnień i kompleksów) malało, a On w nas stawał się większy. Jestem przekonana, iż wtedy Chrystus będzie dotykał wszystkich aspektów naszego życia i kształtował w nas te cechy – cechy Dzielnej Kobiety. 

2. Jego wola jest naszą bezpieczną kryjówką

Kilka dni temu natknęłam się na ciekawe słowa Corrie ten Boom: There are no 'ifs' in God's Kingdom. His timing is perfect. His will is our hiding place. (Nie ma żadnych jeśli” w Bożym Królestwie. Jego wyczucie czasu jest doskonałe. Jego wola jest naszą bezpieczną kryjówką). 

Czasami zdarza nam się spłycać istotę chrześcijańskiego życia tylko do chodzenia do kościoła i prowadzenia chrześcijańskiego stylu życia: nie piję, nie palę, staram się przestrzegać tego wszystkiego, co mówi Biblia… Jednak czy cechą charakterystyczną chrześcijanina nie powinny być słowa: On (Chrystus) musi wzrastać a ja stawać się mniejszym oraz żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus? Czy chrześcijaństwo nie polega przede wszystkim na tym, iż odwracamy wzrok od siebie i pełni zachwytu kierujemy go na Chrystusa a w naszym życiu następuję rewolucyjna zmiana – z centrum usuwamy siebie, nasze pragnienia, dążenia, plany, marzenia… i pozwalamy, aby to miejsce zajął Ten, któremu jedynie się ono słusznie należy –Jezus Chrystus? Jeśli On zajmuje miejsce w centrum, a my wyznajemy, że nasze życie należy do Niego, to czyż tym, co powinno kierować naszymi ziemskimi krokami nie powinna być Boża wola? Jeśli nasze życie oddaliśmy Jemu, czy nie powinniśmy zatem mocno oprzeć się na obietnicy powierz Panu drogę swoją, zaufaj Mu a On wszystko dobrze uczyni? Sumując swoje odpowiedzi na powyższe pytania dochodzę do wniosku, iż jedną z charakterystycznych cech chrześcijaństwa powinna być też ufność, iż Bóg trzyma nasze życie w swoich rękach i Jemu nigdy nic nie wymyka się spod kontroli; ufność wyrażana w praktyce kiedy składamy na Niego nasze wszystkie troski i potrzeby, mając pewnością, iż On się o nas zatroszczy. Teoria wydaje się prosta, gorzej z praktyką. Niewiedza nie jest komfortowym stanem. Nie widząc wyjścia z trudnej sytuacji, zmagając się z bezradnością zaczynamy odczuwać strach. Gdy nie stoimy twardo na ziemi własnych sił i możliwości, tracimy poczucie bezpieczeństwa. 

Bruce Olson – misjonarz wśród dzikich plemion Ameryki Południowej – miał problem jak wytłumaczyć tubylcom, czym jest ufność (w ich języków nie istniała większość abstrakcyjnych pojęć). Posłużył się więc przykładem z życia codziennego tego plemienia. Otóż lud Motilone mieszkał w wysokich „domach” w których na kilkumetrowych palach zawieszone były hamaki. Bruchko (jak nazywano tam Bruce’a) tłumaczył więc, że zaufać Jezusowi, znaczy „zawiesić na Nim swój hamak”. Każdy Motilone doskonale wiedział, że to właśnie mocne pale były jedyną gwarancją ich bezpieczeństwa, kiedy układali się do snu w hamaku znajdującym się dobre kilka metrów nad ziemią. Nie istniało żadne dodatkowe zabezpieczenie, żadne wyjście awaryjne w kryzysowej sytuacji – całkowicie byli zależni od wytrzymałości wysokich pali. My współcześni, cywilizowani Europejczycy, którzy szczycimy się znajomością abstrakcyjnych pojęć, czasami zapominamy ich prawdziwego znaczenia lub zaprzeczamy im swoim codziennym życiem i czynami. Mówiąc „ufamy” – obmyślamy „plan B” kierowani wewnętrznym niepokojem spowodowanym niepewnością i własną bezradnością. Metafora Bruce'a może okazać się pomocna również dla nas. Czasami w trudnych chwilach powierzając wszystko Bogu i wyznając, iż chcę Mu zaufać, wyobrażam sobie jak wchodzę do hamaka zawieszonego wysoko nad ziemią. Wyobrażam sobie uczucie, kiedy z mocno bijącym sercem, napiętymi wszystkimi mięśniami i nerwami pozwalam, aby moje ciało oderwało się od oparcia, jakim jest pal po którym się wspięłam i bezbronnie zawisło wysoko nad ziemią zdając się na jego wytrzymałość. Tym jest właśnie ufność – całkowitym zawierzeniem, iż Chrystus kieruje naszym życiem, wszystko trzymając w swoich rękach. Jego wierność współgra z doskonałą suwerennością, dlatego Jego wola jest naszym schronieniem.  

