Trójjedyność Boga a kryzys rodzicielstwa Drukuj Email
Autor: Bartosz Sokół   
wtorek, 23 czerwca 2015 06:29

Czuję się nieco niekomfortowo pisząc o ojcostwie, ktoś mógłby zauważyć bowiem słusznie, że nie mam pojęcia jak to jest być ojcem. Dzięki Bogu, mam jednak pojęcie o tym jak to jest być synem. Niniejszy tekst zrodził się właśnie w takiej perspektywie, motywowanej dodatkowo realną groźbą przedwczesnej utraty jednego z rodziców.

Wydaje mi się, że sposób w jaki panujące stosunki społeczne definiują relację rodziców z dziećmi odzwierciedla duchową kondycję cywilizacji. Jeśli w istocie tak jest, to przyznać należy, że nasze czasy wystawiają sobie niepokojące świadectwo moralnego upadku. Myślę, że świadomy chrześcijanin powinien zadać sobie przy tej okazji kilka pytań. Dlaczego instytucja rodziny coraz częściej przypomina ruiny średniowiecznego zamku, którego jakimś dziwnym trafem nie przerobiono jeszcze na kolejny moralny supermarket? Dlaczego postuluje się konieczność zredefiniowania istoty małżeństwa, stwarzając jednocześnie cieplarniane warunki dla dynamicznie wzrastającej liczby rozwodów? Dlaczego pop-kultura świętuje frywolne związki, traktując miłość jak autobus, do którego z założenia wsiada się tylko na chwilę? Dlaczego tysiące maluchów domagają się w domach dziecka odrobiny uwagi, mając i tak więcej szczęścia od milionów tych, które usunięto z ciał matek równie sprawnie jak zbędne plamy na naskórku zbuntowanej nastolatki?

Dzieje się tak dlatego, że instytucja rodziny w najgłębszy sposób odzwierciedla rzeczywistość Trójjedynego Boga. Niszczenie odpowiedzialnego rodzicielstwa jest niszczeniem subtelnego obrazu Boga odbitego w świadomym rodzicielstwie. Ideologiczny atak na rodzinę jest zatem próbą zniekształcenia Bożego obrazu, wysiłkiem zmierzającym do negacji i zaprzeczenia szczęśliwej, spełnionej, rodzinnej miłości w wewnętrznym życiu Boga.

Jezus Chrystus mógł mówić o Bogu podczas swojej ziemskiej misji: mój Pan. Albo: mój Dowódca. Albo: mój Przewodnik. Albo: mój Nauczyciel. Jednak żadne z tych sformułowań nie oddawałoby w pełny sposób dominującej cechy relacji łączącej Boga i Jego doskonały Obraz - miłości. To właśnie relacja rodzicielstwa w najpełniejszy sposób obrazuje więź łączącą Boga z Bogiem. Dlaczego zatem zdrowe ojcostwo jest tak istotne w wymiarze duchowym? Ponieważ oddaje w najwierniejszy sposób złożoność wewnętrznego życia Boga. Chrześcijańska teologia jednoznacznie ogłasza, iż Bóg w swojej najgłębszej istocie jest rodzicem. Jest rodzącym. Jest ojcem. W wieczności trwa nieprzerwanie nieopisywalna w swojej wspaniałości społeczność Boga Ojca i Boga Syna. Rodzica i dziecka. Rodzącego i zrodzonego.

Bóg ustanowił na ziemi instytucję rodziny i obdarzył ją zdolnością do pozostawiania po sobie kolejnych pokoleń, aby na zdeprawowanej moralnie ziemi pozostał wyraźny ślad transcendentnej rzeczywistości. Rodzicielstwo stoi w opozycji do najgłębszego efektu upadku człowieka - wszechogarniającego egoizmu. Stanowi w upadłym świecie ostoję czystej, bezwarunkowej, szaleńczej niekiedy miłości. Miejscem, w którym człowiek po raz pierwszy zderza się z miłością lub bólem jej braku nie jest własne małżeństwo, nie jest też grupa wsparcia lub kościół. To w ramach rodziny rozumianej jako relacja rodzica i dziecka po raz pierwszy poznaje się smak tęsknoty, przywiązania, poświęcenia i wszystkiego co z roztkliwieniem gotowi jesteśmy nazwać rodzinnym domem. Rodzicielstwo poprzedza małżeństwo. Zanim pojawiła się Oblubienica Chrystusa, najpierw był Jego Ojciec.

