"Sprawiedliwy, który jest chwiejny przed bezbożnym, jest jak zmącone źródło albo skażony zdrój" [ Przypowieści Salomona 25,26].
Zbliżanie się do źródła podnosi spragnionego wędrowca na duchu. Za chwilę ma wreszcie napić się orzeźwiającej wody i ugasić dokuczliwe pragnienie! Do źródła 50 metrów – informuje go przydrożna tabliczka. Pielgrzym przyspiesza kroku, przełyka szczątki śliny, słyszy narastający szmer i już jest na miejscu. Krystalicznie czysta, klarowna, zbawienna, przywracająca siły, a do tego, jakże smaczna woda! Spragniony niemal rzuca się na nią i pije!
"Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije" – zawołał Jezus Chrystus w Jerozolimie [Jn 7,37]. To znaczy, że Syn Boży jest dla spragnionych dusz tym, czym jest źródło dla zmęczonego wędrowca. "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie" [Mt 11,28]. Nie ma obawy, że któregoś dnia stanie się inaczej, że przyjdziemy do Niego, a nie będziemy mogli ugasić naszego pragnienia. "Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki" [Hbr 13,8]. Chwała niech będzie Panu Jezusowi!
To kim jest Jezus Chrystus, jednoznacznie określa, jacy mają być Jego uczniowie. "Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam" [Jn 20,21]. Taka jest wola Boża względem nas i takie jest nasze przeznaczenie. "Bo tych, których przedtem znał, przeznaczył właśnie, aby się stali podobni do obrazu Syna jego, a On żeby był pierworodnym pośród wielu braci" [Rz 8,29]. Bóg chce, abyśmy byli dla zgubionych i zmęczonych dusz, jak orzeźwiające źródło dla strudzonego wędrowca. Byśmy byli tacy o każdej porze, niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Czy ktoś przygląda się nam w trakcie nabożeństwa, czy też gdzieś na wakacjach, daleko od domu i towarzystwa ludzi wierzących, wszędzie – jak Jezus – mamy być klarownym źródłem, mogącym poratować usychające z tęsknoty za Bogiem dusze.
W jaki sposób możemy kimś takim być dla świata? Podstawą tej zdolności jest śmierć naszej starej natury i dar nowego życia w Chrystusie. "Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus" [Ga 2,20]. Gdy On żyje w nas, to jesteśmy do Niego podobni. "Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem, stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe" [2Ko 5,17]. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie być dla innych źródłem duchowego zbudowania. To oczywiste. "Zdolność nasza jest z Boga" [2Ko 3,5]. Tylko w Chrystusie jest to możliwe. Chwała niech będzie Panu Jezusowi!
Posłani przez Jezusa i napełnieni Duchem Świętym mamy w tym świecie reprezentować Syna Bożego i w Jego imieniu nieść grzesznikom ratunek. Mamy to robić aż do dnia, gdy Pan nas odwoła ze służby. Z woli Bożej jesteśmy solą ziemi i światłością świata. Mamy trwać w tej postawie pomimo tego, że nieraz będziemy obmawiani i posądzani o niestworzone rzeczy. "Nie dziwcie się, bracia, jeżeli was świat nienawidzi" [1Jn 3,13]. Wręcz powinniśmy się spodziewać ataków i pomówień ze strony złych ludzi. Ważne tylko, aby żaden z formułowanych przeciwko nam zarzutów nie okazał się prawdą. "Prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia" [1Pt 2,12].
Krótko mówiąc, Bóg obdarzył nas zaszczytem reprezentowania go na tej ziemi i prawem do występowania przed światem w imieniu Jezusa. Jest to wyróżnienie wymagające od nas klarownej, jednoznacznej postawy w każdych okolicznościach życia.
Po tym niezbędnym wstępie nadeszła pora, by skupić naszą uwagę na zacytowanym fragmencie z Przypowieści Salomona: "Sprawiedliwy, który jest chwiejny przed bezbożnym, jest jak zmącone źródło albo skażony zdrój".
W czasie majowego pobytu w Korei Południowej zostałem zaproszony przez moich gospodarzy z "Berea International Institut" w Seulu, na trójwymiarową projekcję filmu produkcji "National Geographic" pt. "Lwy Kalahary". Proste obrazy: pustynia, wodopój, spragnione antylopy i lwy. Antylopy przychodzą pić pomimo czających się w pobliżu lwów. Wodopój z powodu suszy staje się coraz mniejszy. Pomimo śmiertelnego niebezpieczeństwa antylopy wciąż jednak mogą gasić pragnienie. Pewnego dnia nadciąga stado słoni. Słonie włażą do wody i tak ją mącą, że wodopój zamienia się w błoto. Koniec z wodopojem. Antylopy w ogóle nie mają już gdzie ugasić pragnienia. Przychodzą, nachylają się, ale tego nie da się pić. Nie lubię słoni...
