Potrzeba uważnego spojrzenia na spaloną ziemię, aby dostrzec, że boska dłoń rozsypała wokół ruin ziarna nadziei i zmartwychwstania. Miłosierdzie już wtedy górowało nad sądem.
Owoc miłosierdzia pod skorupą sądu
Tak, od tamtego straszliwego dnia przeklęta ziemia rodzić miała ciernie, a ciała generować ból. Praca miała stać się mozołem, a człowiek miał obracać się w proch. Raj został zaprzepaszczony, jak wrzucony w przepaść zwycięski los, a konsekwencje grzechu miały przedzierać się przez wieki i epoki, aby naznaczać życie każdego mieszkańca ziemi. I tak też się stało. Żaden farmer nie obsiewał ziemi wolnej od konfliktów natury, a żadnemu robotnikowi nie był obcy gorzki smak wyczerpania. Nigdy nie było kobiety, której moment porodu przysporzyłby wyłącznie miłych i sympatycznych wrażeń. Żyjemy w krainie, nad którą unosi się potężny cień pierwotnej katastrofy. Czy to oznacza jednak, że Bóg pozbawił nas nadziei? Osądził zgodnie z prawem i zamknął w więzieniu pozbawionym okien, pilnując by do celi nie przedostał się żaden zabłąkany promień słońca? Nie! Jeśli konsekwencje boskiej kary są twardą skorupą naszego życia, to po jej rozbiciu oczom ukazuje się soczysty owoc Bożego miłosierdzia.
“W bólach będziesz rodzić dzieci”
Kiedy kobieta usłyszała “w bólach będziesz rodzić dzieci” (Rdz 3,16), zderzyła się nie tylko z sądem, ale i z łaską. Nie tylko z zapowiedzią cierpienia, ale i radości. Nie tylko z obietnicą fizycznego bólu, ale i przekraczającej go satysfakcji. Cokolwiek powiemy o boskim orzeczeniu, ostatecznie stwierdził On - “będziesz rodzić dzieci”! A która radość na ziemi może równać się z tą? Który dźwięk na świecie jest w stanie konkurować z pierwszym okrzykiem wydostającego się z łona dzieciątka? Jakie momenty są równie obfitujące w radość jak te, gdy aksamitna skóra noworodka po raz pierwszy spotyka się ze łzami szczęśliwych rodziców, a jego drobne ciało spoczywa bezpiecznie w ich ramionach? Gdzie małżeńska miłość spaja się silniej niż podczas wspólnych zachwytów nad nóżkami, rączkami, włoskami i brwiami małego człowieka, pochodzącego zarówno z wnętrza ich miłości, jak i ze skarbców Wszechmocnego? Tak, dzieci nie są wyłącznie bezwolnym produktem obojętnej natury. Są darem Pana, a owoc łona jest Jego podarunkiem (Ps 127,3). Sam Jezus Chrystus powiedział: “kobieta, gdy rodzi, smuci się, bo nadeszła jej godzina; lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta o udręce gwoli radości, że się człowiek na świat urodził” (J 16,21). Radość przezwycięża zatem udrękę, nawet w samym sercu boskiej kary, będąc zapowiedzią zbawienia, które usunie konsekwencje grzechu. Bóg nie odebrał w ogrodzie Eden swoich podarunków, nie zamknął na zawsze skarbców radości. Nie zgasił słońca i nie spalił doszczętnie nadziei. Pozostawił na świecie znaki swojej miłości, a wśród ruin pozakładał wspaniałe ogrody rodzicielstwa. Każda położnicza sala na świecie głosi wielkie prawdy o słusznym sądzie sprawiedliwego Boga, ale i o Jego niesłabnącym miłosierdziu. Każde położnicze łóżko opowiada o grzechu, który zainfekował świat, ale i o łasce, która ten świat zbawia. W straszliwym bólu rodzącej kobiety widać okropieństwo grzechu, ale w jej poporodowych łzach szczęścia widać wspaniałość wybawienia. Cierpienie i tutaj nie jest ostateczne, gdyż Bóg nie pozwala, aby kiedykolwiek było.