Jestem przekonany, że rodzicielstwo nie służy wyłącznie podtrzymaniu gatunku, stanowi bowiem wspaniałą przestrzeń manifestowania najgłębszej rzeczywistości wewnętrznego życia Boga - miłości. Warto zdobyć się zatem na chwilę refleksji. Czy jako rodzic obrazuję chwałę Boga Ojca? Czy jako dziecko obrazuję chwałę Boga Syna? Na czym jednak polega chwała Bożej Relacji? Podczas kilku następnych chwil spojrzymy na sposób w jaki współczesna kultura zniekształca Boży obraz rodzicielstwa, a także przeanalizujemy pięć wyrazistych cech boskiego ojcostwa.

1) W Bożej rzeczywistości Ojciec jest obecny w życiu Syna

Oto prosta, lecz potężna prawda Ewangelii. Spoglądając na więź łączącą Jezusa Chrystusa z Bogiem Ojcem dostrzegamy niezmienną obecność Ojca w życiu Syna. Bóg Ojciec jest obecny podczas narodzin Jezusa w Betlejem, gdy na polach rozlega się śpiew anielskich chórów. Jest obecny, gdy Syn rozpoczyna swoją służbę, głośno i otwarcie manifestując poparcie i głęboką miłość. Jest obecny nawet podczas wewnętrznej walki w ogrodzie Getsemane i hańbiącego procesu. Świadome, wywyższające Boga i ukazujące jego chwałę rodzicielstwo polega przede wszystkim na byciu obecnym w życiu swoich dzieci.

Nasze szalone czasy wystąpiły przeciwko tej rzeczywistości z orężem seksualnej i społecznej rewolucji. Żyjemy w cywilizacji, która w masowy sposób pozbawia dzieci obecności rodziców, skazując na samotność i ból skradzionej tożsamości. Przelotne związki sprawiają, że nawet na porodowej sali dziecko pozbawione jest ojcowskiej obecności. Wielu młodych rodziców już wtedy porzuca swoje dzieci, zadowalając się płaceniem alimentów lub brawurową ucieczką w alternatywną rzeczywistość. Powszechna utrata szacunku do instytucji małżeństwa sprawiła, że coraz więcej dzieci wychowuje się bez ojców lub matek, a coraz więcej ojców i matek wychowuje obce dzieci. Czasami zdarza mi się odwiedzać przy różnych okazjach domy dziecka - każda taka wizyta na długo zapada w pamięci. Można twierdzić, że największe dowody na ludzką demoralizację kryją się w ciemnych pokojach domów publicznych lub też wśród porozrzucanych prycz w zatłoczonych więziennych celach. Osobiście nie znajduję jednak dowodów przemawiających bardziej niż puste, złaknione oczy zapomnianych dzieciaków w kolejnym podmiejskim domu dziecka. Przechodząc przez drzwi trafiamy bowiem do świata, który jest zupełnym zaprzeczeniem rzeczywistości Trójjedynego Boga. Podczas gdy Bóg Syn zawsze jest w centrum uwagi swojego Ojca, będąc Jego wieczną rozkoszą i radością, te porzucone dzieci żebrzą o chwilę uwagi zupełnie obcych im ludzi. “Oto mój podopieczny” brzmi absurdalnie niewystarczająco w świetle poruszającego: oto mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Ach, tak wiele wspaniałych, wrażliwych, tęskniących dzieci marzy o tym, aby ktoś wypowiedział do nich podobne słowa... Ale większość z nich nigdy ich nie usłyszy, gdyż świat, w którym przyszło im żyć w akcie szaleńczej rebelii zniekształca obraz doskonałej Bożej rzeczywistości.

