Kanał kazań i reportaży – Różnorodny wykład Słowa Bożego oraz zbiór reportaży i audycji pozyskanych od Fundacji Głos Ewangelii. W tle starannie wyselekcjonowane hymny i piosenki anglojęzyczne.
Kazania – Różnorodny wykład Słowa Bożego zwiastowanego przez znanych kaznodziejów i ewangelistów. Kanał adresowany do tych, którzy chcą się zatrzymać i pomyśleć, po co żyją.
Natrafiłem dziś w Księdze Malachiasza na słowa świadczące o poważnym kryzysie wiary. Stwierdziliście: Próżna to rzecz służyć Bogu! I jaki pożytek, że przestrzegaliśmy Jego poleceń i że chodzimy niczym pokutnicy przed JHWH Zastępów? My teraz uważamy zuchwałych za szczęśliwców. Powiodło się też czyniącym niegodziwość. Wystawiają przy tym na próbę Boga i uchodzi im to [bezkarnie]. Tak to mówili bojący się JHWH, każdy do swego bliźniego, a JHWH zwrócił na to uwagę i usłyszał, i zostało to zapisane w księdze pamiątkowej przed Jego obliczem dla bojących się JHWH i poważających Jego imię [Ml 3,14-16].
W głowach zasadniczo bojących się Boga ludzi nastąpiła poważna zmiana myślenia. Wcześniej o mały włos doszłoby też do czegoś takiego w sercu Asafa, który w Psalmie 73 opisał własne rozterki na tym polu. Tak jest do dzisiaj. Widok pomyślności ludzi bezbożnych sprowadza niejedną bogobojną duszę nad urwisko zwątpienia. Dlaczego mamy wciąż pod górkę, a oni, lekceważący Boga i Jego Słowo, mają się tak dobrze?
Wygłoszono w Enfield, Connecticut, 8 lipca 1741 r.
Ich noga potknie się we właściwym czasie. (5 M 32:35) Werset ten pokazuje groźbę gniewu Bożego nad niesprawiedliwymi, niewierzącymi Izraelitami - nad widzialnym ludem Bożym, mającym dostęp do środków łaski, który jednak pomimo wszystkich cudownych dzieł, jakich dokonał dla nich Bóg, jak pokazuje werset 28, jest ludem bezradnym i ich nie rozumie. Mając wszelakie dobra niebieskie wydali gorzki i trujący owoc, jak o tym mówią dwa poprzednie wersety. Werset, który wybrałem na dzisiejsze rozważanie: "ich noga potknie się we właściwym czasie", pokazuje grozę kary i zguby, na którą narażeni byli owi nieprawi Izraelici:
To, że zawsze byli oni narażeni na zgubę; tak jak ten, który stoi bądź kroczy po śliskich drogach i zawsze jest narażony na upadek. Pokazuje to sposób, w jaki nadejdzie ich zguba: przez potknięcie się. Tę samą myśl wyraża Psalm 73:18: "Zaprawdę postawiłeś ich na śliskim miejscu, strącasz ich do przepaści".
To, że zawsze byli narażeni na nagłą, niespodziewaną zgubę. Ten, który kroczy po śliskim gruncie w każdej chwili może upaść, nie może przewidzieć czy za chwilę będzie stał czy też upadnie, a kiedy upada, pada natychmiast i bez ostrzeżenia. Jest to również wyrażone w Psalmie 73:18-19: "Zaprawdę, stawiasz ich na śliskim gruncie, Strącasz ich do przepaści w zagładę. Jakże niszczeją, jakby w jednej chwili".
To, że narażeni są na upadek z własnej winy - nie padają popychani ręką innego. Ten, kto kroczy po śliskim gruncie, może upaść pod własnym ciężarem.
Kościół, a w wymiarze lokalnym Zbór, to ludzie wyrwani ze świata, obmyci z jego brudu, to ci, którzy doznali uświęcenia i dostąpili usprawiedliwienia przez Pana Jezusa Chrystusa. Apostoł Paweł do Zboru w Koryncie pisał: „Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi nie odziedziczą Królestwa Bożego! Nie łudźcie się! Ludzie dopuszczający się nierządu, bałwochwalcy, cudzołożnicy, uprawiający prostytucję, homoseksualizm, złodzieje, chciwcy, pijacy, oszczercy i zdziercy nie odziedziczą Królestwa Bożego. A takimi właśnie niektórzy z was byli. Obmyliście się jednak, doznaliście uświęcenia i dostąpiliście usprawiedliwienia w imieniu Pana, Jezusa Chrystusa, i w Duchu Świętym” (1 Kor 6,9-11 NP). Ludzie, których Nowy Testament nazywa Kościołem, w swoim praktycznym życiu wyrażają wiarę w realność zmartwychwstałego Zbawiciela. Kościół to żywy organizm powołany przez Boga do życia dla Boga i wyrażania stanowiska Boga w języku zrozumiałym dla otoczenia.
