Bóg działa w życiu chrześcijanina bardzo różnorodnie. Można jednak odnaleźć w nim pewien wzorzec, który chciałbym przedstawić. Wzorca owego dostarcza nam sposób działania każdej z Osób Bożych dla zbawienia grzesznika.
Jest to rozróżnienie, do którego doszedłem już jakiś czas temu, i które moim zdaniem jest bardzo praktyczne. Pomaga bowiem docenić każdy z nich; widzieć wokół nas Boga, i uwielbić Go nie jedynie ogólnie, ale za poszczególne sposoby Jego wpływu na nas. Dalej, nie zagubić się w różnych krążących wśród chrześcijan poglądach na Boże działanie, w których zazwyczaj podkreśla się tylko jeden z nich i pomniejsza pozostałe.
Najpierw jednak krótko o tym, co każde z Bożych działań łączy: to wyrażająca się w nich Boża natura – miłość, łaska i chwała. Wszystkie również spełniają Boży plan; wszystkie wskazują na wiarę w Chrystusa jako jedyny sposób pojednania z Bogiem. Wszystkie w końcu skłaniają upamiętanego grzesznika do odpowiedzi uwielbienia, czci, zachwytu i bojaźni.
Bóg Ojciec i spełnianie się Jego planu w historii świata i naszego życia
Bóg Ojciec jest źródłem, autorem planu zbawienia. Przychodząc na świat, dokonując zbawienia przez śmierć krzyżową Chrystus pełni wolę Ojca (Dz 2:23), naśladuje Ojca (nie może Syn sam od siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni – J 5:19). To Ojciec również stoi za działaniem Ducha Bożego w życiu grzesznika – z jednej strony to Duch przekonuje świat o sprawiedliwości i o sądzie (J 16:8), ale z drugiej to Pan otworzył serce Lidii (Dz 16:14); to Ojciec objawił Piotrowi kim jest Chrystus (Mt 16:17), wierzą ci, którzy są do tego przeznaczeni (Dz 13:48). W końcu dowiadujemy się, że nikt nie może przyjść do Syna, jeśli to Ojciec, a nie Duch, go nie pociągnie (J 6:44), oraz że przyjdzie do Jezusa wszystko (wszyscy?), którzy dani są Mu przez Ojca właśnie (J 6:37). Oczywiście, wola Ojca w pełni współgra z wolą Syna i Ducha: Syn mówi, że jest z Ojcem jedno (J 10:30; 14:9), Syn przychodzi do nas i jest z nami przez Ducha (J 14:17-18), a Duch realizując wolę Ojca w tajemniczy sposób działa jak chce (1Kor 12:11). Jednak w tym wszystkim zaznacza się pierwotność Ojca: są jedno z Synem, tak, ale to Syn realizuje wolę Ojca a nie na odwrót; z pewnością są jedno z Duchem, ale to Duch działa wykonując wolę (wyroki) Ojca, a nie na odwrót.
Podsumowując, działanie Boga w historii – przez okoliczności, sploty wydarzeń, zwykłe sytuacje wykorzystywane do niezwykłych celów – to wszystko łączy się właśnie z Ojcem. Bóg Ojciec działa przez Opatrzność: przez aranżowanie i animowanie wydarzeń, „przypadków”, prowadzenie historii w taki sposób, by realizowała Jego cele.
Łączy się ono nie tylko z życiem Jezusa i dokonaniem przez Niego odkupienia. Łączy się również, jak w przypadku Piotra i Lidii, z momentem nawrócenia, gdy w tajemniczy sposób, posyłając Ducha i działając przez różne okoliczności, Ojciec pociąga nas ku Synowi; sprawia, że chcemy się nawrócić, powrócić, ukorzyć, że podejmujemy prawdziwie i na zawsze (a nie na niby i na chwilę) przemieniającą życie decyzję naśladowania Chrystusa.