Brak obecności rodziców w życiu dzieci powoduje w nich trwałe poczucie braku wartości. Podczas, gdy Jezus ogłaszał przed światem “mój Ojciec miłuje mnie”, wielu współczesnych nastolatków ucieka w zakamarki nałogów przed krwiożerczą prawdą - “moi rodzice mnie nie kochają”. Tożsamość Jezusa Chrystusa i jego najgłębsza osobowość zakorzenione były w rodzicielskiej miłości. Miłość rodziców i ciepło rodzinnego domu są kotwicą stabilizującą życie dorastającego dziecka, a później poszukującego nastolatka. Jej brak skutkować będzie zaburzoną tożsamością i brakiem poczucia własnej wartości. Co łączyło braci zabijających członków redakcji francuskiego tygodnika Charlie Hebdo z mężczyzną strzelającym do młodzieży na norweskiej wyspie Utoya? Morderców w imię islamu z mordercą w imię chrześcijaństwa? Dzieciństwo pozbawione rodziców. Ojciec braci Kouachi zmarł, gdy byli małymi dziećmi. Mając odpowiednio 10 i 12 lat, odnaleźli po powrocie ze szkoły zwłoki mamy, która postanowiła odebrać sobie życie. Od tej pory tułali się po różnych instytucjach społecznej pomocy, zdani na łaskę zupełnie obcych sobie ludzi. Ojciec Andersa Breivika rozwiódł się z jego mamą, gdy ten miał zaledwie rok. Na kartkach pamiętnika norweskiego zamachowca pojawia się okazyjnie - jakby mimochodem - nienawiść i żal do ojca. Dziennikarz Newsweeka krótko po zamachu napisał tekst pod znamiennym tytułem: Anders Breivik. Biografia syna, któremu zabrakło ojca. Żaden z tych trzech młodych chłopaków nie usłyszał nigdy: oto mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Zabrakło mądrych ojców, którzy mogliby stać się moralnym kompasem w lesie rywalizujących fundamentalizmów, nadać życiu kierunek, zbudować tożsamość i szlifować osobowość. Zabrakło ojców, którzy staliby za sterem ich dojrzewającego życia, nie poddając się wichrom chwilowych wrażeń. Świat pełen jest biografii synów, którym zabrakło ojców i córek, którym zabrakło matek - zupełnie na przekór biografii Syna, któremu nigdy nie zabrakło Ojca.

Nie sposób mówić jednak wyłącznie o fizycznej nieobecności, ponieważ równie bolesną jest nieobecność emocjonalna i relacyjna. Możemy mijać się w drzwiach od kuchni i wymieniać pilotem od telewizora, zapominając, że niewiele potrzeba, aby dom zamienił się w noclegownię. Podczas gdy wiele rodzin staje się dla siebie coraz bardziej obcych, w niebiańskiej rzeczywistości trwa niegasnąca miłość, zbudowana na fundamencie dogłębnej wzajemnej znajomości. Spójrzmy na niezwykłe słowa Jezusa Chrystusa: wszystko zostało mi przekazane przez Ojca mego i nikt nie zna Syna tylko Ojciec, i nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. (Mt 11:27)

Jakaż ogromna przepaść rozciąga się pomiędzy współczesnym ojcem, który dowiaduje się o narkotykowym uzależnieniu syna jako ostatni - już na jego pogrzebie - a Bożym Synem, który mówi: nikt mnie nie zna, tylko Ojciec. Jest coś wspaniale poruszającego w tej czystej i autentycznej relacji, wobec której wszystkie zewnętrzne próby zrozumienia Mesjasza wydały się Jezusowi dalece niewystarczające. Jak wielu synów może dziś stwierdzić, że ojciec wie więcej niż koledzy? Więcej niż szkolny pedagog? Więcej niż lider grupy młodzieżowej? Więcej niż facebookowa tablica i historia wyszukiwarki? Czy naprawdę łączy nas coś więcej niż wybryk losu zamknięty w bolesnym “rodziny się nie wybiera”?

