Prawda bywa bolesna |
Autor: Ruth Rosen | |||
poniedziałek, 04 maja 2015 16:33 | |||
Rzadko kto odważy się przyznać do unikania prawdy, za to często pozwalamy sobie na przekonanie, że prawda jest czymś względnym. Jednak człowiek, który uważa, że prawda jest czymś względnym, tylko względnie potrafi żyć w zgodzie z prawdą! Wielu ludzi nigdy nie kradnie, nie kłamie i nie oszukuje, lecz żyć w zgodzie z prawdą to coś więcej niż tylko nie skłamać lub postąpić zgodnie z prawdą w konkretnej sytuacji. Życie w zgodzie z prawdą obejmuje bowiem także myślenie i odczucia człowieka. Ludzie faktycznie żyjący w zgodzie z prawdą są w niej ugruntowani, na niej się opierają, w niej wzrastają, prawda jest też owocem ich istnienia; prawda jest na „dnie ich duszy” (Psalm 51,8). Kiedy prawda jest bolesna? Prawda stawia nas w obliczu tego, czego wolelibyśmy nie wiedzieć. Na przykład prawdą jest, że pewnego dnia umrzemy. Większość ludzi przyjmuje tą prawdę bardzo powierzchownie; w rzeczywistości wcale jej nie pojęli. Człowiek głęboko wierzący w prawdę o śmiertelności zauważy, że jest ona niezwykle bolesna. Jeszcze boleśniejsza bywa świadomość śmiertelności najbliższych. Prawda zadaje ból również wtedy, gdy wymaga od nas zaprzestania czegoś, co chcemy robić, bądź czynienia czegoś, czego wolelibyśmy nie robić. Jest głucha na wszelkie wymówki i wykręty, pozostawiając nas z jedynym wyborem: albo uczynić to, co słuszne, albo pożegnać się z przekonaniem, że jesteśmy osobą, która czyni to, co uznaje za słuszne. Niektórzy usiłują uciec przed tą alternatywą, zacierając granicę między tym, co prawdziwe i co nieprawdziwe. Z upływem czasu nasz świat tak bardzo stał się światem pozacieranych granic, że wielu ludzi nie uświadamia już sobie, iż rzeczywistość wcale nie jest względna i dwuznaczna. Prawda jest bolesna, bo rzuca światło na nasze własne obowiązki i niedociągnięcia, nie pozwalając koncentrować się na uchybieniach innych. Podkreśla naszą, a nie czyjąś, potrzebę zmiany i wzrostu. W samym środku konfliktu lubimy odczuwać pewność, że racja jest po naszej stronie, że jesteśmy niewinni, że nasze cierpienie jest skutkiem nieczułości lub winy kogoś innego. Prawda jednak pozwala nam widzieć siebie, zgodnie z rzeczywistością, obnażonych i bezradnych. Każdy czasem się myli, czasem jest winny; bywa też, że posługujemy się własnymi uczuciami, słowami, a nawet czynami, by manipulować innymi lub zadawać im ból. Spojrzenie na siebie w świetle prawdy jest bolesne, do tego stopnia, że niektórzy nigdy się na to nie decydują. Prawda nie boli, jeśli się jej nie wierzy Wielu ludzi kojarzy prawdę jedynie ze świadomością, z sumieniem lub też z korzyścią. Działają według założenia, że prawdy nie sposób poznać i że wszechświat zawiera więcej prawd, niż jesteśmy w stanie ogarnąć. Jednak fakt, że nie możemy poznać wszystkiego, nie oznacza, że nie możemy poznać w ogóle niczego. Czymże jest prawda, jeśli nie fundamentem rzeczywistości? Czy rzeczywistość to zaledwie odzwierciedlenie naszych uczuć i poglądów, czy też jest to coś kompletnie poza naszym zasięgiem? Oba stanowiska mają wielu zwolenników, dla których prawda jest bądź tylko pewną koncepcją, bądź