Kanał kazań i reportaży – Różnorodny wykład Słowa Bożego oraz zbiór reportaży i audycji pozyskanych od Fundacji Głos Ewangelii. W tle starannie wyselekcjonowane hymny i piosenki anglojęzyczne.
Kazania – Różnorodny wykład Słowa Bożego zwiastowanego przez znanych kaznodziejów i ewangelistów. Kanał adresowany do tych, którzy chcą się zatrzymać i pomyśleć, po co żyją.
Kiedy człowiek uświadamia sobie, że tylko Jezus może mu pomóc, nie powinien odkładać w czasie tej decyzji ale natychmiast przyjść do Niego. Jest kilka osób w Nowym Testamencie, które biegły do Chrystusa.
“Padały slogany o tym, że Bóg jest łaskawy i sprawiedliwy. To największe kłamstwo, jakie czytałem, od dwóch tysięcy lat” - powiedział w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej Kuba Wojewódzki, komentując pogrzeb Anny Przybylskiej. Dodał przy tym: “Kiedy ten wasz Bóg przeprosi rodzinę Ani, że gdy ona odchodziła, on zajmował się doglądaniem budowy kolejnej świątyni. Niech przeprosi Jarka, że zabrał matkę jego dzieci.”
Powyższą wypowiedź przerzucono szybko na demotywatory, a jedna z moich znajomych skwitowała ją na facebooku słowami: Mocne, ale prawdziwe! Cóż, po części gotów jestem się z tym zgodzić - mocne. Ale czy prawdziwe?
Gerhard Kruger urodził się 27 sierpnia 1914 we wsi Przełęk w byłym powiecie działdowskim. Ojciec jego, Jan Gotfryd Kruger, przeprowadził się wraz z rodziną z byłego zaboru rosyjskiego ze wsi Michelsdorf, obecnie Michów, położonej na północny-zachód od Lublina.
W roku 1814 rodzice Gerharda zbudowali dom we wspomnianej wsi. Gerhard był czwartym z kolei dzieckiem w rodzinie Krugerów, najstarszy Robert wyjechał w okresie międzywojennym do Kanady. Następna była Marta, po niej Zygmunt o rok starszy od Gerharda. Wszystkich dzieci w rodzinie Krugerów było 12, tj. 10 chłopców i 2 dziewczynki. Ewald zmarł w wieku niemowlęcym, to też najmłodszy otrzymał znowu to imię.
W roku 1914 Rosjanie wtargnęli na teren Prus Wschodnich i wielu mężczyzn wywieźli w głąb Rosji, między innymi i ojca Gerharda, który przebywał 4 lata na Syberii, tam też nabawił się ciężkiego schorzenia serca. Sytuacja w domu bez ojca, nie była łatwa. Matka jednak dawała sobie radę z gospodarstwem i wychowaniem dzieci. Była energiczną i zaradną kobietą.
Porannymi myślami znalazłem się dziś przy ludziach, którzy zagubili się duchowo. Znam osobiście co najmniej parę takich osób, które niegdyś kroczyły drogą wiary i uświęcenia życia, a dzisiaj żyją po świecku. Niektórym z nich nawet nieźle powodzi się materialnie i robią wrażenie szczęśliwych. Inni klepią biedę i chodzą smutni. Tak czy owak, jedni i drudzy opuścili ścieżki Pana i żyją gdzieś z dala od społeczności Jego kościoła.
Bo Ty stworzyłeś nerki moje, Ukształtowałeś mnie w łonie matki mojej. Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje i duszę moją znasz dokładnie.
Cud życia. Tak często przechodzimy nad nim do porządku dziennego. Wszystkie czynności życiowe, oddychanie, poruszanie się, wydają się czymś naturalnym, czymś, co nam się należy. Kiedy zapominamy, że nasze życie jest darem, często naszej uwadze umyka również fakt, iż jesteśmy żywym dowodem jeszcze innego cudu, cudu stworzenia. Każdy z nas wie, że pewnego dnia, w dalszej lub bliższej przeszłości, przyszedł na świat. Pamiętamy i świętujemy rocznicę swoich urodzin, jednak to nie był początek naszego istnienia. Zaistnieliśmy wcześniej, zostaliśmy ukształtowani przez Stwórcę poza zasięgiem ludzkiego wzroku. Psalmista opiewa to w jednym ze swoich psalmów: Ty stworzyłeś nerki moje, ukształtowałeś mnie w łonie matki mojej…żadna kość moja nie była ukryta przed tobą, choć powstałem w ukryciu, utkany w głębiach ziemi. Od momentu, kiedy król Dawid spisał te słowa minęły wieki, rozwój nauki i techniki pozwolił nam zajrzeć tam, gdzie przez tysiące lat ludzkie oko nie miało wglądu. Jednak żyjąc w przeerotyzowanej współczesnej kulturze, będąc zewsząd bombardowani informacjami wypaczającymi piękno poczęcia i poczętego życia, czy potrafimy jeszcze dostrzec zachwycający cud stworzenia? Jeśli przeszliśmy już nad tym do porządku dziennego, zapraszam do oglądnięcia filmiku, który dał mi dużo do myślenia:
Zapominając o cudzie stworzenia, równocześnie zapominamy o tym, że jesteśmy dziełem Stwórcy, który jest Panem tego, co stworzył. On nie tylko nas stworzył, Jego uwadze nie umyka również to, co dzieje się w naszym życiu.