2) W Bożej rzeczywistości Syn szuka obecności Ojca

11-letni Jezus Chrystus wypowiada słowa, które na zawsze staną się istotną częścią jego ewangelicznej historii: czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę? (Łuk 2,49) Boży Syn zaczynał razem z Ojcem i kończył również z Nim: oto nadchodzi godzina, owszem już nadeszła, że się rozproszycie, każdy do swoich, i mnie samego zostawicie; lecz nie jestem sam, bo Ojciec jest ze mną. (J 16:32) Jezus Chrystus raz za razem “odchodzi na osobność”, aby z dala od zewnętrznego świata spotykać się z Ojcem. To on jest Jego doradcą, powiernikiem i towarzyszem. Przejawem negacji boskiego życia jest nie tylko taka sytuacja, w której niedoświadczony młodzieniaszek ucieka od rad i mądrości rodziców, ale i taka, w której rodzice w sensie intelektualnym i duchowym nie mają zbyt wiele do zaoferowania dorastającemu nastolatkowi.

Czy jako dzieci jesteśmy w stanie dostrzec wartość i znaczenie naszych rodziców? Czy szukamy ich towarzystwa? Czy odpoczywamy wśród prób zrozumienia dojrzalszej interpretacji świata? Żyjemy w kulturze, która natarczywie przedstawia młodość jako produkt skończony i swoisty szczyt życiowych możliwości. Jednak młodość jest przede wszystkim areną dojrzewania, przestrzenią, w której dopiero formułuje się osobowość i światopogląd. Jest coś zbawiennie naturalnego w obrazku dzieciaka podsłuchującego rozmowę dorosłych i w dumnym uśmiechu chłopca, któremu ojciec pozwolił uczestniczyć w męskiej dyskusji o życiu. Takich obrazków potrzebujemy dzisiaj bardziej, niż kiedykolwiek. Postępująca alienacja środowisk młodzieżowych, które zamknięte w kręgu własnej niedojrzałości budują nowy świat symboli interpretujących rzeczywistość w oderwaniu od “nieaktualnych tradycji” i rodzicielskich zaopatrywań, stanowi przykład upadku synowsko-ojcowskich relacji. Upadku, którego konsekwencje rozciągać się będą na wszystkie obszary życia.

Taki stan rzeczy zaburza naturalny rozwój młodego człowieka, skazując go na życie w skansenie medialnych uproszczeń i niedojrzałych interpretacji. Nie da się ukryć, iż wrodzona nam dynamika, odwaga i gotowość podejmowania ryzyka rozpaczliwie potrzebują spokojnego wzrostu w promieniach słońca rodzicielskiej mądrości. Dziecko udające się po poradę, dobre słowo lub innego rodzaju wsparcie do mądrego i chcącego dzielić się swoją mądrością taty - oto obrazek, który wspaniale portretuje wewnętrzną rzeczywistość Boga.

3) W Bożej rzeczywistości ojcowskie słowa tworzą tożsamość Syna

Gdyby ktoś obudził mnie późną nocą i zapytał - kim jesteś? - udzielona odpowiedź obrazowałaby moją najgłębszą tożsamość, to w jaki sposób siebie spostrzegam i gdzie znajduje się korzeń mojej autopercepcji. Wydaje mi się, że gdyby ktoś obudził Chrystusa o trzeciej nad ranem, wołając - kim jesteś? - odpowiedziałby: jestem synem! Jezus doskonale wiedział, że jest umiłowanym Synem niebiańskiego Ojca i na tej prawdzie zbudował nie tylko swoją służbę, ale i życie. Wiedział jakie świadectwo składa o nim Ojciec i nie pozwolił, aby cokolwiek innego określiło jego tożsamość. Syn czerpał wiedzę o sobie samym z ust Ojca i tylko jemu dał prawo do określania tego kim naprawdę jest. Oto niektóre z Jego znamiennych deklaracji: jak mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem (J 15,9), ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w jego ręce (J 3,35), ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje mu wszystko, co sam czyni (J 5,20), dlatego Ojciec miłuje mnie, iż Ja kładę życie swoje, aby je znowu wziąć (J 10,17).

