" Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga" [Ps 53,2].
25 maja 2007 roku na polskim rynku księgarskim pojawiła się książka Richarda Dawkinsa pt. „Bóg urojony”. Wydana jesienią ubiegłego roku w USA i Wielkiej Brytanii szybko zyskała popularność i sprzedała się już ponoć w milionie egzemplarzy. Autor, uznawany w świecie za jednego z czołowych intelektualistów, gorący zwolennik teorii ewolucji, postawił sobie za cel przekonać czytelnika, że Boga nie ma.
Pomysł wcale nie oryginalny i w żaden sposób nie zagrażający prawdziwej wierze w Jezusa Chrystusa. Profesor Dawkins nie jest pierwszym i nie ostatnim, którzy chcieliby, aby Boga nie było. Takie postulaty zgłaszali już ludzie minionych epok. Dzisiaj nie ma po tych ludziach i ich wywodach większego śladu. Teraz kolejny profesor stara się przekonać społeczeństwo, że nie ma kogoś, kogo już dawniej rzekomo nie było, ba - ponoć nigdy go w ogóle nie było... Nawiasem mówiąc, to dość osobliwa aktywność intelektualna, przekonywać ludzi o nieistnieniu kogoś, o kim jest [i powinno być od dawna] oczywiste, że go nie ma.
Co do meritum sprawy, poważnym nieporozumieniem jest to, że książka niejako narzuca patrzenie na Boga przez pryzmat religii. Zgadzam się, że potęga instytucji religijnej nie dowodzi jej słuszności. Prawda nie jest przecież domeną większości. Bóg, jakim przedstawiają go wiekowe systemy religijne a także pełne sztuczek psychomanipulacyjnych niektóre nowoczesne kościoły ewangelikalne i charyzmatyczne, musi budzić wątpliwości serca i umysłu. Przebiegła polityka, intrygi, żądza władzy, krew, gra na uczuciach i wyzysk prostych ludzi – to nie ma nic wspólnego z prawdziwą wiarą w Boga. Jednak pan Dawkins tego nie potrafi, albo nie chce rozróżnić. Poniekąd słusznie nazywając religię korzeniem wszelkiego zła – bluźni przy tym samemu Bogu, który nigdy nie stał i nie stoi za żadnym systemem religijnym.
Nie to jednak zadziwia mnie najbardziej w tej sprawie. Naprawdę zastanawiające jest to, skąd taka popularność książki antychrześcijańskiej w bardzo przecież religijnym społeczeństwie amerykańskim czy brytyjskim?
Obawiam się, że wielu współczesnych chrześcijan wolałoby, żeby Boga nie było. Od dawna nie miłują Go i nie pielęgnują z Nim społeczności. Nie tylko przestali dbać o posłuszeństwo Bogu, ale już nawet w ogóle nie czytają Biblii. W tej sytuacji wspomnienie o istnieniu Boga jest dla nich jak jakiś zły sen. Jeżeli Bóg istnieje, to przecież trzeba będzie przed Nim stanąć i zdać sprawę ze swojego życia, rozliczyć się z każdego czynu i słowa. Poczuliby się znacznie lepiej, gdyby okazało się, że Go nie ma! Może więc właśnie dlatego tak wielu ludzi wita z zaciekawieniem kolejną książkę, która zdaje się im zapowiadać uwolnienie od wyrzutów sumienia, jakie ich gnębią z powodu odstępstwa od Boga.
Myślę, że ateiści i różnej maści agnostycy dlatego tak ekscytują się swoimi przemyśleniami i brakiem naukowych dowodów na istnienie Boga, bo nie rozumieją i nie biorą pod uwagę istoty wiary w Jezusa Chrystusa. Jest to jakby poza ich wiedzą, że prawdziwy chrześcijanin nie potrzebował dowodów naukowych na istnienie Boga, gdy nawracał się do Niego rozpoczynając nowe życie i że nadal ich nie potrzebuje. Owszem, popularyzacja myślenia prof. Dawkinsa może mieć duże znaczenie dla dalszego funkcjonowania tego, czy innego systemu religijnego, natomiast dla nas nie ma żadnego większego znaczenia to, że przeczytamy o braku takich dowodów. Notabene równie dobrze możemy poczytać sobie książkę innego naukowca, który udowadnia istnienie Boga, a ta z kolei wcale nie umocni naszej więzi z Bogiem. Podstawową rolę pełni tu bowiem wiara.
Poznanie Boga następuje nie poprzez wysiłek intelektualny człowieka, lecz na drodze objawienia, przez wiarę. Mało tego, ta wiara nie jest z nas. Jest darem Bożym, którym Bóg w swojej niepojętej łasce obdarza niektórych, " albowiem wiara nie jest rzeczą wszystkich" [2Ts 3,2].
Człowiek w swojej mądrości nie poznał i nie może poznać Boga. " Napisano bowiem: Wniwecz obrócę mądrość mądrych, a roztropność roztropnych odrzucę. Gdzie jest mądry? Gdzie uczony? Gdzie badacz wieku tego? Czyż Bóg nie obrócił w głupstwo mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie […] Bo głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie" [1Ko 1,19-25].
Tak zwane dowody naukowe nie mają w tej materii żadnego poważniejszego znaczenia. Choćby i nawet ktoś naukowo udowodnił istnienie Boga, to i tak, niezależnie od tych dowodów, człowiek – jeśli chce być zbawiony – musi uwierzyć w Boga. " Kto bowiem przystępuje do Boga musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają" [Hbr 11,6]. Pan powiedział Tomaszowi: " Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli" [Jn 20,29].
Tak więc twierdzenie o Bogu, że jest On tylko urojony – to raczej urojony postulat niż prawda o Bogu. Taki pomysł jest mile widziany przez ignorantów i odstępców, jako tymczasowa pociecha i środek na odpędzenie czarnych myśli, co będzie z nimi, gdy przyjdzie dzień sądu Bożego.
Bardzo wymownie i mimowolnie dość profetycznie skomentowali tę książkę Penn & Teller [znany duet amerykańskich showmanów] – " […] Jeśli Bóg urojony nie zmieni świata, to mamy przechlapane". Pożyjemy, zobaczymy.
Lipiec 2007
|