sprawą niepoznawalną. Inni natomiast uważają, że prawda jest konkretna i namacalna. Choć na płaszczyźnie dyskusji filozoficznych lub teologicznych wielu zgodzi się z takimi poglądami, w praktyce niewielu przecież uznaje, że „namacalna” rzeczywistość jest niekonkretna i ulotna. Weźmy na przykład autentyczny brylant - jest on prawdziwym diamentem. Istnieją wprawdzie falsyfikaty wyjątkowo doskonałe, lecz to nie czyni ich prawdziwymi diamentami. Mówić, że prawda jest względna, to jakby twierdzić, że rzeczywistość istnieje tylko czasami, że nie ma w tym ciągłości, że każda rzecz lub wydarzenie nie ma związku z czymkolwiek innym. Kiedy jednak prawda jest bolesna lub wymaga od nas czegoś, czego nie jesteśmy skłonni dać lub zrobić, wówczas zachowujemy się tak, jakby prawdę można poddawać dyskusji lub - co gorsza - jakby ona w ogóle nie istniała. Codziennie bombardują nas informacje ze środków masowego przekazu, a z ich przesłania bardzo rzadko wynika, że w imię prawdy warto ponosić ofiary. Nasze konsumpcyjnie nastawione społeczeństwo zwiastuje o wiele przyjemniejsze dla ucha poselstwo: „Zażywaj przyjemności, ile tylko możesz, unikaj bólu, jak tylko się da”. Niewielu otwarcie przyzna, że opowiada się za taką dewizą, wielu jednak dokonuje wyborów świadczących, że są jej zwolennikami, zwłaszcza w zakresie unikania cierpienia. Niestety, odgrodzenie się od bólu, tłumienie go lub sterowanie nim odbywa się za cenę zdolności postrzegania prawdy. Większości ludzi zdarza się rozmijać z prawdą, niewielu jednak przyzna, że unikanie prawdy to okłamywanie siebie samego. Niektórzy usiłują zapobiegać kłamstwu przez rozcieńczanie prawdy. Lecz przecież - jak mówi przysłowie - „pól prawdy to tyle co całe kłamstwo”. Jednak ludzie, przyzwyczajeni do logicznego myślenia, rzadko będą uparcie obstawać przy poglądzie, że absolutna prawda nie istnieje. Prawda, iż pewne rzeczy są moralne, inne zaś nie, objawia się na przykład wówczas, gdy mowa o znęcaniu się nad dziećmi, ludobójstwie czy renesansie kanibalizmu. Niewielu odważyłoby się powiedzieć: „Cóż, osobiście nie pochwalam takich rzeczy, ale to jeszcze nie czyni ich złymi...” Jeśli jednak znajdzie się ktoś, kto względność posuwa aż tak daleko, to jego życie może stać się absurdem, pozbawione swej godności i znaczenia. Większość ludzi wyznaje koncepcję, iż prawda jest względna, wówczas kiedy może się to przyczynić do zachowania spokoju, i stosuje ją w sytuacjach konfliktogennych. Niektórzy uważają, że przemilczenie niewygodnej prawdy to przejaw taktu lub dyplomacji. Jeśli jednak naszym taktem lub dyplomacją doprowadzimy kogoś do upadku, przestaje to być chwalebną zasadą. Ludzie unikają wyrażania różnic w poglądach, obawiając się, że zostaną posądzeni o brak wyrozumiałości i nietolerancję; przyjemniej jest być uważanym za posłańca pokoju. Lecz, czy rozwadnianie prawdy może zaowocować pokojem? Znaczenie słowa „pokój” (szalom) w języku hebrajskim to coś daleko więcej niż NIEOBECNOŚĆ konfliktu. Ma to bowiem zarazem związek z OBECNOŚCIĄ dobrobytu, ze zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Trudno czuć się dobrze, jeśli brak prawdy. Bez prawdy nie ma mowy o szalom, a