Chrystus ogłaszał światu wielką wieść: jestem kochany! Nie ma tutaj deficytu miłości, nieustannych poszukiwań miejsca akceptacji i zrozumienia. Nie ma rozpaczy nad brakiem przychylności i podziwu ze strony otaczających go ludzi. Nie ma kryzysu tożsamości, jest wszystkoogarniająca świadomość synostwa. Czy moment, w którym Ojciec ogłosił publicznie swoją miłość i dumę z Syna nie był wyjątkowy? Jezus nie uczynił jeszcze żadnego cudu, nie wygłosił żadnego kazania. Nie zdobył sławy, ani też nie odniósł spektakularnego sukcesu. Był najpierw ukochanym Synem, a dopiero później Nauczycielem, Prorokiem, Mesjaszem i ukrzyżowanym Zbawicielem świata.

Drogi rodzicu, czas zadać sobie pytanie: człowieka jakiej samoświadomości kreują Twoje słowa? Bezrefleksyjne “ty nic nie potrafisz”, albo “nic z ciebie nie będzie” to pierwszy krok do zniszczonego życia i emocjonalnej ruiny młodego człowieka, który dopiero po wielu latach może odnaleźć Słowo na nowo definiujące jego tożsamość. W wewnętrznej rzeczywistości Trójjedynego Boga słowa nigdy nie błądzą bez celu, dzięki czemu Syn zakorzeniony jest w świadomości ojcowskiej miłości.

4) W Bożej rzeczywistość Syn podziwia uczciwość i autentyczność Ojca

Do dzisiaj porusza mnie wspomnienie pewnej rozmowy z młodym chrześcijaninem, który opowiadają o swoich zmaganiach rozpoczął wątek relacji z rodzicami. Powiedział mi wtedy: wiesz co, Bartosz, mam dwóch ojców - jeden w domu, a drugi w kościele. Czy można sobie wyobrazić bardziej wyraziste zaprzeczenie boskiego ojcostwa? Bóg Ojciec nie tylko mówił, ale i czynił. Jego słowa i mowa były doskonale zharmonizowane, całkowicie i wszechstronnie z sobą zgodne. Bóg Ojciec nigdy nie zaparł się swojego słowa, nigdy nie stworzył przestrzeni dla dwulicowości. Nigdy nie okazał się być przed Synem kimś, kto inaczej mówi i inaczej czyni. Miał tylko jedną twarz.

Jezus Chrystus wydał najlepsze możliwe świadectwo o swoim Ojcu - ten, który mnie posłał jest wiarygodny (J 8,26). Czy można wyobrazić sobie większy komplement w ustach syna? Dziecko jest w mniejszym lub większym stopniu portretem swoich rodziców. To dlatego mówimy, że niedaleko pada jabłko od jabłoni oraz jaki ojciec, taki syn. Chrystus tak mówił, jak go Ojciec nauczył (J 8,28) i tak czynił, jak mu polecił Ojciec (J 14,31). Jakaż potężna odpowiedzialność spoczywa na barkach rodziców, którzy budują w dziecku świat wartości! Obecność ojca wypala piętno na umyśle syna. Określa wczesne standardy moralne, tworzy język w jakim dziecko interpretuje i postrzega świat. Za każdym razem kiedy zdumione dziecko dostrzega brak symetryczności między słowami i czynami rodzica, mamy do czynienia z obrazem negacji wewnętrznego życia Boga - z pęknięciem, które może wchłonąć w siebie resztki wiary w Boga, ale i w człowieka. Za każdym razem, gdy najgłośniej modlący się w kościele ojciec krzyczy w zaciszach domu na żonę, dziecko zderza się z rzeczywistością na wskroś antychrystusową. W boskiej wieczności Ojciec jest dokładnie tym, kim wydaje się być. Zawsze.