Ale łączy się również z całym życiem. Przecież Boży plan realizuje się poprzez całe nasze życie. Dawid w swym prowadzonym przez Boga życiu „wykonał służbę, jaką mu wyroki Boże wyznaczyły” (Dz 13:36). Jeremiasz poddany Duchowi Prawdy wyznaje, że wie o tym, że „droga człowieka nie od niego zależy” oraz „że nikt, gdy idzie sam, nie kieruje swoim krokiem” (10:23) – innymi słowy, że Bóg nie tylko nas przyprowadza, ale i prowadzi. Dlatego woła w następnym wersecie o Boże działanie - karcenie. Podobnie Paweł poucza Filipian, że to Bóg, „według upodobania swego” - a więc: zgodnie ze swym planem, wizją tego, co ma się dziać - „sprawia w was i chcenie i wykonanie” (2:13). To On stoi za tym, że chce nam się żyć dla Jezusa. To nie bierze się z powietrza ani z głębi naszych czystych serc. Nie, to Ojciec działa w nas. To jego łaska i miłosierdzie nas dotyka, tak, że nam się chce. I więcej – chce nam się na tyle, że nie tylko mamy dobre chęci, którymi „piekło jest wybrukowane” – ale chce nam się tak bardzo, że realizujemy nasze pragnienia; że działamy zgodnie z naszą nową wolą; że nie zadawalamy się samymi zamierzeniami. To działa Bóg Ojciec. To nie jest przypadek; coś naturalnego, coś zwykłego, coś nieistotnego. To przemożne, potężne, suwerenne działanie Boga, które powinno – jeśli mamy właściwe, duchowe zrozumienie tego, czym to jest – w nas wzbudzać „bojaźń i drżenie” (2:12). Gdziekolwiek bowiem działa Bóg, tam w wierzącym człowieku, widzącym duchowy wymiar rzeczywistości, budzi się szacunek, pragnienie uwielbienia i poczucie zależności i poddania. Ze względu więc na to, że to sam Bóg działa w naszym życiu, nasze zbawienia mamy sprawować właśnie w takim poczuciu Bożej obecności.
Jeśli więc mamy poczucie, na przykład, patrząc wstecz na ostatni rok czy 10, że nasze życie, poprzez najmniej istotne wydarzenia, oraz te radykalnie zmieniające jego bieg, ma sens, gdzieś nas prowadzi – to widzimy właśnie działanie Ojca. Kiedy widzimy sens trudnych chwil; kiedy odkrywamy, że coś trudnego było nam potrzebne dla czegoś, co dopiero miało nadejść, to właśnie Ojcu powinniśmy podziękować za tak wspaniałą troskę nad nami. Kiedy dzieje się coś „przypadkowo” - i okazuje się, że był to wyjątkowo korzystny albo brzemienny w skutkach splot okoliczności – to działa sam Bóg. To Jego plan sprawia, że nasze życie jest wyjątkowe; sensowne, celowe.
Czasem może być też inaczej – właśnie nie widzimy sensu tego, co się dzieje. Wtedy pociechą może być obietnica, że „Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia Jego są powołani (Rz 8:28). To nie przypadek, że kochamy Boga, że chcemy dla Niego żyć. To właśnie spełniło się Boże postanowienie powołania – zgodnie z nim nastąpiło, pojawiło się w historii to, że Boga kochamy. A więc, Bóg jest obecny w Twoim życiu. On uczestniczy dalej w tym, co rozpoczął. I On robi to ku dobremu – dla osiągnięcia jakichś dobrych celów. Nie ma obowiązku ich wyjawiać; ale wyjawia Ci, że działa, że spełnia swe postanowienia względem Ciebie, że jest obecny, że realizuje swój plan.
A więc pierwszym sposobem działania Boga w naszym życiu jest kontrolowanie okoliczności; panowanie nad historią naszego życia; kierowanie nim w cudowny, czasem wyjątkowo radosny a czasem bolesny, ale zawsze sensowny i właściwy sposób. To JEST działanie samego Boga, które w ekonomii zbawienia łączy się z dziełem Boga Ojca. Traktowanie go jako „neutralnego”, nie duchowego, obraża Go i wyraża naszą małowierność, niedowiarstwo w panowanie Boga nad historią.
