Rozważania przedświąteczne cz.15 - Jezus Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
czwartek, 15 grudnia 2022 16:39
Maria urodziła dziecko. Na świat przyszedł człowiek. Wszystko, poza jego poczęciem, odbyło się naturalnie i zwyczajnie. Trzeba było się nim zaopiekować, jak każdym innym niemowlęciem. Lecz zarazem był to chłopczyk absolutnie wyjątkowy. Nawet imienia nie mogli mu nadać po swojemu, bo zanim się począł, Maria usłyszała: I oto poczniesz w łonie, i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus [Łk 1,31]. A potem usłyszał i Józef: A urodzi syna i nadasz mu imię Jezus; albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1,21]. Sam Jezus, będąc jeszcze chłopcem nosił już w duszy świadomość, że nie jest na ziemi po to, aby po prostu przeżywać życie jak każdy inny człowiek. W wieku dwunastu lat powiedział: Czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę? Lecz oni nie rozumieli tego słowa, które im mówił [Łk 2,49-50]. 

Mnóstwo myśli o Jezusie ciśnie mi się do głowy i każda prosi o miejsce w tym króciutkim rozważaniu. Wybieram jedną. Życie Jezusa trwało raptem trzydzieści trzy lata. Mój syn skończył trzydzieści pięć, a we mnie wciąż pozostaje odczucie, jakby jego życie dopiero się zaczynało. Próbuję wczuć się, wejść w głowę Jezusa i zrozumieć, jak Mu się żyło z taką perspektywą, że umrze w rozkwicie swoich lat. Jak Jezus radził sobie z tymi myślami? 

Świadectwo Biblii wskazuje, że Jezus nie próbował wypierać myśli o zbliżającej się śmierci. Wprost przeciwnie. Spokojnie o niej mówił ze świadomością, że nastąpi ona zgodnie z wolą Ojca. Dlatego Ojciec miłuje mnie, iż Ja kładę życie swoje, aby je znowu wziąć. Nikt mi go nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli. Mam moc dać je i mam moc znowu je odzyskać; taki rozkaz wziąłem od Ojca mego [Jn 10,17-18]. Jezus znał swoje przeznaczenie. Nie miał czasu się zakochiwać, dorabiać, budować domu, zakładać rodziny i nie robił z tego sprawy. Nigdzie na kartach ewangelii nie widzimy Go - jak np. Hiskiasza - narzekającego, że w połowie moich dni muszę odejść, na resztę mych lat zostałem wezwany do bram krainy umarłych [Iz 38,10]. Był skupiony na spełnieniu swojej misji, dla której się narodził. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służyć i oddać swe życie na okup za wielu [Mk 10,45]. 'On narodził się po to, aby umrzeć' - ktoś trafnie skonstatował los Jezusa na ziemi.

Jezusowe narodziny do tak krótkiego pobytu na ziemi, wzbudzają we mnie szereg pytań. Jak radzę sobie z myślą, że jestem tutaj tymczasowo, że wkrótce odejdę z tego świata? Zbliża się przecież niedziela, że nie spotkam się już z braćmi i siostrami na nabożeństwie. Nie przytulę już żony, nie podzielę się niczym nowym na blogu. Któregoś dnia pozostawię niedokończone zadania na Olszynce, kalendarz z terminami, których już nie dotrzymam itd. Czy myślę o tym spokojnie? Jak nam się żyje z taką świadomością, że wkrótce odlatujemy [Ps 90,10] i nie ma co nawet pakować walizki? Jeżeli jesteśmy pojednani z Bogiem przez wiarę w Jezusa Chrystusa, to głowa do góry! Pan powiedział: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? [Jn 11,25-26].

Panie Jezu, dziękuję Ci za wspaniały przykład życia na ziemi z pełną świadomością, że jest ono bardzo krótkie i ma charakter przejściowy. Podziwiam Cię, że jako trzydziestoletni mężczyzna z taką godnością szedłeś naprzeciw swojej śmierci, drżąc w Getsemane jedynie o to, że gdy weźmiesz na siebie grzech świata, będziesz musiał wypić kielich gniewu Ojca. Patrząc na Ciebie uspokajam się w obliczu mojej śmierci fizycznej. Usynowiony dzięki Twojej ofierze, wiem, że tak jak Ty, idę do Ojca. Amen.