Uczeń Chrystusa czy zakładnik religii? Drukuj Email
Autor: Zdzisław Józefowicz   
wtorek, 18 maja 2010 00:00

A gdy Jezus wszedł w sabat do domu jednego z przedniejszych faryzeuszów, aby spożyć posiłek, oni go podpatrywali. (Łk 14,1-6)

Powszechnie mówi się, że chrześcijaństwo jest religią. Biorąc pod uwagę definicję zaczerpniętą ze Słownika Webstera ("religia to poświęcenie, wierność, sumienność, świadomość bądź przeświadczenie o istnieniu najwyższej istoty, która wzbudza szacunek, miłość, wdzięczność, wolę posłuszeństwa i służenia"), rzeczywiście tak to można określić, ale chrześcijaństwo jest też z pewnością czymś więcej niż religią. Religia to wyciąganie ręki do Boga, a chrześcijaństwo to Bóg, który wyciąga rękę do człowieka.

Czym zatem w rzeczywistości jest chrześcijaństwo? Spróbuję szerzej odpowiedzieć na to pytanie na podstawie 14. rozdziału Ewangelii wg Łukasza.

Zacznijmy od zastanowienia się nad tym, czy chrześcijaństwo jest sprawą prywatną czy też publiczną? Zdarza się nieraz, gdy rozmawiając z kimś zachęcam go do służenia Bogu, że słyszę odpowiedź: "Wiara w Boga jest moją prywatną sprawą". Skąd zatem zdenerwowanie rodzin zmarłych w sytuacji, gdy Kościół odmawia posługi pogrzebowej, skoro podzielają pogląd, że wiara to sprawa najzupełniej prywatna?

Z pewnością prywatną sprawą jest osobiste doświadczenie zbawienia. Nikt nie może otrzymać zbawienia w naszym imieniu, musimy podjąć tę decyzję osobiście. Nikodem osobiście przyszedł do Jezusa, bo wiedział, że tylko w ten sposób może zostać rozwiązany problem, który go nurtował. Nowe narodzenie jest przeżyciem osobistym i początkiem chrześcijańskiego życia. Ale też w tym momencie zasadniczo kończy się "prywatność", intymność naszego chrześcijaństwa. Dalsza droga za Jezusem ma charakter zdecydowanie publiczny.

"A gdy Jezus wszedł w sabat do domu jednego z przedniejszych faryzeuszów, aby spożyć posiłek, oni go podpatrywali". Tak oto pojawia się pierwsze zagadnienie dotyczące mojego chrześcijańskiego życia.

Jesteś obserwowany
Wyjątkowość nauczania i postępowania Pana Jezusa sprawiała, że ludzie śledzili Go, by sprawdzić czy mówi prawdę, jak się zachowuje, jaki jest w domu, a jaki w kontaktach z ludźmi. Dwaj Jego uczniowie też chcieli zobaczyć jaki jest w domu, chcieli Go podejrzeć: "(...) dwaj uczniowie, usłyszawszy jego słowa, poszli za Jezusem. A gdy Jezus się odwrócił i ujrzał, że idą za nim, rzekł do nich: Czego szukacie? A oni odpowiedzieli mu: Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu) gdzie mieszkasz? Rzekł im: Pójdźcie a zobaczycie! Poszli więc i zobaczyli (...)" (J 1,37-39). Jezusa podpatrywano, bo burzył misternie utkany sposób myślenia, religijnego zachowania. Naruszał np. świętość sabatu poprzez uzdrawianie chorych, i to właśnie głównie powodowało, że był śledzony - zastanawiano się czy po raz kolejny złamie religijne zasady.

Z pewnością chrześcijaństwo nie jest jedynie sprawą prywatną. Cesarz Dioklecjan wydał dekret zawierający takie stwierdzenie: "Każdy kto chce, może być chrześcijaninem. Nie wolno natomiast, pod karą śmierci, urządzać chrześcijańskich zebrań". Każdy zatem mógł być chrześcijaninem tak długo, dopóki traktował to jako sprawę prywatną. I część wierzących uznała, że w domu też można być chrześcijaninem, ale Kościół uznał ich za odstępców.

Bycie chrześcijaninem jest sprawą publiczną i obliguje do szukania społeczności z ludźmi, którzy tak jak ja, wyznają Chrystusa. Jeśli nie mamy pragnienia przebywania z innymi wierzącymi, jeśli nie ciągnie nas do innych chrześcijan, świadczy to o naszej duchowej niedojrzałości. Przecież mimo, iż wielu nie podobało się to, że Jezus uzdrawia w sabat, On szedł do synagogi i czynił to. Jezus chciał być z ludźmi.