Bóg Syn i zbawienie nas poza nami
Działanie Bożego Syna jest najmniej widoczne. Dzieło krzyża bowiem, choć niezbędne, w 100% konieczne dla naszego zbawienia, jednocześnie dokonało się w 100% poza nami. To Chrystus cierpiał, nie my (Hbr 9:12). To on stał się naszym grzechem, nie my. To On został potępiony, nie my (Iz 53:5). To Jego Bóg opuścił, a nie nas (Mk 15:34). To On wziął na siebie nam należące się przekleństwo, a nie my (Gal 3:13). To On nas odkupił, nie myśmy się sami odkupili. A jednak, właśnie dzięki temu nie musimy cierpieć, być karani, potępieni, przeklęci! Właśnie dzięki temu jesteśmy usprawiedliwieni, usynowieni, posiadamy obietnice życia na wieki, Bóg nam błogosławi duchowym błogosławieństwem niebios. (Gal 4:6; Rz 3:24-25; Rz 5:1;1J 4:11-13; Ef 1:3).
Problemem dzisiejszych chrześcijan (choć pewnie nie tylko dzisiejszych) jest niedostrzeganie Boga poza własnym doświadczeniem. Jeśli coś się nie dzieje w moim życiu, to jest nieistotne. Może tego nie być. Ważne jest tylko to, co przeżywam, co mnie dotyka, porusza; a z natury dotyka nas i porusza najbardziej to, co dzieje się w nas. Tylko że z natury nie tej przemienionej, ale starej. Nie ma się więc czym chlubić.
Dlatego też Bóg działając w swej łasce zmusza nas, byśmy odwrócili swe oczy od siebie samych; przestali uważać się za pępek świata – i zwrócili się poza siebie, ku Chrystusowi (Gal 2:16; J 14:6). Ku dalekiemu wydarzeniu sprzed 2000 lat, o którym niektórzy teolodzy twierdzą, że nie ma już dla nas znaczenia, bo to nie nasze życie; nie nasze doświadczenia. Fakt, dla wielu nie ma znaczenia. Ale dla prawdziwie wierzących – właśnie w tym dalekim życiu Galilejczyka, w Jego śmierci, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu widoczny w chwale i mocy jest sam Bóg (J 1:14). Bóg nie tylko się ujawniający – ale Bóg dokonujący najważniejszego zadania, jakie sobie zaplanował ze wszystkich, jakie łączą się ze zbawieniem człowieka – stania się sługą, wyrzeczenia się swej chwały, wyparcia się samego siebie, dobrowolnego i nieprzymuszonego uniżenia. Którego zwieńczeniem jest złożenie z samego siebie doskonałej ofiary, okupu za wielu, stanie się doskonałym Arcykapłanem i Barankiem na wieki, korzystając z której ludzie mogą pojednać się z Bogiem (Flp 2:6-11; Hbr 9:15; Obj 21:22).
Chrystus jest poza nami. Chrystus jest obecnie w niebie, siedzi po prawicy Ojca, skąd przyjdzie powtórnie w chwale, aby przeprowadzić sąd i wprowadzić nową epokę – nowych niebios i nowej ziemi (Obj 21:1). I do tego właśnie Chrystusa poza nami musimy koniecznie się zwrócić; przyjść; skłonić. Musimy wyjść z siebie – przestać się interesować sami sobą, koncentrować na własnych wysiłkach i zdolnościach, pobożności, moralności – i odnaleźć zaspokojenie i ukojenie w tym, co stało się poza nami, czego On dokonał. W Jego doskonałej ofierze, którą nas uświęcił. W Jego doskonałym życiu, którego zasługi są przypisane każdemu, kto do Niego przychodzi.
W jaki sposób to Boże działanie poza nami jest w nas obecne? Tylko poprzez nasze wyjście poza siebie, odwrócenie się od siebie i zwrócenie się ku Niemu; czyli tylko poprzez naszą wiarę. Osoba prawdziwie wierząca widzi konieczność krzyża; potrafi się na nim skupić; potrafi nim żyć – radością z tego, co uczynił dla niej Chrystus. Taka osoba ma pokój, wdzięczność, radość niezależnie od okoliczności życia i ponadnaturalnych dzieł Ducha, bowiem prawdziwe ufa Chrystusowi. „W wierze a nie w oglądaniu” pielgrzymuje; widzi krzyż i żyje łaską, pojednaniem, miłością, którą tam odnalazła. Jest jej to bliskie, i dla niej bardzo cenne, choć to życie Kogoś Innego. Potrafi mówić o Jezusie, zachwycać i podniecać się tym, co o Nim czyta; dzielić się tym z innymi. Dotykają ją nie tylko Boże dary w życiu (lub ich brak), widzialne błogosławieństwa, jakby nie były ważne, prowadzenie Boże w rodzinie, pracy czy Kościele. Ale właśnie, i to bez względu na zrozumienie Bożego planu; bez względu na widoczne w życiu działanie Ducha – zwraca swój wzrok na Jezusa. I to jej wystarcza, bowiem widzi w Nim swego Zbawiciela i Stwórcę; widzi w Nim naturę Boga Ojca, do którego może w ufności wołać Abba. Mając Chrystusa ma wszystko; wszystko inne choć dobrze, że jest, nie jest jej potrzebne.
