Chcę dziś przywołać bardzo interesujący incydent z 2 września 1987 roku. Przed sądem w Moskwie stanął młody Niemiec, Mathias Rust, który dopuścił się czynu absolutnie niezwykłego. Trzy miesiące wcześniej ten dziewiętnastoletni pilot wypożyczył Cessnę 172 i poleciał nią spod Hamburga, robiąc przerwę w Helsinkach, aby w dniu święta radzieckich wojsk ochrony pogranicza wylądować w samym sercu Moskwy, tuż obok Placu Czerwonego.
Cała rzecz w tym, że ten przelot i lądowanie Niemca w Moskwie w ogóle nie były zgłoszone, a tym bardziej uzgodnione z obroną powietrzną ZSRR. Gdy Rust znalazł się w przestrzeni powietrznej Związku Radzieckiego, został wprawdzie zauważony i przechwycony przez myśliwce wojskowe, ale nastąpił tam taki paraliż decyzyjny, że nim się obejrzeli, doleciał aż do najważniejszego dla nich miejsca!
Wyczyn niemieckiego młodzieńca odbił się szerokim echem w świecie i w oczywisty sposób ośmieszył sprawność radzieckiej obrony powietrznej. Minister obrony, dowódca obrony przeciwlotniczej oraz cała masa niższych rangą oficerów ZSRR, wszyscy zostali zdymisjonowani za to, że dopuścili się zaniedbania swoich obowiązków i nie zatrzymali obcego samolotu nad terytorium Związku Radzieckiego, pozwalając mu dolecieć aż do samej stolicy.
Mathias Rust po wylądowaniu został aresztowany i pod zarzutem chuligaństwa, złamania prawa lotniczego oraz nielegalnego przekroczenia granicy ZSRR skazany na cztery lata w obozie pracy. Po odsiadce 432 dni, zwolniony warunkowo, powrócił do Niemiec.
Przywołuję dziś to wydarzenie, ponieważ bardzo zaintrygował mnie pomysł tego młodzieńca, by na dzień swego szalonego wyczynu wybrać święto wojsk ochrony pogranicza. Najnormalniej w świecie przyszło mu do głowy, że tego dnia obrona powietrzna ZSRR będzie po prostu mniej czujna. I miał rację!
To zdarzenie w bardzo celny sposób może zilustrować dość powszechny błąd, który przytrafia się chrześcijanom. Jak wiadomo, ze względu na zagrożenie pokusami, Pismo Święte wzywa nas do zachowania stałej czujności duchowej. Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie [Mk 14,38]. Ta czujność obowiązuje nas również i dlatego, że nieznany nam jest termin powrotu Jezusa Chrystusa. Ponieważ przyjdzie On, jak złodziej w nocy, stale powinniśmy czuwać: To, co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie! [Mk 13,37].
W praktyce sprowadza się to do tego, że dopóki jesteśmy w drodze, nie ma takiej pory ani takich warunków, w których moglibyśmy zaniechać czujności duchowej ani nawet obniżyć jej poziom. Także wówczas, gdy triumfujemy w wierze, gdy czujemy się mocni, ani na chwilę nie wolno nam zignorować zagrożenia. A tak, kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł [1Ko 10,12]. To chyba dla wszystkich ludzi wierzących jest oczywiste.
A jednak bywa, że nabieramy czasem zbytniej pewności siebie. Stajemy się podobni do radzieckich sił powietrznych w święto wojsk ochrony pogranicza. O niektórych sferach naszego życia zaczynamy myśleć, że są już tak bardzo bezpieczne, jak Rosjanie myśleli wówczas o Placu Czerwonym. Któż mógłby nam w takim miejscu zagrozić? W czym, jak w czym, ale w tych dniach i w tej sferze to na pewno jesteśmy nie do pokonania!
I w tym właśnie kryje się słabość zbytniej pewności siebie. Słowo Boże naucza, że nie ma mocnych! Tylko Jezus Chrystus, pomimo tego, że był w ciele, grzechu nie popełnił i w niczym nie dał się podejść diabłu. Wszyscy inni zgrzeszyli. Jak owce zbłądziliśmy! Im bardziej czujemy się mocni, tym mniej jesteśmy czujni. Domyślił się tego niemiecki młodzieniaszek. Czyż miałby nie wpaść na to chytry wąż?
Niemiecka Cessna i jej rozbawiony, dziewiętnastoletni pilot na Placu Czerwonym - to dla mnie dzisiaj ważny sygnał ostrzegawczy. Pycha, pieniądze, kobiety i tak dalej – to znane kierunki, skąd wciąż nadciąga zagrożenie, którego nigdy nie wolno mi lekceważyć. Zbytnia pewność siebie prowokuje przeciwnika i go uaktywnia. Pokorna czujność go zniechęca.
|