3. Nadzieja, która nie zawodzi

 Podobno słowo „nadzieja” z języka greckiego oznacza „patrzeć w przyszłość z przyjemną ufnością i oczekiwaniem”. A w liście do Rzymian apostoł Paweł napisał: A nie tylko to, chlubimy się też z ucisków, wiedząc, że ucisk wywołuje cierpliwość,  a cierpliwość doświadczenie, doświadczenie zaś nadzieję:  a nadzieja nie zawodzi, bo miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany. (Rzym, 5:3-5) Bardzo podoba mi się też tłumaczenie z Biblii Poznańskiej: Ale nie tylko z tego powodu. Chlubimy się też pośród udręk, wiedząc, że udręka staje się powodem wytrwałości.  Wytrwałość daje początek stałości, a stałość nadziei.  Nadzieja zaś nie doznaje zawodu, ponieważ miłość, jaką nas Bóg umiłował, napełnia nasze serca dzięki Duchowi Świętemu, którego otrzymaliśmy.

Trwając w bliskiej relacji z Chrystusem, doświadczając Jego miłości możemy zostać wypełnieni nadzieją, która nie zawodzi. Możemy patrzeć w przyszłość z przyjemną ufnością i oczekiwaniem, gdyż zaufaliśmy Bogu i mamy głębokie przekonanie, iż nasze życie jest w Jego rękach (a Jemu nigdy i nic nie wymyka się spod kontroli), On sam wie, co jest dla nas najlepsze i da nam to, jeśli tylko pozwolimy Mu kierować naszym życiem. Możemy również patrzeć w przyszłość z przyjemną ufnością i oczekiwaniem, gdyż wiemy, że nasze życie nie kończy się tutaj na ziemi ale czeka nas wspaniała wieczność: Dasz mi poznać drogę życia, obfitość radości w obliczu twoim, rozkosz po prawicy twojej na wieki. (Ps 16:11)

Dlaczego dusza szaleje?

Nie wiem czy znam odpowiedź na to pytanie. Poniższe myśli są tylko sugestiami do przemyślenia, punktem wyjścia do dalszych rozważań. Wydaje mi się, że naszym największym problemem jest to, iż sami chcemy definiować, co jest dla nas dobre. Współczesna kultura podpowiada nam „dobre dla ciebie jest to, co sprawia ci przyjemność”. W rzeczywistości przyjemności są często tylko chwilami zapomnienia zagłuszającymi tęsknoty i pragnienia. Czym więc charakteryzuje się to, co jest dla nas naprawdę „dobre”? Ostrożnie próbuję znaleźć odpowiedź i jej szkic jest zarazem pytaniem: Czyż nie jest tym, co okaże się dla nas korzystne i wartościowe w ostatecznym rozrachunku? Życie na ziemi jest tylko chwilą, naszym przeznaczeniem – wieczność. Czy zatem nie jest dla nas dobre to, co doprowadzi nas do spędzenia wieczności z Bogiem? Dlatego czasami Bóg chcą oderwać nasze serce od tego co przyziemne, prowadzi nas drogą, której sami byśmy nie wybrali, bo nie spełnia wymogów potocznie pojmowanego „dobra” – nie jest przyjemna. 

