Gdy słuchamy dobrego kazania, to dość często przychodzą nam na myśl osoby, które naszym zdaniem powinny tego posłuchać. Rodzicie tak myślą o dzieciach, starsi o młodzieży, żona o mężu itd. Pan Jezus jednak sam wie, do kogo chce przemówić i czasem okazuje się to bardzo zaskakujące. Zwraca się do kogoś, o kim my byśmy w danych okolicznościach nawet nie pomyśleli.
A z jakim nastawieniem zaczynasz czytać to rozważanie w niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego? Czego się spodziewasz? Że będzie jakaś nauka o Zmartwychwstaniu. Ale dla kogo? Czy spodziewasz się, że Słowo Boże będzie osobiście do Ciebie?
A zaraz potem udał się do miasta, zwanego Nain, i szli z nim uczniowie jego i mnóstwo ludu. A gdy się przybliżał do bramy miasta, oto wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową, a wiele ludzi z tego miasta było z nią. A gdy ją Pan zobaczył, użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz. I podszedłszy, dotknął się noszy, a ci, którzy je nieśli, stanęli. I rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań. I podniósł się zmarły, i zaczął mówić. I oddał go jego matce. Wtedy lęk ogarnął wszystkich, i wielbili Boga, mówiąc: Prorok wielki powstał wśród nas i Bóg nawiedził lud swój. I rozeszła się o nim ta wieść po całej Judei i po całej okolicznej krainie [Łk 7,11-17].
Nain to miasteczko W Galilei leżące w odległości kilkunastu kilometrów od Nazaretu i ok. 50 km od Kafarnaum. Nie wiemy jak liczne było w czasach Jezusa. Obecnie zamieszkiwane przez Arabów, liczy niecałe dwa tysiące mieszkańców. Gdy pewnego dnia Jezus z uczniami do Nain docierał, natknął się na kondukt żałobny wychodzący w stronę cmentarza. Wdowa odprowadzała na cmentarz ciało jedynego syna. Męża już pochowała, a teraz odszedł jej syn, ostatnia deska ratunku dla izraelskiej kobiety w tamtych czasach. Owszem, towarzyszyli jej ludzie z miasteczka, ale czym praktycznie jest obecność ludzi na pogrzebie?
W chwili zrównania się konduktu z Jezusem i jego uczniami, Pan przemówił i nastąpił zaskakujący zwrot w wydarzeniach owego dnia. Normalnie mówi się do żywych. Spodziewać by się można było, że Jezus powie coś budującego tej wdowie. Normalną rzeczą byłoby także, gdyby przemówił do towarzyszących jej ludzi i zaapelował o pomoc dla niej. Lecz Jezus zwrócił się do martwego chłopaka: Tobie mówię: Wstań!
W całym tym żałobnym pochodzie niesiony młodzieniec był najbardziej dotknięty i pokonany przez śmierć. Pan Jezus zazwyczaj wybiera najtrudniejsze, wręcz beznadziejne przypadki. Właśnie jemu powiedział – wstań, bo nieboszczyk sam na pewno by się nie podniósł! Wiadomo, że Jezus okazywał współczucie wdowie z Nain. Ten chłopak był jej jedynym oparciem. Odchowała go, być może z wielkim trudem i liczyła na niego. Nie każdemu zmarłemu Jezus mówił – wstań. Właśnie temu chłopcu powiedział wstań – bo jeszcze był bardzo potrzebny. I trzecia myśl. Syn Boży w tej historii nie był przygodnym wędrowcem ani intruzem. On zawsze jest Panem, ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane [Kol 1,16-17]. Właśnie martwemu synowi wdowy powiedział - wstań, bo tak chciał, bo taka była Jego wola dla niego. Mocą Słowa martwy syn wdowy z Nain ożył! I podniósł się zmarły, i zaczął mówić!
Na podstawie tego fragmentu ewangelii mam dziś słowo do osób czujących się niezdatnych do czegokolwiek. W dobie programów typu: „Mam talent” – możemy poczuć się beznadziejnie. Może dodatkowo jeszcze splot ostatnich wydarzeń wyzerował w nas poczucie jakiejkolwiek przydatności, tak że nie radzimy sobie w życiu z żadną sprawą. Znasz tego rodzaju stan ducha? Jesteś najtrudniejszym przypadkiem w swojej rodzinie? Czujesz się najsłabszym ogniwem w zborze? Przegrałeś w walce z grzechem? Tobie mówię: Wstań!
Mam też słowo do tych, którzy zawodzą pokładane w nich nadzieje. Każdy z nas ma jakieś zadania życiowe i krąg osób, które jakoś na nas liczą. Każdy też jest odpowiedzialny za swoje życie przed Bogiem. Jak się z tego wywiązujemy? Gdy zawiedliśmy, gdy nam nie wyszło, gdy ponieśliśmy fiasko – wydaje się, że jedyne co nam zostało – to się poddać. O nie! Aby już dłużej nie zasmucać Pana Jezusa, tobie mówię: Wstań! Aby nikogo już więcej nie zgorszyć, tobie mówię: Wstań! Twoi bliscy liczą na ciebie. Masz dla kogo wstawać, więc tobie mówię: Wstań!
Mam dziś słowo do tych, którym wyczerpały się ich możliwości i nie znajdują już w sobie żadnej motywacji. Pozwólcie na małe przypomnienie: Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy; przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy. Na to bowiem Chrystus umarł i ożył, aby i nad umarłymi i nad żywymi panować [Rz 14,7-9]. Nieważne, że my czujemy się skończeni. Ważne, czego chce Pan! Aby więc czym prędzej zrobić, jak chce Pan, tobie mówię: Wstań!
Ta sama moc, która Jezusa wzbudziła z martwych, ta sama moc, która ożywiła syna wdowy z Nain - ta sama moc podniesie i ciebie. Właśnie tobie dziś mówię: Wstań!
|