To Boże działanie – zwracające nas w stronę Chrystusa i sprawiające, że interesuje nas i jest dla nas cenne coś, co z natury nas nie pociąga i z natury nie ma dla nas znaczenia – było podkreślane przez purytan jako świadectwo prawdziwości nawrócenia. To, że ktoś widzi sens w historii, Boga, który działa, jeszcze nie czyni z niego osoby zbawionej. Owszem, doświadcza błogosławieństwa, ale tego błogosławieństwa doświadczają również ludzie niezbawieni. Ręka Boża jest czasem tak silnie widoczna w życiu, czy to osobistym czy narodowym, że i niewierzący się zgodzą, że Ktoś kieruje ich życiem. To jednak jeszcze nie czyni z nich osób zbawionych. Podobnie cuda – wielu się zgodzi, że istnieją, że jakiś Bóg za nimi stoi; zgadzały się z tym nawet tłumy idące za Jezusem. I co? I nic. Chodziły i przestały chodzić. Wiara jest ze słuchania, a nie z cudów; a treścią tego, czego słuchamy nie jest Słowo Cudów ani Słowo Błogosławieństwa, ale Słowo Chrystusowe (Rz 10:17). Innymi słowy, nawet jeśli ktoś rozpoznaje Boże dzieło Ojca i Syna, musi ujrzeć Syna i przyjść do Syna.
Podsumowując: osoba prawdziwie nawrócona wie, że coś wyjątkowego stało się poza nią. Potrafi sięgać wzrokiem – zainteresowaniem, ciekawością, pragnieniem poznawania i przeżywania – poza własne odczucia i życie. Odnajduje wielkie pocieszenie, wdzięczność i pokój słuchając nie o sobie, skupiając się nie na sobie, opowiadając nie o sobie, mówiąc nie o Bożym działaniu w sobie, ale słuchając o Chrystusie, skupiając się na Chrystusie, opowiadając o Chrystusie, o Bożym działaniu w Chrystusowym życiu, śmierci i zmartwychwstaniu. To mało efektowne, fajerwerkowe, ale pełne największej przemieniającej życie mocy i konieczne dla zbawienia działanie Boże (Rz 1:16: wiara w coś poza nami, ewangelię Chrystusową właśnie, jest mocą ku zbawieniu). Bez tego działania wiary nie mamy Chrystusa. Mamy może cuda i poczucie Boga jako Stwórcy, ale nie mamy uwalniającego, dającego zbawienie od wszelkiego grzechu i egoizmu odwrócenia wzroku do siebie i znalezienia naszego ukojenia poza sobą, w wyjątkowej postaci wcielonego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Syna Bożego, Jezusa Chrystusa; On jest Zbawicielem każdego, kto Jemu powierzy swoje życie i złoży nadzieję pojednania z Bogiem w Jego doskonałej ofierze.
Bóg Duch Święty i przekonujące świadczenie o prawdziwości zbawienia
Duch został dany wszystkim wierzącym Synowi przez Ojca (Łk 24:49). Jest pośród nas (J 14:17), wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem (1Kor 12:13); On rozdziela zgodnie ze swa wolą dary (1Kor 12:11). Naucza i przypomina to, czego nauczał Jezus (J 14:26), uwielbia Go, oznajmia to, co otrzymał od Syna (J 16:14). Jest Duchem Prawdy, pochodzącym od Ojca, którego zadaniem jest złożyć świadectwo o Synu (J 15:26). On sprawia, że ludzie wyznają Jezusa Panem (1Kor 12:3); On również wspiera nas w niemocy naszej, pomagając w modlitwie (Rz 8:26), a przede wszystkim potwierdza w naszych sercach rzeczywistość nowej więzi Bogiem: świadczy że jesteśmy dziećmi Bożymi (Rz 8:26).