Nasze emocje są powiązane z odbieranymi przez nas bodźcami i percepcją, są wewnętrzną (często mechaniczną) odpowiedzią na otaczający nas świat. Czyli (bardzo uogólniając) nasza dusza (definiując ją tutaj jako nasze emocje, odczucia, sposób postrzegania czy po prostu jako „wewnętrznego człowieka”) jest najbardziej związana z „ziemskimi sprawami”. Kobiety z natury są bardziej emocjonalne. Jednak wydaje mi się, że to nie emocjonalność jest dla nas najbardziej niebezpieczna, ale nieprzemieniona do końca dusza. Emocje są naturalne, a nawet potrzebne. Jednak od naszego sposobu myślenia i postrzegania zależy rodzaj oraz intensywność naszych odczuć. Dlatego czytając słowa apostoła Pawła: przemieńcie się przez odnowienie umysłu waszego, abyście umieli odróżnić, co jest dobre, miłe i doskonałe (Rzym 12:1) odnoszę je do „wewnętrznego człowieka”, sposobu myślenia i postrzegania. Przemienienie przez odnowienie umysłu jest możliwe tylko dzięki Chrystusowi i poprzez trwanie w bliskiej z Nim relacji. W tym miejscu wracamy do punktu wyjścia: Dzielna Kobieta to ta, która jest skoncentrowana na Chrystusie i bliskości z Nim. Kiedy Chrystus jest w centrum naszego życia, chcemy, aby przebiegało ono według Jego woli, więc oddając Mu wszystko ufamy, że On sam tym pokieruje. Kiedy trwamy w bliskiej społeczności z Chrystusem, On przemienia też nasz umysł i uzdalnia nas do wzbicia się ponad ziemski sposób postrzegania. Patrząc na życie z perspektywy nieba, mamy niezachwianą ufność, że On czyni to, co jest dla nas najlepsze, prowadzi nas drogą, która wiedzie do wieczności z Nim. Opierając się więc na tym, że On kieruje naszym życie według swojej woli, możemy patrzeć w przyszłość z przyjemną ufności i oczekiwanie, gdyż On chce dla nas najlepszego dobra – wieczności z sobą – i prowadzi nas drogą, która ma nas tam zaprowadzić. 

Dzielna Kobieta nie ma wiec powodów, aby się martwić ale z uśmiechem patrzy w przyszłość: „Ojcze, nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła oglądać, jak wspaniale się o tę sprawę zatroszczyłeś, kiedy kolejny raz zadziwisz mnie mądrości i doskonałością Twoje planu. A teraz, proszę, daj mi siły, abym uwielbiła Ciebie ufając Tobie w mym problemie/trosce/trudności/zmartwieniu… a później, kiedy doprowadzisz tę sprawę do końca, oddała Ci chwałę.”

Nie chcę jednak kończyć w tym miejscu. Nie chciałabym zostawiać kogoś w poczuciu winy, że zbyt często się martwi albo utwierdzać w przekonaniu, że chrześcijanka „nie powinna się niczym przejmować”. Nie, nie można tego tak ujmować. Swoimi przemyśleniami chciałam wskazać, gdzie może leżeć przyczyna wielu problemów i zachęcić do trwania w Chrystusie. Bez Niego jesteśmy słabe. To w Nim jest nasze źródło życia. Tylko czerpiąc z niego każdego dnia będziemy mogły żyć Jego życiem i stawać się Dzielnymi Kobietami. Jeśli to zaniedbamy, dziś możemy podnosić innych, lecz jutro, chowając się przed przyjaciółmi, będziemy łkać z bezsilności w poduszkę… Jedynie w Chrystusie jest siła. Jedynie w Nim jest sens, życia sens.