5) W Bożej rzeczywistości Syn jest posłuszny Ojcu, a Ojciec czyni wszystko dla dobra swojego Syna

Apostoł Paweł wzywał dzieci do posłuszeństwa rodzicom, wskazując następujące powody: bo to rzecz słuszna (Ef 6,1); albowiem Pan ma w tym upodobanie (Kol 3,20). Dlaczego posłuszeństwo rodzicom jest rzeczą słuszną i znajdującą upodobanie u Boga? Gdyż obrazuje wewnętrzne życie Boga uzewnętrznione we wspaniałej misji Jezusa Chrystusa na ziemi. Zbawiciel świata ogarnięty był przedziwną pasją posłuszeństwa. Mówił: Moim pokarmem jest pełnić wolę tego, który mnie posłał, i dokonać jego dzieła (J 4,34). Mówił: Nikt mi nie odbiera życia, ale Ja kładę je z własnej woli. Mam moc dać je i mam moc znowu je odzyskać; taki rozkaz wziąłem od Ojca mego (J 10,18). Jezus Chrystus jako dziecko nigdy nie podpisał deklaracji niepodległości, całe jego życie było aktem poddania wobec doskonałej ojcowskiej woli. Nie zapominajmy, że Jezus Chrystus został wywyższony przez Ojca właśnie z powodu radykalizmu wewnętrznego i zewnętrznego posłuszeństwa (Flp 2,9) - czy słynne "ludzie będą rodzicom nieposłuszni” apostoła Pawła ( 2 Tym 3,2) nie stanowi kolejnego obrazu negacji w upadłym świecie rzeczywistości wewnętrznego życia Boga?

Pan ma upodobanie w posłuszeństwie rodzicom, ponieważ posłuszeństwo to obrazuje chwałę posłuszeństwa Chrystusa. Młody przyjacielu, za każdym razem kiedy wyrzekasz się swojej woli i jesteś posłuszny rodzicom w słusznej sprawie, obrazujesz Chrystusa, który wyparł się samego siebie i był posłuszny Ojcu, aż do śmierci krzyżowej. Śpiewając “chcę być jak Jezus” lub “być tak jak mistrz mój” - masz być może na myśli chodzenie po wodzie i rozmnażanie chleba, jednak piękno tej prawdy ukrywa się paradoksalnie w starannym odrobieniu szkolnych lekcji, odgruzowaniu swojego pokoju i wyłączeniu przegrzanego komputera. Urzeczywistnianie Bożego Królestwa w życiu młodego chrześcijanina zaczyna się właśnie w domu, na trudnym polu rzekomego konfliktu pomiędzy posłuszeństwem a przyjemnością.

Sklejając rozbity obraz

Rzeczywistość upadłego świata stanowi rozbity obraz wewnętrznego życia Boga. Miejsce Mądrego Ojca zajmują nierozsądni i krótkowzroczni rodzice. Miejsce posłusznego, pracowitego i wdzięcznego Syna - zbuntowane, roszczeniowe i nieposłuszne dzieci. W miejsce dogłębnej relacji wtłacza się powierzchowna znajomość, a źródło najgłębszej tożsamości człowieka po prostu wysycha, zamieniając się w przykry symbol utraconych wartości. Urzeczywistnianie Bożego Królestwa rozpoczyna się zatem w zaciszu rodzinnej codzienności, w świecie małych ustępstw i gestów, na zapomnianej arenie naszej duchowości, gdzie kompromis codziennie stara się zniszczyć integralność i uczciwość tych, którzy ośmielają się nauczać o miłości. Jeśli nie jesteśmy światłem w ciemności tutaj, to nie jesteśmy nim nigdzie. Jeśli miłość, przebaczenie, altruizm, zaufanie, uczciwość i wiarygodność nie będą opisywać naszych dziecięco-rodzicielskich relacji, to nie pojawią się również w niedzielny poranek lub na weekendowej ewangelizacji.

Idea Trójjedności Boga wynosi instytucję rodzicielstwa na najwyższy z możliwych poziomów i tylko dzięki Bożej łasce jesteśmy w stanie sprostać jej znaczeniu. Cel jest klarowny: dzieci, bądźcie we wszystkim posłuszne rodzicom, gdyż to jest miłe Panu; ojcowie, nie wywołujcie u swoich dzieci rozżalenia, aby nie ulegały zniechęceniu (Kol, 3,20-21).

* Niniejszy artykuł jest integralnym zapisem kilku wygłoszonych przez autora wykładów, stąd też decyzja o opublikowaniu go w całości, pomimo obszernej treści.