Z praktycznego punktu widzenia Kościół to obszar obserwowania, konsumowania i aktywnego uczestnictwa. Kościół można obserwować, w Kościele można się nakarmić Bożym Słowem, Kościół jest przede wszystkim jednak miejscem aktywności duchowej. W Zborach, które są lokalnym wymiarem Kościoła Powszechnego pojawiają się przynajmniej trzy rodzaje ludzi: obserwatorzy, konsumenci i uczestnicy.
Jesteśmy w podróży. Ten świat nie jest naszym domem. Często tę prawdę uświadamiamy sobie wtedy, gdy jesteśmy zasmuceni, czy samotni. Gdy powodzi nam się dobrze, wtedy czujemy się bardziej komfortowo tu na ziemi. Pewnie to bardzo dziwne dla ludzi, którzy nie żyją to samą nadzieją, co chrześcijanie, że żyjemy tęsknotą, która wiedzie nas bliżej Jezusa…
Mówią: Niebo jest piękne, a życie tutaj (na ziemi) też,
Lecz jeśliby powiedziano, że mam wybrać między tymi dwoma,
Poszedłbym do domu, do którego należę.
Czasem, kiedy marzę, to nie jest to niespodzianką,
Że gdy spojrzysz w moje oczy, zobaczysz to uczucie tęsknoty za domem*
Ja idę do domu, idę do domu, do którego należę.
Lecz dopóki jestem tutaj służę Mu z radością i śpiewam mu te wszystkie pieśni.
Jestem tu, lecz nie na długo.
Gdy czuję się samotny, gdy czuję smutek,
To jest to taką radością, że ja tylko tędy przejeżdżam,
Zmierzając w kierunku domu,
Idę do domu, do którego ostatecznie należę.
Lecz dopóki jestem tutaj służę Mu z radością i śpiewam mu te wszystkie pieśni.
Jestem tu, lecz nie na długo.
I pewnego dnia, gdy będę spać,
Gdy śmierć zapuka do mych drzwi,
Obudzę się, by dowiedzieć się, że już nie tęsknię za domem*.
Już będę w domu.
* ang. homesick - tęsknota za domem, ojczyzną, literalnie choroba domowa
Serdecznie zapraszamy do wysłuchania kazania pt."Zwycięstwo nad urazą i niechecią" wygłoszonego przez br. Wiesława Didoszaka pastora zboru "Betlejem" w Krakowie.
Można je odsłuchać również bezpośrednio ze strony naszego radia.
„Jezus jest mym Panem” – śpiewamy, „Panie…” – modlimy się, „Pan Jezus” – tak go nazywamy. Czy zdajemy sobie sprawę, że wyznając Jezusa Panem określamy nie tylko to, kim On jest w stosunku do nas, ale również to, kim my jesteśmy w stosunku do niego? Jeśli On jest naszym Panem, my jesteśmy jego sługami.
Gdy zachęcamy innych do chrześcijaństwa, zazwyczaj opowiadamy świadectwa o tym, w jaki sposób Bóg ulepszył nasze życie. Mówimy o jego dobroci i nieskończonej miłości, jaką objawił w śmierci Jezusa za nasze grzechy. Mówimy o obietnicy życia wiecznego dla tych, którzy po prostu uwierzą Jezusowi. Jednak kiedy już uda nam się nakłonić kogoś do zrobienia pierwszych kroków w kierunku wiary, okazuje się, że do tego po prostu dołączony jest obszerny komentarz drobnym drukiem, zawierający między innymi takie zastrzeżenia, jak „Możliwa utrata sympatii przyjaciół i rodziny, konieczne zrzeczenie się wszelkich posiadanych dóbr, w niektórych lokalizacjach możliwe zagrożenie zdrowia i życia”. Jeśli bycie chrześcijaninem wydaje ci się proste, to prawdopodobnie Jezus nie jest twoim Panem. Być może jest twoim autorytetem, idolem lub bożkiem, którego błogosławieństwo chcesz otrzymać w zamian za pójście do kościoła czy przeczytanie rozdziału Biblii. Ale bycie pod panowaniem Jezusa zawsze łączy się z trudem, ponieważ wymaga od nas śmierci czegoś, co jest nam najbliższe – istoty naszego „ja”.
Zawsze myślałam, że ufanie Bogu nie sprawia mi trudności. We wszystkich smutkach i problemach potrafiłam dostrzegać Boże działanie i poddawać się Jego doskonałemu planowi. Jednak w momencie, gdy werset z listu do Hebrajczyków 10,35 odbił się wielkim echem w moim sercu, siedziałam na balkonie z zapchanym nosem, próbując zignorować nieustający ból głowy i resztkami sił zmusić się do przeczytania czegoś z Biblii i odezwania się do Boga choć jednym słowem.