Poranną lekturę Biblii zdominowała mi dzisiaj intrygująca myśl z Psalmu 107. Po kilku wcześniejszych, dość zrozumiałych obrazach, pojawia się następujący opis: Pustynię zamienił w zbiorniki wód, a ziemię suchą w źródła wód. Osadził tam głodnych i założyli miasto do zamieszkania. Obsiali pola i zasadzili winnice, i zebrali obfity plon. Błogosławił im i rozmnażali się bardzo, a bydła ich nie umniejszył. Lecz zmaleli i zgnębieni byli przez ucisk, nieszczęście i strapienie [Ps 107,35-39].
Lud Boży zmalał. W jakim sensie? Zmalał duchowo, bo od dobrobytu poprzewracało się im w głowach? Błogosławieństwo materialne zaowocowało nędzą duchową? Niewykluczone, że niektórym z nich coś takiego się przytrafiło. Nie byłby to zresztą pierwszy taki przypadek, bowiem już wcześniej Biblia o podobnym kryzysie wiary wspomina:
Każdy dobry plon jest uwarunkowany. Właściwy czas zasiewu, odpowiednie warunki rozwojowe, stosowna pielęgnacja - zignorowanie tych czynników nie tylko obniża plony ale nawet może ich całkowicie pozbawić. Nade wszystko zaś, gdy ktoś chce mieć wielkie żniwa, powinien wiosną zadbać o odpowiednie, dobre nasienie. To proste prawo zasiewu i zbioru może być dobrą ilustracją naszego życia i jego owoców.
Są ludzie, którzy zdają się kpić sobie z tej oczywistej zasady. Oczekują plonu życia niezgodnego z dokonywanym zasiewem. Stąd wezwanie Słowa Bożego: Nie błądźcie, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; do albowiem co człowiek sieje, to i żąć będzie. Bo kto sieje dla ciała swego, z ciała żąć będzie skażenie, a kto sieje dla Ducha, z Ducha żąć będzie żywot wieczny [Ga 6,7-8]. Boga nie można na nic naciągnąć ani robić sobie z Niego żartów. Nie błądźcie, Bóg nie pozwala z siebie szydzić [wg przekładu Nowego przymierza]. Niektórzy jawnie negują związek doczesności z wiecznością. Prezentują całkowicie wykoślawione podejście do sprawy, niczym pewna kobieta, która wysłuchawszy podobieństwa o bogaczu i Łazarzu, stwierdziła, że za życia chce być bogaczem, a po śmierci będzie Łazarzem. Inni ślą ku Bogu następujący komunikat: Wyszaleje się, poużywam świata, a potem na starość się nawrócę. Jeszcze inni bagatelizują sprawę i liczą na jakiś fuks.
Głośne stały się w tych dniach słowa polskiego filozofa: "Jeśli udaje się powiązać harmonijnie miłość macierzyńską albo bratersko-siostrzaną z miłością erotyczną, to osiąga się nową, wyższą jakość miłości i związku". Chociaż są one jedynie echem dyskusji przewalającej się przez sporą część Europy, to oczywiste, że taka wypowiedź musiała w Polsce wywołać burzliwą reakcję. Ze zdumieniem jednak słucham, że jest ona kontrowersyjna przede wszystkim dlatego, że narusza nasze wielkie tabu. Czyżby więc wystarczyło, aby te kwestię jakoś w naszym społeczeństwie odczarować i wtedy miłość erotyczna w obrębie najbliższej rodziny byłaby już w porządku?
Otóż podejście do sprawy zakomunikowane przez prof. Hartmana jest nie do przyjęcia głównie z innego powodu. Bóg, stwarzając człowieka, wpisał w naszą psychikę odruch moralny, który trzyma nas z dala od kazirodczych kontaktów seksualnych. Wzdragamy się na myśl o fizycznym współżyciu seksualnym z własnym dzieckiem, rodzicem lub rodzeństwem. Ażeby uniknąć w tym niedomówień i niejasności, Biblia wyraźnie instruuje:
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje.” (Mt. 9, 37 - 38)
Od tamtej chwili – obrazowo rzecz ujmując – na niebie rozpostarte jest wezwanie :
„ Pracownicy pilnie poszukiwani.”
Ale mimo tego są ludzie, którzy mimo swoich chęci nie są gotowi na pracę dla Pana. Jezus takich osób nie odtrąca, ale sugeruje dogłębne zastanowienie się nad swoimi motywami.
