Wpływ bojaźni Bożej na życie wierzącego |
Autor: Łaska i Pokój | |||
sobota, 22 kwietnia 2017 00:00 | |||
Zawsze zastanawiała mnie jedna rzecz: dlaczego my, wierzący, tak lekko podchodzimy do sprawy grzechu w naszym osobistym życiu, że tak naprawę nawet nie próbujemy podejmować z nim walki, nie staramy się wyeliminować go z naszego życia. Można powiedzieć, że grzech zadomawia się w naszym życiu i przestaje nam przeszkadzać. Zgadzamy się na jego obecność ze świadomością, że nic nie możemy z nim zrobić, że jest od nas silniejszy. I zostawiamy sobie furtkę, by móc pozwalać sobie w taki czy inny sposób grzeszyć, mówiąc, że jesteśmy z natury grzesznikami i nie ma mocy, która by to w naszym życiu zmieniła. Nie mówię tu o takich bardzo spektakularnych i widzialnych grzechach, jak alkoholizm, cudzołóstwo, kradzież, morderstwo czy inne tego typu, ale o tych zwykłych codziennych, które niekoniecznie od razu rzucają się w oczy innym wierzącym. Pomyślmy o paru przykładach: Dla wielu wierzących małe kłamstwo jest czymś zwyczajnym, czymś, co mówią bez namysłu, gdy znajdą się w sytuacji jakiegoś zagrożenia czy trudnego doświadczenia. Usprawiedliwiamy wtedy siebie: „Ot, takie małe kłamstwo, nic wielkiego. Przecież kłamstwo w dobrej sprawie nie jest złe. A tak naprawdę w dzisiejszych czasach nie da się żyć bez kłamstwa”. Co jednak w takim razie zrobić z Bożym przykazaniem: „Mówcie prawdę jeden drugiemu” (Ef 4,25). Niewielkie oszukiwanie, niedotrzymywanie obietnic, odpisywanie w szkole, jazda bez biletu, drobne nieuczciwości w interesach, to również rzeczy, które uważamy za drobiazgi i gdy ktoś nas w tej kwestii napomina, możemy uważać, że się czepia, bo przecież tak naprawdę inaczej nie da się żyć. Ale Pan Jezus w Mk 10,19 powiedział: „Nie oszukuj!”. Brak panowania nad językiem i wyrządzanie tym krzywdy innym często usprawiedliwiamy naszym gwałtownym charakterem i uważamy, że w tym zakresie nie mamy nic do zrobienia. Inni muszą się przyzwyczaić. Nie bierzemy pod uwagę, że Biblia napomina nas, abyśmy byli uprzejmi, aby żadne złe słowo nie wychodziło z naszych ust. Uważamy, że tego nie da się zmienić, że to nasz charakter. Ale właśnie apostoł Paweł w Ef 4,29-32 zachęca nas do zmian w naszym myśleniu na ten temat i w postępowaniu. Życzenie komuś źle, mówienie źle o innych, negatywne i krytyczne nastawienie do kogoś i przyglądanie się jego życiu, aby tylko zobaczyć jego potknięcie lub błąd, to grzechy, które usprawiedliwiamy troską o zbór czy o świadectwo. Jednak samo takie nastawienie jest grzechem. Pan Jezus powiedział, że pogardzanie kimś lub poniżanie kogoś w oczach Boga ma taką samą wagę jak morderstwo (Mt 5,22). Wynoszenie się nad innych i postawa mówiąca, że wiem lepiej niż inni, znam odpowiedź na każde pytanie i tak naprawdę nigdy nie dorównacie mojej pobożności, to grzech - pycha, której Bóg bardzo nienawidzi (Prz 6,17). Można by mnożyć przykłady, lecz te są najpopularniejsze i dotkliwe w swoich skutkach. Co nie działa? Co zatem nie działa tak jak powinno w naszym chrześcijańskim życiu, skoro tak łatwo i lekko tolerujemy towarzyszący nam grzech? Po długim rozważaniu wniosek nasuwa się sam: nie traktujemy poważnie świętości