Duch również przekonuje świat o istnieniu grzechu, Sądu Bożego i wyjątkowości Jezusa, potrzebie zbawienia (J 16:8-11) i sprawia, że ludzie nawracają się do Boga przez Syna. Czasami robi to w bardzo wyjątkowy sposób: przez ogłaszanie prawdy w mocy na nabożeństwach (1Kor 14:25), czy w końcu przez cuda, czyli znaki (Mk 16:20) – uwalnianie ludzi od demonów (Dz 8:7), uzdrowienia (np. Dz 9:34-35; 14:10), wskrzeszenia (Dz 9:40) czy inne (Mk 16:18). Podsumowując, w życiu człowieka wierzącego działanie Ducha zauważalne jest przede wszystkim przez świadczenia w sercu o synostwie oraz świadczenie o Bogu w mocy, przez cuda względem zboru i świata.
Obecnie chyba właśnie temu ostatniemu sposobowi Bożego działania poświęca się najwięcej uwagi. Z pewnością w historii często było to działanie Boże nie doceniane, zaprzeczano realności składania świadectwa przez Ducha Bożego - o prawdziwości zbawienia dokonanego przez Syna i dostępnego przez wiarę w ewangelię i upamiętanie - w ponadnaturalny, spektakularny sposób. I z pewnością nie jest to postawa wiary i zaufania do Boga.
Z drugiej strony obecnie widzę niebezpieczną tendencję skupiania się tylko na tym jednym sposobie Bożego działania w życiu i traktowania go jako jedynego prawdziwego. Albo jedynego wartościowego. Często jego obecność (lub mniemana obecność) jest traktowana jako test duchowości. Czy to właściwa postawa?
Z pewnością nie. U Boga wcale nie to co najbardziej efektowne jest najważniejsze. Np. upodobało się Mu zbawiać ludzi w bardzo nieefektowny sposób – przez głupie kazanie, a nie znaki czy mądrość (1Kor 1:21-22). Zbawił ludzi nie przez coś wspaniałego i wielkiego, ale przez hańbiącą śmierć. Obiecuje swym naśladowcom nie zaszczyty i chwałę na tym świecie, ale współcierpienie (Rz 8:17) zapieranie się siebie i noszenie krzyża (Mt 16:24-25). Tak więc wiele osób przez ciągłe pragnienie cudowności i niezwykłości swą postawą lekceważy Bożą logikę postępowania, całe dzieło Boga Ojca i Syna - skupiając się tylko na cudach Ducha. Jednocześnie w ogóle nie rozumie celu działania Ducha – tym celem bowiem jest zawsze POTWIERDZENIE prawdziwości dzieła Syna, wskazanie na wyjątkowy plan Ojca zrealizowany przez Syna i realizujący się w Jego ciele – kościele, nie zaś samemu bycie w centrum. Duch świadczy o Ojcu i Synu, a nie zajmuje ich miejsce! Duch prowadzi do Ojca i Syna – a nie do siebie. Duch zawsze chce wskazywać Syna, a przez Syna Ojca; nie chce, by na nim się zatrzymać. Po to też są Jego cuda i w ogóle Jego działania. Nie daje cudów po to, by były w naszym życiu i sprawiły, żeby było ciekawe i emocjonujące, troszeczkę nadnaturalne, tak jak u buddystów czy na kursie jogi. Naprawdę ciekawe, duchowo, nasze życie będzie nie wtedy, gdy będą w nich cuda, ale wtedy, gdy będzie w nim Syn i Ojciec dzięki Duchowi i przez Ducha.
