Miesiąc dobroci dla.... Drukuj Email
Autor: Piotr Karel   
czwartek, 23 grudnia 2010 02:50

Wychodzi na to, że grudzień jest miesiącem dobroci dla ...ludzi! Jakby na zawołanie mnożą się działania charytatywne, dobroczynne akcje i wszelkiego rodzaju różne świąteczne i wigilijne imprezy, w których mamy okazję okazywać sobie wzajemnie ciepło i miłość.

Z nastaniem miesiąca, a szczególnie w drugiej jego połowie, gdy zbliżają się święta Bożego Narodzenia ludzie przypominają sobie o swoich bliskich. Ślą życzenia rodzinie, znajomym, i tym, o których przypominają sobie jedynie w grudniu, kupują sobie prezenty, czy drobne upominki, łamią się opłatkiem.

W sklepach, urzędach i na ulicy pozdrawiają się miło i serdecznie, życząc "Wesołych Świąt", dodając często: "Szczęśliwego Nowego Roku". Pomimo zimy, jakby cieplej na sercu! Grudzień rzeczywiście jest miesiącem dobroci dla ludzi. Inne miesiące nie mają swoich adresatów, w którym moglibyśmy okazywać dobroć. (Może oprócz miesiąca dobroci dla zwierząt!) Grudzień jest jednak wyjątkowym miesiącem, prawda?!

Dobrze to, czy źle? Oczywiście, że dobrze! Grzeczności, pamięci, dobrego słowa dla innych, życzliwości (oczywiście tej niekłamanej), nigdy nie jest zbyt wiele i dlatego dobrze, że choć raz w roku te uczucia są przywoływane. Ale z drugiej strony żal, że ta dobroć, życzliwość i serdeczność nie jest codziennym zjawiskiem, nie jest stylem i zwyczajem życia w ciągu długich miesięcy całego roku. Czy tak być powinno? Apostoł Jan napisał: "Umiłowani, miłujmy się nawzajem. Gdyż miłość jest z Boga." (1 J 4,7).

Jezus zaś dopowiada o nowym przykazaniu danym Swoim uczniom: "Abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem" ( J 13,24). Tej chrześcijańskiej miłości nie można zawęzić jedynie do grudnia. Miłość jest zasadą i regułą życia prawdziwych chrześcijan. Kto nie miłuje, nie zna Boga. "Jeśli ktoś mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (1J 4.20). Wychodzi więc na to, że grudzień "produkuje" wielu hipokrytów i prowokuje do obłudnych zachowań ludzkich. Bowiem okazywana "dobroć" bierze się często bardziej z tradycji jedynie, niż wypływa z charakteru i właściwej postawy człowieka względem Boga i bliźniego.

Nie dziwimy się przeto, że wspomnienie pamiątki przyjścia na świat Jezusa Chrystusa jest świętem coraz bardziej skomercjalizowanym, i związanym głównie... z choinką, prezentami, świątecznym stołem, pośpiechem, sprzątaniem, gotowaniem i zakupami.

W kręgach ewangelicznych chrześcijan coraz więcej głosów i pytań o sens obchodzenia tych świąt. 25 grudnia to prawdopodobnie (a może i na pewno) nie jest datą przyjścia na świat Bożego Syna. Czy jednak jest czymś niewłaściwym, gdy uwielbiamy Boga i dziękujemy Mu za niewysłowiony dar ŻYCIA zesłany nam na ziemię w Jego Synu - Jezusie Chrystusie? Na przekór wszystkim wrogom i mocom ciemności gromko zaśpiewajmy :

"Bóg się rodzi, moc truchleje, Pan niebiosów obnażony, ogień krzepnie, blask ciemnieje, ma granice Nieskończony. Wzgardzony, okryty chwałą, śmiertelny Król nad wiekami, a Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami".