Tak mnie nauczono i nie mogę inaczej |
Autor: Biernacki Marian | |||
piątek, 18 sierpnia 2017 11:37 | |||
Gdy zastanawiałem się nad zagadnieniem, które chcę w tym tekście poruszyć, wciąż na nowo nasuwała mi się myśl o Rekabitach opisanych w 35 rozdziale Księgi Jeremiasza. Swego czasu, gdy przebywali w Jerozolimie, zostali oni zaproszeni do świątyni i poczęstowani winem. Nie pijemy wina - odpowiedzieli - Jehonadab, syn Rekaba, nasz ojciec, zakazał nam tego. Nie pijcie wina - powiedział - ani wy, ani wasi synowie, na wieki! (...) I my posłuchaliśmy głosu Jehonadaba, syna Rekaba, naszego ojca. Przestrzegamy wszystkiego, co nam przykazał. Nie pijemy wina po wszystkie nasze dni, ani my, ani nasze żony, ani nasi synowie, ani nasze córki. Nie budujemy też sobie domów na mieszkanie, nie mamy winnic, pól ani ziarna. I mieszkamy w namiotach. Jesteśmy posłuszni. Czynimy dokładnie to, co nam przykazał nasz ojciec Jehonadab [Jr 35,6-10].
Postawione przed Rekabitami wino było nakazanym przez Boga sprawdzianem ich posłuszeństwa. Chociaż znaleźli się w niecodziennych dla nich okolicznościach, a osobisty udział proroka Jeremiasza oraz otoczenie świątyni ułatwiały porzucenie przestarzałych nakazów ojcowskich i otworzenie się na "nowe rzeczy", to jednak przeszli tę próbę bez zarzutu. Bóg mógł posłużyć się ich posłuszeństwem jako przykładem dla całego Izraela. Usłuchano słów Jehonadaba, syna Rekaba, który przykazał swoim synom, aby nie pili wina. I nie piją - aż po dzień dzisiejszy, gdyż posłuchali przykazań swojego ojca! A Ja przemawiałem do was nieustannie i nie posłuchaliście Mnie! Wciąż posyłałem do was wszystkie moje sługi, proroków. Wzywałem: Zawróćcie, każdy ze swojej złej drogi! Poprawcie swoje czyny! Nie chodźcie za obcymi bogami, aby im służyć! Czyńcie wszystko, by mieszkać w tej ziemi, którą dałem wam i waszym ojcom! Lecz wy byliście na to głusi. Nie posłuchaliście Mnie! Tak! Synowie Jehonadaba, syna Rekaba, zachowują przykazania swojego ojca, lecz ten lud Mnie nie posłuchał [Jr 35,14,16]. Spodobała się Bogu postawa Rekabitów. Ponieważ posłuchaliście przykazania swojego ojca Jehonadaba, przestrzegaliście wszystkich jego nakazów i postępowaliście we wszystkim zgodnie z tym, co wam przykazał, dlatego tak mówi PAN Zastępów, Bóg Izraela: Nie zabraknie Jehonadabowi, synowi Rekaba, mężczyzny, który by Mi służył - po wszystkie dni [Jr 35,18-19]. Warto było przez lata płacić cenę pomówienia o zacofanie i trudności z dostosowaniem do zmieniających się czasów. Warto było narazić się testującemu ich prorokowi Bożemu. Ich wytrwałość w posłuszeństwie i utrzymywanie się na obranym kursie zostały docenione i pochwalone przez samego Boga. Ostatnio coraz bardziej wyczuwam presję oczekiwania, bym zaczął robić rzeczy, przed którymi od lat się wzbraniam. Słyszę namowę do zmiany stanowiska, przy którym trwam od początku mojego posługiwania w kościele. Czuję się niczym Rekabici, przed którymi sam prorok Boży w świątyni stawia wino do wypicia. W czym rzecz? Otóż od pierwszych lat wiary i służby było to dla mnie ważne, ażeby trwać w nauce apostolskiej. Moi ojcowie w wierze przekazali mi poczucie odpowiedzialności za utrzymanie w zborze zdrowej nauki. Dzięki temu, gdy przez zbory przewalały się kolejne fale nowych i dziwnych nauk, gdy niektórzy bracia uganiali się za przeżyciami typu "Toronto blessing", "Pensacola" i głosili "ewangelię sukcesu" czy