“W pocie oblicza twego będziesz jadł chleb”
Kiedy mężczyzna usłyszał “w pocie oblicza twego będziesz jadł chleb” (Rdz 3,19), również i on zderzył się nie tylko z sądem, ale i z łaską. Nie tylko z zapowiedzią cierpienia, ale i radości. Nie tylko z obietnicą fizycznego bólu, ale i przekraczającej go satysfakcji. Bóg powiedział przecież - “będziesz jadł chleb”! A więc w samym sercu przeklętej ziemi, w krainie rodzących się cierni i wyczerpującej pracy, Bóg pozostawia znów ślad swojej chwały, wspaniały dar ze skarbców Wszechmocnego. Pomimo egzystencjalnej katastrofy, apostoł Paweł podkreśla, iż Bóg “nie omieszkał dawać o sobie świadectwa przez dobrodziejstwa, dając wam z nieba deszcz i czasy urodzajne, napełniając pokarmem i radością serca wasze” (Dz 14,17). Pokarm jest więc podarunkiem Pana, a radość napełniania pustych żołądków opowieścią o bogactwie Jego miłosierdzia. Bóg nie okazał się przy tym skąpym minimalistą, redukującym możliwości zmysłów do jednego lub dwóch smaków. Jakże hojny okazał się przeklinając ziemię! Pozwolił, aby obok cierni wyrastały niezliczone rodzaje roślin, zapewniając upadłej ludzkości możliwość delektowania się nieograniczoną paletą smaków. Kohlet wyraził to słowami: “nie ma nic lepszego dla człowieka jak to, żeby jeść i pić, i w tym upatrywać przyjemność w swoim trudzie; lecz stwierdziłem, że również to pochodzi z ręki Bożej” (Koh 2,24). Bóg przeklął zatem ziemię, ale nie zamienił jej w nieurodzajne nieużytki. Pozwolił cierniom wyrastać tuż obok kwiatów, ale nie zabrał nam tulipanów i róż. Dopuścił do penetrowania pól przez szkodniki i atakowania ich przez suszę, ale nie wykluczył następujących tuż po nich błogosławień urodzaju. Przeklętej ziemi nie zostały zabrane ogrody, a Bóg nie nakazał żywić się cierniami. W samym sercu ogrodowego sądu, powstał strzelisty pomnik Bożego miłosierdzia.
W bólu, w pocie i wśród cierni - po radość!
Już w ogrodzie Eden ukazany został uniwersalny model sięgania po radość - w bólu, w pocie i wśród cierni. Czy nie w taki sposób sięgnął po wieczną radość nasz Mistrz i Zbawiciel? Czy to nie On utożsamił się z upadłą ludzkością, wchodząc dobrowolnie pod pręgierz boskiej kary? Czy to nie On zrodził na krzyżu - w niewymownych bólach - nowe stworzenie? Czy to nie On - w pocie czoła i wśród kaleczących cierni - stawał się Chlebem Żywota, dającym radość i życie tym, którzy Go spożywają? Tak, to On stał się “ostatnim Adamem”, wchodząc w głąb konsekwencji grzechu i ostatecznie przezwyciężając je dla Radości.
Czy to oznacza, że wierzący w Chrystusa powinni już teraz żyć z dala od bólu, potu i cierni? Nie, po stokroć nie. Chrześcijanki nadal rodzą dzieci w bólach, a chrześcijanie nadal mozolą się nad rodzącą ciernie ziemią. Ciała nawet najbardziej wierzących Chrystusowi naśladowców obracają się po śmierci w proch. Apostoł Paweł uczynił pewnego razu poruszające wyznanie: “dzieci moje, znowu w boleści was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie ukształtowany w was” (Gal 4,19). Nie ma zatem bezbolesnego życia w upadłym świecie, nie ma też bezbolesnej służby Chrystusowi. Jest jednak wielka Nadzieja, zapowiadana już wcześniej w pięknie przychodzącego na świat noworodka i w codziennej radości delektowania się owocami ziemi. Nadzieja na ostateczne zmartwychwstanie i wieczne panowanie Radości.
Tak jak kobieta, która po urodzenia dziecka “już nie pamięta o udręce gwoli radości, że się człowiek na świat urodził”, tak i my pewnego dnia już nie będziemy pamiętać o smutkach i cierpieniach. A póki co, cieszmy się znakami nadziei. Cieszmy się otaczającymi nas niemowlętami, cieszmy się codziennym jedzeniem i piciem. Cieszmy się tym wszystkim, co w samym sercu Bożego sądu opowiada o Jego miłosierdziu.