Ten obraz bardzo utkwił w mojej świadomości. Zmącone źródło przestaje spełniać swoje zadanie. Jest do niczego.
Sprawiedliwy przed bezbożnym ma być jak czyste źródło. Ma być stały. Ma być niezmiennie przejęty pełnieniem woli Bożej, wciąż posłuszny Słowu Bożemu. "A tak, bracia moi mili, bądźcie stali, niewzruszeni, zawsze pełni zapału do pracy dla Pana" [1Ko 15,58].
Bez względu na to, czy przeżywamy sukces, czy porażkę, czy jesteśmy zdrowi, czy chorzy, czy nas lubią, czy nienawidzą, czy nam pomagają, czy przeszkadzają – wciąż mamy być tacy sami. Mamy być jak Jezus. Bezbożny wyśmieje nas, obgada poza plecami, ale wciąż powinien widzieć nas niezmiennie takimi samymi. W razie czego, gdy mu się świat zawali, gdy go odepchną od koryta w tym świecie, gdy dane mu będzie przejrzeć na oczy i zrozumieć, że potrzebuje Jezusa – wtedy będzie wiedział, do kogo się udać po wsparcie, bo będziemy dla niego jak czyste źródło dla spragnionego tułacza.
Niestety, wielu współczesnych chrześcijan przestało być takim ośrodkiem pomocy. Są jak zmącone źródło albo skażony zdrój.
Słowo Boże wskazuje przyczynę utraty tej ważnej kwalifikacji sprawiedliwego. Jest nią chwiejność przed bezbożnym. Zastanówmy się, na czym to polega?
Chwiejność – to brak zdecydowania, wahanie się, niestałość, zmienność. Zasadniczo więc rzecz ujmując, z chwiejnością w życiu chrześcijanina mamy do czynienia zawsze wtedy, gdy nie jest on całkowicie zdeklarowanym naśladowcą Jezusa Chrystusa. Gdy z jednej strony stara się być przy Chrystusie, a jednocześnie nadal miłuje świat i rzeczy, które są na świecie. Coś takiego musi, wcześniej czy później, objawić się chwiejnością. Dosłownie chwiejny znaczy – przechylający się w różne strony. Raz na prawo, raz na lewo. Raz do przodu, raz do tyłu. To do góry, to znów na dół.
Tak właśnie dzieje się z tobą, gdy nie jesteś stuprocentowym chrześcijaninem. W niedzielne przedpołudnie przychodzisz wielbić Boga, w sobotni wieczór lgniesz do świata. Raz cię widzą, jak się modlisz, innym razem jak grzeszysz. To pomagasz, to znów szkodzisz. Jednego dnia głosisz ewangelię, drugiego dnia obmawiasz i siejesz wrogość. "Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak, bracia moi, być nie powinno" [Jk 3,10].
Niebezpieczeństwo zmienności tkwi także i w tym, że nieraz zdaje się ona być czymś pozytywnym. "Tylko krowa nie zmienia poglądów" – wyjaśnia polityk, sam zachowujący się jak chorągiewka na dachu. W tym świetle ktoś, kto niezmiennie głosi te same idee i przez lata trzyma się tych samych wartości – to "beton" i "konserwa".
Mało tego. Jest nawet coś atrakcyjnego w chwiejności, ponieważ wywołuje ona sensację. Gdy jakaś budowla stoi mocno, nikt nie widzi w tym nic ciekawego. Co to za wiadomość, że jakaś wieża stoi prosto? Co innego, gdy się przechyla! To jest wiadomość! Chyba wszyscy słyszeli o krzywej wieży w Pizie. Gdy coś się chwieje – zaczyna przyciągać uwagę i o to chodzi w tym świecie.
Co to za wiadomość, że człowiek jest prawy, uczciwy, stabilny? To żadna wiadomość. Kiedy się jednak zachwieje – od razu jest o czym pisać. Co to za wiadomość, że pastor przez dwadzieścia lat wiernie stoi w służbie ewangelii? Co to za atrakcja, gdy wierzący są przywiązani do swego zboru, miłują swój zbór i trzymają się go w dniach dobrych i złych? Nuda. Nie ma o czym mówić.