Boga. Oczywiście wierzymy głęboko, że gdy narodziliśmy się na nowo z Boga, staliśmy się dziećmi Bożymi, jak to nam obiecuje Ewangelia Jana 1,12: „Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego”. Wierzymy, że Bóg stał się naszym Ojcem, że dostąpiliśmy usynowienia i nabyliśmy prawa dzieci Bożych. Jest to oczywiście wspaniała, kosztowna prawda i powinniśmy trzymać się jej jak kotwicy dla naszej duszy. Problem jest jednak w tym, że zapominamy, że naszym Ojcem jest święty Bóg. Wierzymy, że Ojciec niebieski bardzo nas kocha. Pozwalamy sobie jedna na myślenie, że w związku z tym, iż adoptował nas na swoje dzieci, to jednocześnie zmienił swoje zdanie na temat grzechu. Wyobrażamy Go sobie i traktujemy jak staruszka, który sam nie ma upodobania w grzechu, ale przez palce patrzy na grzech swoich dzieci. Ale tak nie jest. Bóg jest zawsze święty i jako Ojciec jest Ojcem świętym - tak właśnie nazwał Go Pan Jezus. Co to znaczy, że Bóg jest święty? Jest On całkowicie doskonały, całkowicie czysty i oddzielony od grzechu. Grzech nie może się znaleźć w Jego obecności. Nie ma w Nim żadnej ciemności. Co więcej, świętość jest cechą, która przenika wszystkie pozostałe cechy Boga: Jego prawość jest święta, Jego mądrość jest święta i w końcu Jego miłość jest święta i to miłość zarówno do całego stworzenia, jak i ta szczególna, do swoich dzieci. Najlepiej i najpełniej świętość Boga widzimy na krzyżu na Golgocie, gdy na Pana Jezusa, świętego Bożego Syna, został złożony grzech wszystkich ludzi - również mój i twój. Wtedy święty Ojciec odwrócił się od Tego, którego kochał najbardziej - od swojego umiłowanego Syna. To właśnie wtedy Pan Jezus zawołał z krzyża do Boga: „Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił!!”. Dlaczego tak się stało? Bo grzech jest tym, czego Bóg nienawidzi najbardziej, czego w żaden sposób nie może tolerować. Bóg nienawidzi grzechu bardziej niż smutku, choroby, cierpienia, bólu, biedy, wojny, głodu, destrukcji, śmierci, łez, złamanego serca czy piekła. Grzech dla Boga jest tym, czym rak dla matki, której choroba zabiera jej najukochańsze dziecko. On zrobi wszystko, aby odrodzić zgubionego człowieka. Skoro jednak Bóg tak bardzo nienawidzi grzechu, my także powinniśmy mieć takie samo podejście do grzechu w naszym życiu. Powinniśmy podchodzić do niego jako do czegoś odrażającego, a nie usprawiedliwiać go i pobłażać, bo przecież każdy grzech rani i znieważa naszego Boga - świętego Ojca. Gdy przejmiemy się świętością Boga, to zrodzi się w nas bojaźń w stosunku do Boga. Zastanówmy się jednak, co to jest bojaźń Boża? To strach czy obawa, by nie przynieść swojemu Bogu i Ojcu wstydu, by Go nie zranić i nie znieważyć. Gdy w naszym życiu jest taki święty strach, to wpłynie on na nasze postępowanie. Potwierdzają to przykłady biblijne. Dobrze znamy historię Józefa i żony Potyfara. Namawiała ona Józefa, aby stał się jej kochankiem. W sumie nikt z ludzi nie musiał się o tym dowiedzieć. Ale Józef znał Boga i bał się Go, więc odmówił żonie swojego pana, przez co znalazł się niewinnie w więzieniu, gdzie przesiedział kilka lat. Powiedział wtedy tej kobiecie: Jakże miałbym popełnić tak wielką niegodziwość i zgrzeszyć