Komunia |
Autor: Herbert Carson | |||
czwartek, 11 marca 2010 21:15 | |||
Wieczerza Pańska jest nie tylko osobistym uczestnictwem w błogosławieństwach zesłanych przez śmierć Chrystusa; jest to wspólne uczestnictwo. Gdy Zbór zgromadza się razem przy stole Pańskim, nie jest to jakiś przypadek doboru jednostek, z których każda otrzymuje błogosławieństwo Boże dzięki osobistej wierze. Jest to wspólne doświadczenie. Jest to obrządek wspólnoty, w którym my, którzy doznajemy wspólnego doświadczenia nowo narodzenia, my, którzy zostaliśmy ochrzczeni w ciało Chrystusa, bierzemy razem udział w darach Pańskich. Tak więc, Paweł stawia pytania (w 1 Kor 10,16): „Kielich (…) czyż nie jest społecznością krwi Chrystusowej? Chleb (…) czyż nie jest społecznością ciała Chrystusowego?” Ale natychmiast dodaje mocne przypomnienie, ze to uczestnictwo nie może być skonstruowane na modłę indywidualistyczną: „Ponieważ jest jeden chleb, my, ilu nas jest, stanowimy jedno ciało, wszyscy bowiem jesteśmy uczestnikami jednego chleba” (w. 17). Jedność chrześcijan nie jest przedstawiona w Nowym Testamencie jako cel do osiągnięcia, ale jako już istniejąca rzeczywistość, którą należy utrzymać. Uczniowie nauczyli się modlić „Ojcze nasz” w sposób uwzględniający zbiorowość. Paweł przypomina nam o tym, jak całkowicie należymy do siebie nawzajem, gdy pisze: „Weselcie się z weselącymi się, płaczcie z płaczącymi” (Rz 12,15). Kładzie także nacisk na to, pisząc o darach Ducha, że musimy posługiwać się nimi biorąc pod uwagę współzależność w ciele Chrystusa, a poczynania nasze musza być kontrolowane przez nasze zainteresowanie wspólnym budowaniem się. Podczas wspólnej uczty cieszymy się mając społeczność między sobą. Gdy jest to rodzina, która zgromadziła się razem po dłuższej nieobecności niektórych jej członków, wspólny posiłek nie jest zwykłym, po prostu, zaspokojeniem głodu, ale jest to czas radosnej więzi. Wieczerza Pańska jest taką odnowioną więzią. Rodzina Boża w lokalnym zgromadzeniu spotyka się razem przy stole. Podczas tygodnia znajdujemy się z dala jednej od drugiego. Niektórzy znajdują się w swoich miejscach pracy, pojedynczy głos chrześcijanina ginie być może w „Babilonie niezbożności”. Inni spotykają się z problemami lub chorobą. Jeszcze inni być może doznali jakiegoś szczególnego błogosławieństwa. Ale każdy z nas przychodzi w Dniu Pańskim, by przy Pańskim Stole odnowić społeczność między sobą. W tej wzajemnej komunii spotykamy się z przypomnieniem, że należymy do siebie nawzajem. nie jesteśmy podobni do członków klubu lub loży zbierającym się na cotygodniowe spotkania. Nie jesteśmy związani wspólnym interesem w sprawach religijnych. Więź, która nas jednoczy jest o wiele silniejsza niż tamto, bowiem zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy uczestnikami łaski Bożej i społecznością Ciała Chrystusowego. Tak więc chcemy wyrazić tę społeczność. Nie przychodzimy zatem po prostu, aby radować się z błogosławieństw Bożych dla siebie, ale dzielić się z innymi. Wieczerza Pańska jest uroczystością pamiątkowa. Ale nie jest to po prostu jednoczesny wysiłek grupy jednostek w celu przywołania na pamięć tego samego wydarzenia. Jest to raczej wzajemne zachęcanie się. Mamy na celu przypominanie – jeden drugiemu – o śmierci naszego wspólnego Zbawiciela. Gdy bierzemy chleb i wino oraz jemy i pijemy, nie tylko pobudzamy nasze serca, by pamiętały o śmierci Pańskiej, ale także podpowiadamy niejako jeden drugiemu, aby zaangażował się w tę sam radosną pamiątkę. Taka wspólnota przy stole jest także środkiem przywrócenia zaufania. Wątpliwości są specjalną bronią szatana, jak posługuje się, aby podkopać wiarę chrześcijanina w Boga. Takie wątpliwości przychodzą z większą mocą gdy chrześcijanin staje się niezależny. W sytuacji osamotnienia wzrasta nacisk szatana. Spotykanie