Działo się to w lipcu, gdy dochodziłam do siebie po operacji zatok. Już od dłuższego czasu miałam problemy ze zdrowiem – ciągłe przeziębienia, zapalenia krtani, podczas których czasem zupełnie traciłam głos. Aż w końcu doszło do tego, że w ogóle nie byłam w stanie śpiewać – problemy z zatokami wpływały na stan krtani. Otrzymałam od lekarza zwolnienie ze śpiewania do czasu wykonania operacji zatok, która miała rozwiązać problem. Przez pół roku mojego nieśpiewania i czekania na operację modliło się o mnie bardzo wiele osób. Miałam nadzieję, że Bóg mnie uzdrowi, a operacja nie będzie potrzebna. Ale Bóg milczał. Moja wiara w uzdrowienie zgasła dopiero wtedy, gdy wybudziłam się z narkozy i zrozumiałam, że operacja właśnie się odbyła.
Wspominamy w tym tygodniu w Polsce pierwszą udaną transplantację serca. Dokonał jej zespół lekarzy pod przywództwem prof. Zbigniewa Religi w dniu 5 listopada 1985 roku w dzisiejszym Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Pierwszej na świecie udanej transplantacji serca dokonał zespół chirurga Christiana Barnarda w 1967 roku w Kapsztadzie (RPA). Nawiasem mówiąc Christian Barnard był synem pastora J. Powróćmy jednak do prof. Religi i jego osiągnięcia. Dawcą serca był człowiek w stanie śpiączki, biorcą natomiast 62-letni rolnik. Chociaż ta operacja przedłużyła mu życie zaledwie o dwa miesiące, to jednak sukces udanego przeszczepu bardzo popchnął kardiochirurgię w Polsce do przodu czyniąc ją jedną z najnowocześniejszych na świecie.
Przypominając dziś o tym niezwykłym majstersztyku chirurgicznym pragnę skierować naszą uwagę na biblijną obietnicę wymiany serca w sensie duchowym. Izraelici poważnie zachorowali duchowo. Serca stwardniały im do tego stopnia, że zupełnie zatracili wrażliwość na Boga i Jego Słowo. Już nawet nie udawali, że będą posłuszni Bogu. Na wezwania do nawrócenia odpowiadali: Nic z tego! Pójdziemy raczej za naszymi zamysłami i każdy z nas kierować się będzie uporem swojego złego serca [Jr 18,12]. Na szczęście Bóg jest miłością. Pomimo takiej postawy, nie spisuje człowieka od razu na straty. Niczym doświadczony kardiochirurg postanawia wymienić niezdolne do pokuty serce. I dam wam serce nowe, i ducha nowego dam do waszego wnętrza, i usunę z waszego ciała serce kamienne, a dam wam serce mięsiste [Ez 36,26] - zapowiedział synom Izraela.
Istnieje powiedzenie, że „za każdym wielkim mężczyzną stoi wspaniała kobieta”…
Czy jest to prawda? Nie wiem. Na pewno, nie zgodzę się z tym zdaniem, kiedy wypowiadane z ironicznym uśmieszkiem zawiera podtekst: „Co ci niedołężni mężczyźni zrobiliby bez nas – kobiet.” Jednak użyte we właściwym kontekście, może być prawdziwe. W jakim? Zapraszam do poznania pewnej wspaniałej kobiet…
Sabina Wurmbrand była żoną Richarda Wurmbranda – rumuńskiego kaznodziei, pastora podziemnego kościoła w czasach komunistycznego reżimu oraz założyciela „Głosu Prześladowanych Chrześcijan”. Swoją historię opowiedziała w książce „The Pastor’s Wife”1 (z ang. Żona Pastora). Choć żyła w zupełnie innych realiach, miała wiele odmiennych ode mnie poglądów, jej postawa stała się dla mnie wielkim zbudowaniem i inspiracją. Pewna jej myśl szczególnie mnie uderzyła. Oto, co napisała, kiedy po trzech latach pobytu w komunistycznym więzieniu i obozie przymusowej pracy przy budowie dunajskiego kanału, została zwolniona:
Wierzący, którzy cierpieli za wiarę, byli traktowani przez innych chrześcijan niemal w bałwochwalczy sposób. Wszystko, co mówiliśmy, było „ewangelią”. Niesie to jednak ze sobą pewne zagrożenie. Męczennicy nie tworzą prawdy. To Prawda tworzy męczenników. Musiałam być bardzo stanowcza i powstrzymywać ludzi przed traktowaniem mnie z nadmierną czcią.2