Twoje wyznanie
Kolejnym aspektem dowodzącym publicznego charakteru naszej wiary jest osobiste wyznanie: kim jestem, kim jest dla mnie Jezus. Życie każdego z nas poddane jest nieustannemu podpatrywaniu i ocenie - czy tego chcemy, czy nie. Świadectwo naszego życia staje się zachętą dla innych do konfrontowania teorii z praktyką. Takiej szczegółowej obserwacji poddawany jest zwłaszcza kaznodzieja. Świadomość tego zobowiązuje, nie znaczy jednak, że paraliżuje. Bo nie postępujemy i nie mówimy pod pręgierzem wyznawanej wiary, ale z powodu miłości do Jezusa. Nasz styl życia nie jest skutkiem rygorystycznego stosowania się do wymogów religii czy kościoła, ale wypływa z posłuszeństwa Słowu Bożemu, a to oznacza naszą duchową wolność.

Reinhard Bonnke powiedział: "Wyznawajmy swoją słabą wiarę, bo ona ma mocnego Zbawiciela". Posiadamy wysokie kwalifikacje, by wyznawać, rozgłaszać Bożą chwałę. Nie jest to więc amatorszczyzna i nią być nie może.

Zastanawiam się często, ile ludzi żyjących w naszym otoczeniu wie kim jesteśmy, na ilu biurkach w pracy widziano Biblię, jak wielu słyszało nasze świadectwo? Czy chrześcijaństwo to sprawa prywatna? Świat musi się dowiedzieć, że wraz z Chrystusem przyszedł na ziemię ogień zapalony przez Boga w sercach ludzi. Ewangelia, którą głosił Jezus zapierała dech w piersi. Chrześcijaństwo nie jest podwodną dyscypliną, ale publicznym wyznaniem. Taki jest jego charakter i nie można się zgodzić z tymi, którzy twierdzą i postępują inaczej. Boże Słowo w wielu miejscach przypomina: "świętymi bądźcie" - nasze postępowanie winno być podporządkowane Bożej woli.

"Chrześcijanin musi być przejęty tym, że jest chrześcijaninem, albo jest tylko ciepłą religijną kluchą". /Reinhard Bonnke, "Ewangelizacja ogniem"/

Jesteś światłością
Przekonać się, że warto być chrześcijaninem można tylko przez wystawienie własnego życia na "odstrzał". Ukrywanie swego chrześcijaństwa nie ma sensu. Przekonywanie innych o naszej pobożności nie będzie wiarygodne, jeśli nie będzie otwarcie świadczyło o Chrystusie nasze życie.

Jezus zawsze kierował się zasadami, a nie okolicznościami. "On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego" (1P 2,22). To, w jaki sposób postąpić, jaką podjąć decyzję w określonych okolicznościach, rodzi w naszym chrześcijańskim życiu wiele problemów. Przykładowo, sprzedając samochód - czy powiedzieć nabywcy o wszystkich wadach i usterkach, czy lepiej to przemilczeć?

Chrześcijanin to człowiek, który ma być światłością i solą dla tego świata; winien mieć właściwe, Boże spojrzenie na okoliczności - na wszystko co robi i co myśli. Apostoł Paweł zdawał sobie sprawę, że nie jest to łatwe i dlatego dał radę: "Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza. A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe" (Rz 12,1-2).

Nie kieruj się stylem życia preferowanym przez ten świat. Bóg cię wybrał i złożył na tobie odpowiedzialność kierowania się Bożymi, a nie ludzkimi zasadami. Na tym polega życie w bojaźni przed Bogiem - bojaźni, która nie ma nic wspólnego z lękiem przed potępieniem, wieczną karą. To nasze posłuszeństwo wynikające z okazanej nam miłości. Bojaźń przed Bogiem oznacza nienaganne, poprawne, etyczne życie chrześcijańskie, czyli uwzględnianie wszystkich wymagań Boga względem nas. Tak więc zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji i okolicznościach powinieneś liczyć się z Bogiem.

Życie zakamuflowane, pozbawione jawności wymaga niezwykłej pamięci, stresuje, obciąża; musisz ciągle pamiętać, gdzie jak postąpiłeś, by nie powiedziano o tobie "obłudnik". Przytrafiło się to nawet apostołom: "A gdy przyszedł Kefas do Antiochii, przeciwstawiłem mu się otwarcie, bo też okazał się winnym. Zanim bowiem przyszli niektórzy od Jakuba, jadał razem z poganami; a gdy przyszli, usunął się i odłączył z obawy przed tymi, którzy byli obrzezani. A wraz z nim obłudnie postąpili również pozostali Żydzi, tak że i Barnaba dał się wciągnąć w ich obłudę. Ale gdy spostrzegłem, że nie postępują zgodnie z prawdą ewangelii, powiedziałem do Kefasa wobec wszystkich: Jeśli ty, będąc Żydem, po pogańsku żyjesz, a nie po żydowsku, czemuż zmuszasz pogan żyć po żydowsku?" (Ga 2,11-14). I choć ludzie poddają nasze życie weryfikacji, to nie jest ono na pokaz, lecz jest życiem dla Boga.