się z innymi przy stole Pańskim, słuchanie na nowo widzialnego Słowa, które jest odpowiedzią na wątpliwości szatańskie, jest to także wspólne z innymi przywracanie zaufania, która płynie do nas ze Słowa Bożego. Bóg, który w swej mądrości zaplanował ofiarę Golgoty obiecuje mądrość swemu ludowi we wszystkich dylematach. Bóg, którego miłość wydała Chrystusa na śmierć zapewnia o swojej nieustannej miłości do nas. Moc, która podniosła Go z grobu jest gwarancją stałego wzmacniania naszych sił. Ta mądrość, ta miłość, ta moc nie są nam po prostu obiecane jako oddzielnym wierzącym, ale obiecane są wspólnocie chwalców Bożych. Przy stole przywracamy sobie nawzajem zaufanie, gdy bierzemy udział razem w obietnicach Bożych. Nic dziwnego zatem, że Wieczerza staje się radosną sposobnością. Radość dzielona wspólnie jest radością pogłębioną. Gdy przeżyliśmy jakieś radosne doświadczenie lub cieszyliśmy się z jakiegoś szczególnego sukcesu, miała wtedy miejsce naturalna reakcja, którą chcemy się podzielić z innymi. Przy głębszym poziomie duchowego doświadczenia potrzebujemy także dzielić to razem z innymi. Greckie słowo na określenie wspólnoty – „koinonia” – oznacza posiadanie wspólnych rzeczy. Podzielony chleb i dzielony kielich są zewnętrznymi znakami wewnętrznego udziału serc. Niektórzy przyjdą do Stołu Pańskiego ze skołatanymi umysłami z powodu jakichś niepokojów, których nie mogą się pozbyć. Znajdą się też przy nim i tacy, którzy ostatnio stracili kogoś bliskiego i w dalszym ciągu z tego powodu odczuwają ogromny ból. Inni przeżywają ukryte rozczarowania lub gniotą ich jakieś ciężary. Lecz wspólnota oznacza nie tylko wspólną radość ale i wspólny płacz. Uczestnictwo przy Stole wraz z płaczącym oznacza branie udziału w jego smutku. Ostatecznie wszyscy upamiętniamy udrękę i cierpienie umierającego Zbawiciela. Jakież lepsze miejsce do wspólnego niesienia ciężarów niż przy Wieczerzy Pańskiej, gdzie nawet w samym środku ciemności może zaświecić światło Jego radości. Jeszcze jeden aspekt należy dodać do naszej wspólnoty, o czym często się zapomina. Należymy wspólnie do siebie i to nie tylko do tych, którzy znajdują się w miejscowym zborze, ale do ogólnoświatowej wspólnoty chrześcijan. Oznacza to nie tylko więź z tymi, którzy zgadzają się z naszymi kryteriami bogactwa – a bogactwo to jest oceniane przez krzyczące ubóstwo „Trzeciego Świata” – oznacza to, że jesteśmy związani z biednymi chrześcijanami, którzy nie zastanawiają się, czy mogą utrzymać samochód albo czy stać ich na urlop, ale czy oni i ich dzieci mogą pozostać przy życiu w obliczu zagrażającego głodu. Paweł zganił bogatych Koryntian za to, że spotykali się na Wieczerzy Pańskiej ponieważ można było jeść i pić, a ignorowali biednych i potrzebujących w Zborze (1 Kor 11,17–22). Jakub podobnie ostrej krytyce poddał tych, którzy mieli eksponowane miejsce dla bogatych a biednych odsyłali na miejsca pośledniejsze (Jk 2,1–13). Nie wystarczy jednak twierdzenie, że w naszym miejscowym zborze nie ma takich socjalnych podziałów, chociaż niektórzy z nas z pewnością byliby zdumieni odkryciem, że wiele w nim jeszcze utajonego snobizmu. Nie próbujmy usprawiedliwiać naszego własnego stanu wskazywaniem na zainteresowanie chorymi, starymi czy biednymi w naszym Zborze. Rozpaczliwe wołanie biednymi i głodnych chrześcijan w Trzecim Świecie wciąż dźwięczy wśród naszych ładnych pieśni. Czy mamy odwagę pozostać obojętni? Czy możemy odwrócić się od naszego nabożeństwa komunijnego do suto zastawionych stołów z obiadem i naszych komfortowo wyposażonych domów, zapominając o wołaniu biednych? Nasze świadczenie na pomoc dla głodujących nie może być zwykłą okazjonalną i dokonaną pod przymusem odpowiedzią na jakiś emocjonalny apel. Jest to raczej praktyczne wykazanie naszej wspólnoty z innymi w Ciele Chrystusa.
|