jedynie o nietrwałym zawieszeniu broni, o sztucznie osiągniętym pokoju z samym sobą i z innymi. Niejeden więc poprzestaje na takim sztucznym pokoju, nie chcąc udać się tam. gdzie mogłaby zaskoczyć go prawda. A przecież unikanie prawdy koniec końców zadaje jeszcze większy ból niż uwierzenie jej i postępowanie w zgodzie z nią. Potrzeba ucieczki przed bólem, a przynajmniej sprawowania nad nim kontroli, może osiągnąć takie rozmiary, że człowiek przyzwyczai się do rzeczy, zachowań lub sposobów postrzegania rzeczywistości, które zdają się zapewniać wolność od bólu lub kontrolę nad nim. Niestety, tego rodzaju „anestetyki” znieczulają nas na - dostrzeganie prawdy. Ucieczka przed bólem nieraz wiąże się z ucieczką przed prawdą, oznaczając ucieczkę przed wszystkim, co przydaje życiu znaczenia i nadziei. Ucieczka przed prawdą ma działanie destruktywne. Niszczy w nas zdolność mierzenia się z życiem, niechybnie wiedzie ku beznadziejnej rozpaczy. Prawda ma działanie pouczające. Nie tylko otwiera nam oczy na bolesną rzeczywistość, ale i pokazuje, jak zmienić ból w radość, wprowadzając nas w niewiarygodnie piękną rzeczywistość. Kto zapalił światło? Światła po seansie filmowym zapalają się powoli, niepostrzeżenie. Ale jeśli siedzieliśmy kiedykolwiek na zorganizowanym w domu pokazie slajdów lub wideo, pamiętamy, że po jego zakończeniu ktoś zawsze nagle zapala światło. Mimo woli doznajemy wówczas uczucia irytacji wobec osoby, która niespodziewanie wcisnęła włącznik. Żeby, chociaż na chwilę przedtem ostrzegła! Podobnie ma się sprawa z naszym duchowym wzrokiem. Bóg, źródło duchowego oświecenia, raz po raz wzywał do przygotowania się na tę chwilę, gdy „włączy światło”. Stary Testament od Księgi Rodzaju po Proroków pełen jest takich zapowiedzi. Potem nastało milczenie trwające kilka stuleci, z którego nie dotarł do nas żaden głos prorocki. Nareszcie zapowiedź została powtórzone jeszcze raz - ustami Jana, który spędził życie na ogłaszaniu, że za chwilę Bóg „zapali światło”. (Powszechnie jest on znany jako Jan Chrzciciel). Jan nawoływał do odwrócenia się od ciemności: „Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło się Królestwo Niebios” (Ew. Mateusza 3,2). Wielu słuchało go i zastosowało się do wezwania. Odwracali się od złych postaw i postępków, przygotowując się na światło. Światłem zaś, o którym mówił Jan był Jezus. Jezus przyszedł, jednak wielu było wciąż nieprzygotowanych na Jego światłość. Ciemność zdawała się oferować im ochronę przed bolesną prawdą o ich żałosnym stanie duchowym. Lecz taka „ochrona” okazała się więzieniem. Jak pancerz, którego nie da się zdjąć, zamknęła człowieka w klatce obłudnej własnej sprawiedliwości, nie dopuszczając do obmycia w Jordanie i przyodziania się w sprawiedliwość Bożą. Jezus wypowiedział pewnego razu niezwykłe słowa, a zarazem istotną obietnicę: „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (Ew. Jana 8,32). Mówiąc o prawdzie, która wyzwala, miał na myśli nie tylko NIEOBECNOŚĆ fałszu. Podobnie jak szalom, który jest czymś więcej niż tylko nieobecnością kłamstw i fałszu. I mówiąc o prawdzie, Jezus powiedział: „Ja jestem droga i PRAWDA, i żywot...” (J. 14,6).
|