Więcej niż pieśń |
Autor: Henryk Hukisz | |||
poniedziałek, 09 listopada 2015 22:32 | |||
Wierzę, iż każdy chrześcijanin ma swoje ulubione pieśni, lub nawet tylko jedną, którą najchętniej śpiewa szczególnie w czasie burzy, niekoniecznie atmosferycznej. Jak już nieraz dzieliłem się na tym blogu, moim ulubionym stylem jest Southern Gospel, lecz mam też kilka tzw. „worshipów”, które chętnie nucę, szczególnie, gdy jestem sam, a to z racji braku zdolności śpiewaczych. Do tej grupy należy pieśń, która zawsze porusza mnie wewnętrznie, tak, że nawet oczy się nieraz zaszklą z tego poruszenia. Jest to pieśń „The heart of worship”, angielskiego lidera muzycznego i piosenkarza, Matt’a Redman’a,
Słowa tej pieśni powstały w wyjątkowej sytuacji. W kościele Soul Survivor w Watford, na północno-zachodnich przedmieściach Londynu, pastor Mike Pilavachi usunął na jakiś czas wszelkie instrumenty muzyczne. Powodem tego dość dramatycznego posunięcia był przerost muzyki nad treścią śpiewanych pieśni podczas uwielbiania Boga. Wówczas Matt, rozmyślając w samotności nad prawdziwym wielbieniem Boga w społeczności kościoła, napisał słowa, które po niedługim czasie stały się hymnem uwielbiania Boga ze szczerego serca.
Dziś, gdy w kościele pod koniec nabożeństwa lider uwielbiania zaintonował słowa „When the music fades”, zrobiło mi się jakoś „mięko” w sercu. Później śpiewaliśmy wspólnie wspaniałe słowa, mówiące o tym, że tak naprawdę Bóg nie żąda od nas pieśni, jako pieśni, lecz zagląda głębiej wewnątrz nas, On patrzy na serce, na to, co Mu przynosimy w naszym uwielbianiu. Prawdziwa chwała, jaką oddajemy Bogu jest o Nim, jest o Jezusie (It’s all about You, it’s all about You, Jesus).
Bóg, Król o nieskończonej wartości, oczekuje na cześć, jaką mogą okazać Mu jedynie ci, którzy przez Niego zostali zrodzeni. To odrodzenie, to nowe stworzenie, jakie jedynie On może uczynić jako akt Swojej wielkiej miłości, stwarza w nas tą wyjątkową zdolność oddawania Bogu czci z czystego serca. Każdy rozumie, iż to nie jest to samo, co wyuczenie się kilku strof piosenki, i zaśpiewanie jej razem z innymi w kościelenej społeczności. To potrafi zrobić każdy, nawe najzagorzalszy grzesznik.
Niestety, muszę powrócić znów do tematu daremnego wielbienia Boga przez tych, ktorzy jedynie śpiewają pieśni, czy nawet piosenki, jak to się teraz nazywa. Uważam, że liderzy, nauczyciele, pastorzy i inni, którzy wprowadzają ludzi nieodrodzonych do zespołów uwiebiania, zwołuja wspólne grupy, które jedynie śpiewają wyuczone treści piosenek, czynią wielką szkodę, zarówno dla Kościoła, jak i dla tych, którzy śpiewają. Zauważyłem, iż często takie „eventy” traktowane są jako zwiastuny duchowego przebudzenia. Lecz jeśli prawdziwe nawrócenie, które może być jedynie efektem pokuty i wyznania grzechów Zbawicielowi, sprowadza się na wspólnego śpiewu piosenek o religijnej treści, to jest to najzwyklejsze zwodzenie ludzi wobec ewangelicznej prawdy o narodzeniu się na nowo.
Tak, to prawda, że jedynie Bóg zna serca tych, którzy śpiewają. Lecz, jeśli widzimy, że te osoby jedynie śpiewają o Bożej miłości, lecz zaraz po śpiewie wracają do swoich religijnych tradycji, które są zaprzeczeniem biblijnej prawdy, to nie sądzę, że ich serca doznały oczyszczającej mocy krwi Baranka Bożego.
Apostoł Paweł, zanim poznał prawdziwego Mesjasza, trwał w tradycji żydowskiej, sądząc o sobie, że jest sprawiedliwy w oczach Boga. Lecz gdy doznał olśnienia prawdziwą światłością, zrozumiał, że musi porzucić to wszystko, co było jedynie obrazem lub cieniem rzeczywistości, jaką jest Chrystus. Nie mógł dłużej pozostawć w tym, co ma jedynie „pozór mądrości w obrzędach wymyślonych przez ludzi, w poniżaniu samego siebie i w umartwianiu ciała, ale nie mają żadnej wartości, gdy chodzi o opanowanie zmysłów” (Kol. 2:23).
Dlatego napisał do tych, którzy również uwierzyli w Chrystusa jak on, aby porzucili to wszystko, co dotychczas czynili. Paweł złożył osobiste świadectwo: „Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę, lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa” (Fil. 3:7,8). Od tego momentu, Paweł już nie pokładał nadziei w ofiarach składanych w świątyni, nie obchodził świąt i sabatów, gdyż nie budował własnej sprawiedliwości „opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary” (w. 9).
Przenosząc to na współczesne czasy, uważam, że jeśli ktoś jedynie śpiewa pieśni o łasce i miłości Bożej, a nadal uczestniczy w niebiblijnych obrzędach, które mają zapewnić mu zbawienie przez sakramnety, liturgie i oddawanie czci obrazom i posągom, to tak naprawdę nie ma nic wspólnego z Duchem Świętym. Ponieważ, gdy Pan Jezus zapowiedział nastanie czasu działania Ducha Świętego, to wyraźnie określił to, czego będzie dokonywać Pocieszyciel. Chrystus rzekł: „A On, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu i o sprawiedliwości, i o sądzie” (Jan 16:8). A gdy Duch Święty już kogoś przekna, to naprawdę zostanie przekonany, tak jak to stało się w Efezie. Gdy Paweł zwiastował Słowo Pańskie, „Wielu też z tych, którzy uwierzyli, przychodziło, wyznawało i ujawniało uczynki swoje. A niemało z tych, którzy się oddawali czarnoksięstwu, znosiło księgi i paliło je wobec wszystki ch; i zliczyli ich wartość i ustalili, że wynosiła pięćdziesiąt tysięcy srebrnych drachm” (Dz.Ap. 19:18,19). Nikt się nawet nie zastanawiał nad akwarystyczną wartościa tych ksiąg, gdyż skoro przyjęli Pana Jezusa, który stał się ich prawdziwą swiatłością,nie chcieli mieć do czynienia z niczym innym, i księgi spalili, aby już do nich nie wracać.
Efekt był taki, że „potężnie rosło, umacniało się i rozpowszechniało Słowo Pańskie” (w. 20). Dziś, co najwyżej, rośnie liczba uczestników nabożeństw, ponieważ, jak niektórzy mówią, że tam tak ładnie śpiewają.
Pamiętajmy, że Panu Bogu nie o pieśni chodzi, lecz o ludzkie serca. A jeśli już doznają odrodzenia, to na pewno będą zdolne do oddawania Bogu prawdziwej czci, nie konieczne w rytm grających instrumnetów.
|