Prześledźmy krótko pewien proces: Salomon wiedząc, że nie należy zawierać związków małżeńskich z kobietami innych narodowości, ożenił się m.in. z Ammonitką Naamą i miał z nią syna Rechabeama. Potem, wiedząc, że Rechabeam nie jest w pełni Izraelitą, Salomon powołał go na swego następcę. Niby nie zrobił nic złego; kierował się sercem, wszystkich chciał traktować równo itd., a jednak tymi „dobrymi” kompromisami Salomon zapoczątkował proces upadku duchowego w Izraelu. Gdy Rechabeam umocnił swoje panowanie i przybrał na sile, porzucił Prawo PANA — on, a z nim cały Izrael [1Krn 12,1-2]. Nic dziwnego, że naród zaczął przeżywać poważne problemy. W piątym roku panowania Rechabeama, Szyszak, król Egiptu, wyprawił się przeciw Jerozolimie [1Krl 14,25]. Wyprawił się przeciw Jerozolimie — ponieważ sprzeniewierzyli się PANU – dopowiada 1Krn 12,2. To oznaczało kolejne straty. Zabrał on wszystkie skarby świątyni PANA i pałacu królewskiego! Wziął także wszystkie złote puklerze sporządzone przez Salomona [1Krl 14,26]. Wyposażenie świątyni zostało zrabowane, a więc życie duchowe ludu Bożego zostało pozbawione niektórych elementów, a w konsekwencji uszczuplone.
Dewaluacji uległa też jakość królewskiej straży przybocznej, bowiem gdy Egipcjanie skradli jej złote puklerze, król Rechabeam zastąpił je wówczas puklerzami z brązu. Powierzył je dowódcom straży przybocznej, którzy pilnowali wejścia do pałacu królewskiego. I ilekroć król wybierał się do świątyni PANA, strażnicy przyboczni zbroili się w nie, po czym odnosili z powrotem do swojej wartowni [1Krl 14,27-28]. Z daleka tarcze wyglądały niby podobnie, ale nie miały już oryginalnej wartości, bo przecież brąz lub miedź, to nie to samo, co złoto.
Myślę, że napotkany dziś przeze mnie biblijny obraz trafnie ilustruje procesy duchowej dewaluacji, mające miejsce we współczesnych kręgach zborowych. Każda samowola, każde odejście od prostolinijnego posłuszeństwa Słowu Bożemu skutkuje jakąś stratą duchową. Biblia wyraźnie mówi, że nie może być żadnej wspólnoty i zgody między Jego dziećmi, a czcicielami bałwanów. Ostrzega, że przyjaźń ze światem jest wrogością wobec Boga. Słowo Boże rozkazuje nam odrzucić wszelkie kłamstwo. Zabrania wdrażania się w bezbożne zwyczaje narodów itd. A my..?
Na przestrzeni ostatnich lat obserwuję szybko postępującą dewaluację duchowego stanu ludzi ewangelicznie wierzących. I co jeszcze gorsze, ta smutna tendencja ma bardzo wielu zwolenników. Niektórzy z nich, wykorzystując wrodzoną inteligencję oraz otrzymane od Boga talenty, nie tylko bronią (oby przynajmniej nieświadomie) procesu schodzenia z drogi prostolinijnej wiary, ale jeszcze obśmiewają braci, którzy – być może nieumiejętnie – ale starają się stać na straży zdrowej nauki i apelować o większą ostrożność w chodzeniu przed Panem.
Ogłaszam alarm, bo wielu "znakomitych" braci i sióstr stało się rzecznikami procesów, które - jeśli się nie zreflektujemy - doprowadzą wkrótce do zatarcia granic. Sprawa zrobiła się bardzo poważna.