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy chrześcijanie wydali tak złe świadectwo, iż wiele osób, z ludzkiego punktu widzenia, na zawsze zostało straconych dla ewangelii i odwróciło się od Boga. Bycie chrześcijaninem ma dodawać smaku życiu, które wielu uważa za bezsensowne, nic nie warte. Ludzie często myślą, że chrześcijaństwo okrada życie z jego uroków. Jest to oczywiście diabelskie kłamstwo, ale niestety często sami dostarczamy argumentów.

Chrześcijanin winien być chrześcijaninem w zakładzie pracy, w szkole, w klinice, w kuchni, w czasie gry i zabawy, tak samo jak w kościele. Jezus nie powiedział: "Wy jesteście światłością kościoła", lecz "świata". Nie można być chrześcijaninem w konspiracji, bo albo konspiracja unicestwi uczniostwo, albo uczniostwo unicestwi konspirację.

"Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie" (J 13,35). Jeśli świadectwo naszego życia nie będzie solą i światłością, to będzie gorsze niż życie poganina. Musi istnieć przełożenie między naszym teoretycznym a praktycznym życiem. Tak jak w rowerze przełożeniem między pedałami a tylnym kołem jest łańcuch, tak w praktycznym życiu chrześcijańskim - dobre uczynki: "Prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby, ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia" (1P 2,12).

Każdą pracę można wykonać przynajmniej w dwojaki sposób: skrupulatnie, od "a" do "z", i nie posunąć się ani kroku dalej, lub wykonać ją dobrze i chętnie, z uśmiechem, uprzejmością, przekonaniem, wykonać ją nawet lepiej niż można by było oczekiwać. Na tym polega praktyczne świadectwo naszej wiary. Ale nie tylko o czyny chodzi. Słowo chrześcijanina ma być dla ludzi najlepszą gwarancją. Chrześcijańska mowa to TAK lub NIE, i nic ponadto.

Taka postawa jest bardzo cenna. Za duchowy kręgosłup, który nie jest z gumy, za brak kompromisu z grzechem, często trzeba zapłacić cenę. Jan Chrzciciel nigdy nie musiał się wstydzić swego świadectwa - odważne i bezkompromisowe stało się przyczyną osobistego dramatu. Mógł przecież dalej żyć, wystarczyło zostawić Heroda w spokoju, w tak zwanym "świętym spokoju". Dokonał jednak trudnego wyboru i dlatego stracił życie.

Twoja decyzja
Chrześcijanie często zapominają o tym, że są obserwowani nie tylko przez ludzi ze swego otoczenia, widzi ich także całe niebo. Kiedy nadejdzie dzień obrachunku, z pewnością będą się tłumaczyć, przedstawiać swoje argumenty. Nie wystarczy wówczas znajomość Jezusa, bycie świadkiem Jego cudownego działania, podziw dla ludzi, którzy Mu służyli: "Wówczas zaczniecie mówić: Jadaliśmy i pijaliśmy przed tobą, i na ulicach naszych nauczałeś; a on powie wam: Nie wiem, skąd jesteście, odstąpcie ode mnie wszyscy, którzy czynicie nieprawość. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba i wszystkich proroków w Królestwie Bożym, siebie samych zaś precz wyrzuconych" (Łk 13,26-28).

Nie tracimy na tym, że jesteśmy obserwowani. Stracą ci, którzy nie będą z Jezusem, którzy zostaną z boku. Faryzeusze byli bardzo pobożni na zewnątrz, ich wnętrza natomiast to była ruina. Zdawali sobie sprawę, że patrzą na nich ludzie, lecz zapomnieli o żywym Bogu, który na nich patrzy i widzi ich serca. Możesz być w kościele, możesz się zachowywać jak człowiek pobożny, lecz twoje wnętrze może pozostawać nie zmienione.

Znajdujesz się pod obserwacją. Możesz zasiąść w Królestwie Bożym lub zostać z niego wyrzuconym. Musisz zdecydować, jakie ma być twoje chrześcijaństwo: być uczniem Chrystusa czy żyć w religijnej pułapce zniewolenia.

Za zgodą wydawnictwa „Chrześcijanin”