Cuda czynili magowie egipscy; cuda czynił Szymon Czarnoksiężnik. Cudem byłoby objawienie się anioła z nieba, o którym mówił Paweł, a jednak to nie dowodzi, że działa Bóg (Gal 1:8). Cuda nie są jakimś wyróżnikiem prawdziwej wiary. Owszem, łączą się z nią, towarzyszą jej, ale ona nie na nich polega i nie ich szuka. Szukanie cudów jest pomyleniem Bożych priorytetów. Szukaj Boga, a cuda znajdą ciebie; szukaj cudów, a odnajdziesz dużo udawania i podróbek. Bowiem Bóg czyni prawdziwe cuda w nieprzymuszony sposób, i czyni je nie tam, gdzie rozwydrzone względnie znudzone tłumy ich oczekują, ale tam, gdzie ludzie szukają wiary i Boga.
I jeśli ktoś tego nie rozumie, a obawiam się, że sporo dzisiejszych protestantów tego nie rozumie, to w ogóle może nie jest zbawiony. Chrześcijaństwo nie polega bowiem na dostarczaniu uciechy i zadowolenia zarozumiałym grzesznikom, którzy chcą cudów, a nie Boga (może nawet mówią, że chcą Boga, ale tak naprawdę przez Boga rozumieją cuda); którzy chlubią się i wywyższają ponad innych czymś, co dostali z łaski – darami łaski, charyzmatami. Albo może nawet czymś, co od Boga nie pochodzi – bo przecież można czynić cuda i uzdrawiać, i to w imieniu Jezusa, a i tak nigdy Jezusa nie poznać. Jezus zna grzeszników tylko wtedy, gdy znają Go jako Tego, który przemienia życie grzeszne w sprawiedliwe (Mt 7:23). Albo może chlubią się czymś, co po prostu jest udawaniem przed innymi i co gorsza samymi sobą, że jest cudem - koloryzują własne doświadczenie wiary, dodają i manipulują, żeby poprawić swoje samopoczucie i udowodnić sobie przez to własną wyjątkowość.
Nie żyjmy więc dla cudów i szukając cudów; żyjmy dla Boga, a cudowne działanie przyjdzie samo. To działanie nie zastąpi nam znajomości dzieła Bożego Syna ani Ojca; ono również niczego do treści naszej wiary nie doda. Bo nie po to jest dawane. Dawane jest dla świadectwa – dla potwierdzenia prawdziwości tego, w co wierzymy. Świadek nie czyni czegoś prawdziwym bądź fałszywym; świadek stoi obok i wzmacnia słowa prawdy i osłabia słowa kłamstwa. Pieczęć na dokumencie nic nie dodaje do jego treści. On jest prawdziwy i bez niej. Ale pieczęć dowodzi, potwierdza, wzmacnia przesłanie zawarte w dokumencie. Podobnie działanie Ducha. Ono nie sprawia prawdziwości dzieła Ojca i Syna, ale w przekonujący sposób potwierdza zbawienie, które przez wiarę zyskujemy w Chrystusowej śmierci i sprawiedliwości.
Podsumowanie
Życie chrześcijańskie, w łasce Bożej, przez wiarę, to doświadczanie działania Ojca, Syna i Ducha. Potrzebujemy rozpoznawać Boga jako Pana nad światem; czerpać nadzieję i pocieszenie z Jego prowadzenia historii naszej i historii w ogóle. Człowiek wierzący to widzi i to go wzmacnia i napełnia czcią i bojaźnią. Potrzebujemy wychodzić poza siebie – sięgać wiarą ku Chrystusowi; w Nim odnajdywać zaspokojenie i spełnienie. Odginać, odkręcać nasze skupione przez grzech na sobie spojrzenie; odnajdywać w Chrystusie Boga i Zbawiciela. Potrzebujemy działania Ducha Bożego, który na różne sposoby, towarzysząc nam w pielgrzymce wiary, potwierdza naszą tożsamość i przynależność do Bożej rodziny oraz świadczy niewierzącym o realności żywego Boga.
Każdy z nas prawdopodobnie skupia się na którymś z nich. Potrzebujemy jednak wszystkich, aby nasze doświadczenie Boga odzwierciedlało Boże zamierzenie. Doświadczając wszystkich nie zaprzeczajmy żadnemu; nie wywyższajmy jednego nad pozostałe. Potrzebujemy Boga w całej różnorodności Jego wpływu; odkrywać i uwielbiać Go za całą pełnię Jego zbawiającego działania dla nas i w nas.
|