ostatnio, na przykład, tzw. "ewangelię Królestwa", mnie to nie fascynowało, ani nie porywało. Izolowano mnie więc, pomijano, lekceważono, przypinano mi rozmaite łatki z tego powodu, do czego jestem już nawet przyzwyczajony. Miałem i mam świadomość, że trzymanie się wyraźnie zakreślonych granic ma swoją cenę. Bez narzekania ją płacę. Oby tylko pozwolono mi nadal być sobą i trzymać się tego, czego mnie nauczono. Obym do końca wytrwał przy apostolskim pojmowaniu ewangelii Chrystusowej. Jako początkujący sługa Słowa Bożego zostałem tak uformowany, ażeby nie uganiać się za teologicznymi nowinkami ani za osobistym urokiem proroków i błyskotliwych kaznodziejów. Nie szukam popularności ani ludzkiego poklasku. Od samego początku brzmią mi w uszach i wewnętrznie wiążą słowa apostolskiego zobowiązania: Zobowiązuję cię zatem wobec Boga oraz Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, w obliczu Jego przyjścia i na Jego Królestwo: Głoś Słowo! Bądź gotowy w porę i nie w porę, aby poprawić, upomnieć, zachęcić – z całą cierpliwością, umiejętnie. Gdyż przyjdzie czas, że przestaną tolerować zdrową naukę, a skłonni do słuchania tego, co odpowiada ich upodobaniom, otoczą się nauczycielami przyklaskującymi ich własnym żądzom. Czyniąc to, odwrócą się od słuchania prawdy i zwrócą ku baśniom. Ty jednak zachowaj trzeźwość we wszystkim, znoś niedole, wykonuj pracę ewangelisty, rzetelnie pełnij swoją służbę [2Tm 4,1-5]. Trwanie na tym stanowisku staje się dzisiaj o tyle trudniejsze, że coraz więcej współczesnych "Jeremiaszów" stawia przed ludem Bożym "wino" zmodyfikowanej ewangelii. Zachęta do złagodzenia poglądów na rozmaite kwestie staje się na tyle sugestywna i poparta autorytetem popularnych liderów chrześcijańskich, że opieranie się jej zaczyna wyglądać jak sprzeciw i łatwo może być posądzone o brak podporządkowania się przywódcom. Znaki i cuda, zapowiedź wielkiego przebudzenia, szczera pobożność wielu prostolinijnych chrześcijan, manifestowanie jedności różniących się dotąd środowisk chrześcijańskich - obserwowanie tego wszystkiego sprawia, że drży mi serce. Nie chciałbym przegapić prawdziwego nawiedzenia Bożego, ale nadal chciałbym trzymać się z daleka od liberalnej ewangelii i zwodniczych nauk. Swoim nieugiętym podejściem do sprawy nie chciałbym towarzyszących mi Braci i Sióstr - nie daj Boże - pozbawiać dostępu do tego, co Bóg czyni w Polsce, ale koniecznie chciałbym ich chronić przed tym, co - mimo swej atrakcyjności - nie jest z Ducha Świętego. Przyznaję, że się zmagam, że nieraz biję się z myślami, bo sytuacja robi się coraz trudniejsza. Liberalizacja poglądów i zeświecczenie środowisk ewangelicznych staje się trudne do zaakceptowania. Miłując lud Boży bardzo cierpię, że nie z każdym, kto wyznaje wiarę w Pana Jezusa Chrystusa, mogę zasiąść do stołu. Nie ze wszystkimi mogę podjąć współpracę. Jeśli ktoś przychodzi do was, a nie przynosi właściwej nauki, tego nie przyjmujcie do domu ani nie nawiązujcie z nim bliższych stosunków [2J 1,10]. Trzymanie się tej instrukcji apostolskiej nie przychodzi mi łatwo. Gdybym jednak spasował, gdybym odstąpił od przyjętych ideałów nauki apostolskiej, gdybym zlekceważył wskazówki odebrane od moich ojców w wierze - to bym się skończył, to utraciłbym prawo nazywania się sługą Słowa Bożego. Pozostanę więc na obranym stanowisku. Tak mnie nauczono, tak nauczyłem się Chrystusa i nie mogę inaczej.
|