W pierwszej ławce pod oknem siedziała Dziewczynka. Jej blond włoski były spięte z tyłu głowy w końskiego ogonka, a nad niebieskimi oczkami zgrabnie układała się równo przycięta grzywka. Była śliczna i chciałoby się dodać „słodka”…
Niestety, tylko chciałoby, gdyż w rzeczywistości jej zachowanie nie miało nic wspólnego ze słodyczą. Tamtego dnia wszystko szło nie tak. To był upalny dzień. Nieprzyzwyczajonym jeszcze do szkoły pierwszaczkom ciężko było wysiedzieć w nagrzanej klasie. Na ostatniej lekcji były mocno zmęczone i rozkojarzone. Na domiar złego, zaraz na początku lekcji przyszła delegacja „starszych” i ogłosiła, że właśnie odbywają się wybory do samorządu szkolnego, więc pierwszaczki również muszą oddać swój głos. Po zakończeniu głosowania roztargnienie klasy jeszcze bardziej wzrosło.
Przez nią jeszcze po śmierci przemawia. Hebr. 11:4
Modlitwy twoje i jałmużny twoje jako ofiara dotarły przed oblicze Boże. Dzieje Apostolskie 10:5
Bóg kształtuje świat poprzez modlitwy. Modlitwy są nieśmiertelne. Usta, które je wypowiedziały mogły zamknąć się w chwili śmierci, serce, które czuło je, mogło przestać bić, ale modlitwy przeżyją życie wieku, przeżyją świat. Ten jest nieśmiertelny, kto najwięcej i najbardziej się modlił. To są Boży bohaterowie, Boży święci, Boży słudzy, Boży zastępcy. Modlitwy Bożych świętych są głównym trzonem w Niebie, poprzez który Chrystus kontynuuje Swoją wielką pracę na ziemi. Rozpaczliwa walka i potężne konwulsje na ziemi są wynikiem tych właśnie modlitw. Ziemia jest zmieniana, rewolucjonizowana, aniołowie poruszają się z większą mocą, z szybszymi skrzydłami, i Boża polityka jest kształtowana gdy modlitwy są coraz liczniejsze, bardziej skuteczne. Prawdą jest, że największe sukcesy, które powoduje Bóg są stwarzane i kontynuowane dzięki modlitwie. Boży dzień mocy, anielskie dni aktywności i mocy istnieją wtedy, kiedy Boży kościół wchodzi w jego największe dziedzictwo najpotężniejszej wiary i najsilniejszej modlitwy. Dni Bożego zwycięstwa to te, kiedy Boży święci oddają się najsilniejszym modlitwom. E.M. Bounds
Samuel L. Brengle powiedział: „Na niektóre z moich modlitw nie widziałem jeszcze odpowiedzi, ale inne, które wylałem ze łzami i usilnym pragnieniem Jego chwały i zbawienia i uświęcenia człowieka pięćdziesiąt lat temu spełniają się na moich oczach.”
Od kilku miesięcy docierają do nas przerażające informacje z terenów ogarniętych apokaliptycznym wręcz prześladowaniem.
Powszechnie dostępne i wstrząsające materiały wizualne pozwalają choćby w niewielkim stopniu pojąć ogrom cierpienia, z którym spotykają się codziennie miliony wyznawców Jezusa.
Trzecioligowe chrześcijaństwo?
W obliczu takiego heroizmu, zachodnie chrześcijaństwo wydaje się być zaledwie trzecioligowe. Nikt przecież nie spali jutro naszych domów, nie będziemy mieć okazji na wyartykułowanie bohaterskiego „nie” pod powiewającymi sztandarami Mahometa. Czy tym samym skazani jesteśmy na łatwiejszą odmianę wiary? Wygodniejszą ścieżkę za Chrystusem? Alternatywną, lecz mniej spektakularną wersję chrześcijaństwa? Czy deficyt męczeńskiego cierpienia pozbawia nas możliwości zachowania dynamizmu pierwszego Kościoła? Czy imię Jezusa na popękanych ustach ścinanej głowy warte jest więcej od naszych wieczornych, zupełnie zwyczajnych modlitw?
Niekiedy trudno odpędzić się od myśli, że prawdziwa duchowa walka i autentyczne chrześcijaństwo wydarza się raczej tam niż tutaj. W obliczu śmierci wszystko staje się przecież prawdziwsze i bardziej bezkompromisowe. Spotykamy się co niedzielę w ładnych budynkach i śpiewamy podniosłe pieśni o noszeniu krzyża, podczas gdy w Syrii wyznawców Jezusa po prostu krzyżuje się na rogatkach uczęszczanych ulic. Trudno to wyrazić, ale gdzieś wewnątrz siebie czujemy, że daleko nam do tego poziomu autentyczności. Czujemy się trochę jak licealiści uczący się wciąż alfabetu, podczas gdy rówieśnicy zdają właśnie egzamin dojrzałości. Historia Kościoła obfituje zresztą w życiorysy ludzi, którzy wręcz wspinali się na stosy w poszukiwaniu chwały męczeńskiej śmierci. Czy taka perspektywa zasługuje na aprobatę? Jestem przekonany, że nie.