Co innego, gdy ktoś z braci zgrzeszy, zrezygnuje z funkcji, zmieni zbór, wyjedzie, albo gdy ktoś z przyjaciela zmieni się we wroga. O, to jest wiadomość! Oczywiście, oficjalnie nikt tego by nie chciał, nikt na to nie czeka, ale... bądź, co bądź, przydałyby się jakieś zmiany...
Niektórzy, niejako czując to "ssanie" środowiska, robią wreszcie coś, na co inni jakby czekali i na chwilę ich chwiejność wzbudza zainteresowanie. Ludzie dzwonią do nich, pytają, opowiadają, dyskutują, współczują, plotkują i – skupiają uwagę na kimś kolejnym.
Chwiejność ma w sobie jakąś siłę przyciągania. Mało kto interesował się uwięzionym Janem Chrzcicielem, aż gruchnęła wiadomość, że prorok ma wątpliwości: "Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy oczekiwać innego?" [Mt 11,3]. To przyciągnęło uwagę wielu ciekawskich. "Co wyszliście oglądać na pustyni? Czy trzcinę chwiejącą się od wiatru?" [Mt 3,7]. Jan nawołujący do upamiętania już nie był dla nich żadną atrakcją, ale Jan wątpiący, chwiejny – to co innego!
Zastanówmy się, z jakiego powodu tak często mówimy o św. Piotrze? Dlaczego Judasz dla wielu artystów jest tak inspirującą postacią? W jakim kontekście najczęściej wspominamy Dawida? Czy to nie jest znamienne?
Tak. Żyjemy w rozchwianym świecie. Tutaj lubi się chwiejność i goni się za sensacją. Tutaj niezmienność jest w niełasce, a nawet w pogardzie. Ten trend przenika również do zborów. Objawia się zapotrzebowaniem na nowe formy: dynamiczny kaznodzieja, krótkie refreny, drama, taniec, flagi, telebimy... Gdy gdzieś brakuje takich atrakcji – zaraz niektórzy mówią, że to martwy zbór, że konserwa, że nie ma życia, że...
A jednak z drugiej strony zauważyć można tęsknotę duszy za czymś "na stałe". Firmy usługowe rozdają karty "stałego klienta" i kuszą specjalnymi ofertami dla "stałych" bywalców. Stałość nie oznacza przecież braku życia. Coś "na stałe" – to gwarancja poczucia bezpieczeństwa, to oparcie, azyl, schronienie. Takie są marzenia wielu ludzi. Mieć pracę na stałe. Znaleźć partnera na stałe. Zamieszkać na stałe. Jest w tym coś naprawdę atrakcyjnego! Oczywiście pod warunkiem, że mamy do czynienia z kimś dobrym i solidnym.
Pomyślmy o naszym Panu, Jezusie Chrystusie. "Jam jest alfa i omega [początek i koniec], mówi Pan, Bóg, Ten, który jest i który był, i który ma przyjść, Wszechmogący" [Obj 1,8]. Stałość, niezmienność – to atrybut Boży, to cecha Bożej natury. "Zaiste, ja Pan, nie zmieniam się" [Mal 3,6]. "Uschła trawa i kwiat opadł, ale Słowo Boże trwa na wieki! [1Pt 1,24–25]. "Jezus Chrystus wczoraj dziś ten sam i na wieki!" [Hbr 13,8]. Wiemy z Biblii, że Bóg wybrał nas przed założeniem świata. Jakiż musi On być niezmienny i stały w swoich wyborach – skoro niektórzy z nas tak naprawdę dopiero teraz zaczynają życie z Bogiem i dla Niego!?
Świadomość niezmienności naszego Pana pobudza do naśladownictwa. Mamy zaszczyt być w przymierzu z Wiekuistym! Koniec z tym życiowym rozchwianiem! Naśladowanie Jezusa Chrystusa – to coś na całe życie. To nie jest jakaś sezonowa, wakacyjna przygoda. To jest coś na dłużej... – To jest związek na stałe! To jest zadanie na stałe!
Pan chce, aby jego słudzy byli stali. "Kto więc jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan postawił nad czeladzią swoją, aby im dawał pokarm o właściwej porze? Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego. Zaprawdę powiadam wam, że postawi go nad całym mieniem swoim. Jeśliby zaś ów zły sługa rzekł w sercu swoim: Pan mój zwleka z przyjściem, i zacząłby bić współsługi swoje, jeść i pić z pijakami, przyjdzie pan sługi owego w dniu, w którym tego nie oczekuje, i o godzinie, której nie zna. I usunie go, i wyznaczy mu los z obłudnikami; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów" [Mt 24,45-51].
Kto jest tym sługą wiernym i roztropnym? Ten, kto podjął się na stałe służby i ją pełni mimo niesprzyjających warunków. W podobieństwie Pana Jezusa chodzi o zajmowanie się czeladzią tj. niewolnikami. Karmić i doglądać niewolników. Niezbyt atrakcyjne zajęcie. Ciągle to samo jedzenie, ciągle ci sami ludzie, ciągle w tym samym miejscu. A do tego brak miłej atmosfery, bo niewolnicy nigdy jej nie stworzą.
Przedłużające się zadanie może rodzić pokusę, aby "dać sobie na luz". Co jednak stanie się, gdy wspomniany sługa da sobie na luz, gdy zacznie bić współsługi, gdy zacznie jeść i pić z pijakami? Przyjdzie pan tego sługi o nieoczekiwanej porze, usunie go i wyznaczy mu los z obłudnikami!
Zastanawiałem się, na czym polega przekleństwo tej kary? Błogosławieństwem i szczęściem dla człowieka jest przebywać wśród ludzi szczerych. Dzielić wspólny los z obłudnikami – to przekleństwo. Jednego dnia mówią, że cię cenią, a następnego dnia mieszają cię z błotem. W oczy mówią ci, że cię miłują, a za plecami cię obgadują. Taki dział czeka wszystkich chwiejnych chrześcijan. Już tutaj na ziemi ciągle są gdzieś pomiędzy żalem a złością. Płacz i zgrzytanie zębów!
Nie chcę mieć nic wspólnego z obłudnikami. Nie chcę spędzać ani godziny przy kawie z człowiekiem, który się do mnie uśmiecha, a potem mnie obgaduje. Wierzę, że Pan to widzi. Będę więc stały! Moją sprawą jest niezmiennie i wiernie pełnić powierzoną mi służbę, a Bożą sprawą zatroszczyć się o to, bym nie był otoczony fałszywymi braćmi. On oczyści moje otoczenie, bym nie miał żadnego działu z obłudnikami!
Mamy pozostać, wytrwać w powołaniu, pomimo nużącego zadania, pomimo tego, że czasem nasze życie przypomina bardziej kierat niż karuzelę. Chodzi o to, aby Pan, gdy nagle przyjdzie, zastał nas przy naszej robocie. Wtedy czeka nas nagroda. "Postawi go nad całym mieniem swoim". Ustanowi go nad wszystkimi jego. Już nie tylko nad niewolnikami, co jak mówiliśmy, jest mało atrakcyjne, ale nad całym domem, nad wszystkimi sprawami! To co innego. Takiego zajęcia każdy by chciał!
Pozwól, że w związku z tym podobieństwem zadam ci pytanie: Czego tu szukasz? Po co przychodzisz na nasze nabożeństwa? Szukasz czegoś na sezon, czy na stałe?
Wiedz, że możesz osiągnąć stabilizację i być na stałe wiernym uczniem Jezusa. Masz zaproszenie do grona takich sług. Otwierając Biblię, klękając do modlitwy, przychodząc tutaj – masz do czynienia z Wiekuistym i Wszechmogącym. Jesteś jak sezonowy pracownik, który otrzymuje ofertę pracy na stałe od wielkiej, solidnej międzynarodowej korporacji, która od stuleci nigdy nie wycofała się z rynku. Naprawdę! Wreszcie coś stałego! I to nie byle co!
W imieniu Jezusa Chrystusa takie zaproszenie dzisiaj ci przekazuję. Chodź, wejdź w przymierze z Panem! Pan cię zaprasza do swego Domu. Pan chce cię mieć w swojej służbie. Pan cię zaprasza do współpracy. Jest to zaproszenie na stałe!
Nie chwiej się więc, proszę. Nie próbuj dopasowywać się do świata, ani nawet do tak zwanych chrześcijan. Miej odwagę różnić się od otoczenia. Pozostań taki sam, nawet gdy twoi znajomi, również ci ze zboru, zmienią się nie do poznania. Nie musisz dobrze wypadać w ich oczach. Potrzebujesz dobrze wypaść tylko w oczach Tego, który przychodzi. Wzoruj się na Panu. Nie będziesz jak zmącone źródło.
Na koniec jeszcze jedna dobra wiadomość. Prawdziwe źródło ma zdolność do odzyskiwania klarowności. Gdy zostanie zmącone, trzeba trochę czasu i znowu jest dobre. Ty też masz w Jezusie taką zdolność. Masz łaskę, by upamiętać się i odnowić dobrą społeczność z Bogiem. Nie będziesz jak zmącone źródło.
|