przeciwko Bogu!” (1 M 39,9). Inny przykład: król Saul prześladował Dawida. Ścigał go zapamiętale, aby go zabić. Lecz trafiły się dwie okazje, w których to Dawid miał możliwość zabicia Saula, swego prześladowcy. Jego żołnierze namawiali go, aby zabił Saula, wskazując, że będzie to wypełnienie proroctwa i woli Boga, ale Dawid, bojąc się Boga, powiedział, że nie zabije Bożego wybrańca, bo nie wolno mu. Ze względu na bojaźń przed Bogiem nie zabił Saula (1 Sm 26,7-11). Widzimy więc, że gdy w naszym sercu jest bojaźń Boża, to wpływa ona na nasz sposób postępowania i nasze decyzje. Życie jednak jest takie, jakie jest i zdarza się nam, że ulegniemy pokusie czy okolicznościom i zgrzeszymy. Co wtedy możemy zrobić? Powinniśmy wtedy zdać sobie sprawę, że zraniliśmy i znieważyliśmy naszego świętego Ojca, wyznać Mu grzech i prosić o oczyszczenie i pomoc, jak zrobił to Dawid, gdy zrozumiał swój grzech z Batszeba. Wołał wtedy do Boga: „Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem. Oczyść mnie, a stanę się bielszym nad śnieg” (Ps 51,9). W czym bojaźń Boża może nam dopomóc Przejęcie się Bożą świętością obudzi w nas święty strach, aby nie ranić świętego Ojca. Jeśli przeżyliśmy świętość Boga i zrodziła się w nas Boża bojaźń, to powstanie w nas nowa motywacja: chcę sprawić Bogu radość moim posłuszeństwem i w ten sposób okazać Mu miłość. Chcę robić to, czego ode mnie oczekuje i starać się nie robić tego, co sprawia Mu przykrość. Każdy z nas zna swoje słabe strony, które stają się powodem grzechu w naszym życiu. Zasada walki z naszym grzechem jest jednak taka sama. Na przykład: Gdy jest we mnie bojaźń Boża, wiedząc, że mam problem z właściwym używaniem języka, będę usilnie prosić Boga o pomoc w panowaniu nad tym co mówię, aby mówić to, co buduje, a nie to co niszczy. Nie będę stwarzać możliwości ani ich wykorzystywać, by plotkować o innych. (Plotkowanie to nie tylko mówienie nieprawdy, ale również mówienie prawdy ze złym krytykanckim nastawieniem, które kogoś krzywdzi). Będę starać się uczciwie postępować bez względu na koszt, aby Pan był zadowolony z mojego życia. Będę starać się mieć właściwy stosunek do żony: będę kochał ją jak Chrystus Kościół, będę chronił ją i zaspokajał jej potrzeby, aby odczuwała, że jest ze mną bezpieczna. Będę dla niej zachętą do lepszego życia dla Boga. Będę dążyć do tego, by mieć właściwy stosunek do męża: będę starała się być mu uległa i zaspokajać jego potrzeby, będę starała się go kochać, bo Pan tego ode mnie oczekuje. Będę starała się, by nie wynosić się nad męża. Będę starać się wychowywać dzieci w karności - bo Pan tak zaleca - i postaram się ich nie rozgoryczać. Ze względu na Pana będę starać się ubierać skromnie, chociaż mam pociąg do ekstrawagancji. Będę starać się rozsądnie wydawać pieniądze itp. To wszystko postaram się robić nie ze względu na męża/żonę, świadectwo czy inne motywacje. Będę to robić ze względu na Pana. Oczywiście, to tylko kilka przykładów, ale schemat pozostaje ten sam. Co dalej? Co zatem powinieneś robić, aby mieć taką postawę wobec świętego Ojca niebieskiego?
Pamiętajmy: „Początkiem mądrości jest bojaźń Pana, wszyscy, którzy ją okazują, są prawdziwie mądrzy” Ps 111,10.
|